2 lata więzienia za próbę wyłudzenia kamienicy. „Nadaje się na scenariusz filmu”

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Sąd Okręgowy w Krakowie skazał dwóch mężczyzn na karę więzienia za próbę wyłudzenia udziałów w dwóch kamienicach. Aleksander L. usłyszał wyrok 1,5 roku pozbawienia wolności, a jego pełnomocnik Adam W., z którym razem działali, 2 lata więzienia oraz 8 lat zakazu wykonywania zawodu. Sprawa trwała kilka lat, potrzebna była pomoc prawna z Argentyny, USA oraz Ukrainy, gdzie doszło do sporządzenia fałszywych dokumentów.

Starania dwóch mężczyzn o wyłudzenie części własności dwóch kamienic: przy ul. Dietla 101 oraz Koletek 11 o wartości blisko 3,3 mln złotych rozpoczęły się około roku 1999. Krakowianin zjawił się w kraju z ręcznie sporządzonym przez ostatniego żyjącego członka rodziny Feinerów testamentem oraz świadectwem śmierci pozostałych krewnych Samuela Feinera. Sprawa dotycząca kamienic toczyła się na początku XXI wieku i była dwukrotnie umarzana. Dopiero w 2011 ruszyła na poważnie.

Sędzia Maciej Czajka obszernie wytłumaczył, na czym polegał proceder trwający 14 lat oraz dlaczego takie a nie inne kary zostały wymierzone.

Mieli umrzeć we Lwowie

Jeżeli mówi się o polskich Żydach, którzy przetrwali wojnę, wielu osobom kojarzy się to z cudem. Encyklopedia Holokaustu podaje, że populacja tego narodu z 3 mln przed wojną spadła do ok. 45 tysięcy w 1945 roku. Skazani mogli w tych liczbach upatrzyć swoje szansę. To im się jednak nie udało.

Adam W. jest doświadczonym prawnikiem. Zna się nie tylko na wszelkiego rodzaju kodeksach, ale również na lukach w prawie, których nie brakuje. W tym przypadku jednak wraz z Aleksandrem L. nie wykorzystali żadnego kruczka, a sfałszowane dokumenty oraz zaświadczenia.

Sąd ustalił, że oskarżeni wraz z nieustaloną osobą podrobili testament Samuela Feinera, który miał rzekomo wraz ze wszystkimi swoimi bliskimi zginąć w 1941 roku we Lwowie, co miało potwierdzić zaświadczenie. Na podstawie tych dokumentów dokonali wyłudzenia kolejnych, potrzebnych do przejęcia części kamienic.

Interweniowali mieszkańcy

Sędzia podkreślił, że dużą rolę w sprawie odegrali mieszkańcy z kamienicy przy ul. Dietla, którzy zaangażowali się w wyjaśnienie wszystkich niejasności. Okazało się bowiem, że po wojnie prawowity właściciel nieruchomości przebywał w Krakowie. I co więcej, zachowały się dokumenty z jego zmiany imienia i nazwiska na niekojarzące się z narodowością żydowską. Między innymi podpis Feinera vel Stokowskiego został poddany opinii grafologicznej wraz z przedwojennym podpisem pod innym dokumentem. Te były zbieżne, ale nie pokrywały się z podpisem testamentu.

Do tego momentu istniały już dwa dowody mówiące o tym, że ani ułamek kamienicy nie należy się wnioskodawcom. Mimo wszystko śledczy poszli dalej i dotarli do dokumentów, które poświadczyły o tym, że rodzina Feinerów wcale nie zginęła we Lwowie. Jeden z członków rodziny zmarł przed wojną, ale inni nie – żyli w Argentynie, gdzie umarli dopiero w latach 80. oraz w Stanach Zjednoczonych.

W USA żył sam Samuel Feiner, który został w 2006 roku przesłuchany. Pięć lat później zmarł. Sąd uznał, że to on jest tym, do którego należały udziały w kamienicach i na pewno to nie on napisał testament, który posiadali skazani.

Nieład na Ukrainie

Zarówno testament, jak i zaświadczenia zostały wydane na Ukrainie. Śledczy udali się Państwowego Archiwum we Lwowie, aby zobaczyć oryginał. Okazało się jednak, że zniknął. Tam, gdzie miał być, zostały tylko szczątki papieru. Jak podkreślał sędzia Czajka, nikt nie potrafił wyjaśnić, jak to się stało. Co ciekawe, dyrektor lwowskiego archiwum wydał zaświadczenia, które nie do końca odpowiadały treści notatki policji z 1941 roku. Było obszerniejsze i pasowało do całej historii, co może sugerować, że również któryś ukraiński urzędnik, (sam dyrektor tłumaczył, że tylko podpisywał), był zamieszany w proceder. Tego jednak sąd nie roztrząsał.

Rok wolności cenniejszy niż złoto?

Prokuratura Okręgowa w Krakowie domagała się wyższych wyroków – 3 lat dla W. i 2 dla L. Dodatkowo kary grzywny miały być dotkliwsze. Sędzia jednak skorzystał z szerokiego spektrum, jakie daje mu kodeks karny. Podkreślając, że do przestępstwa nie doszło, wyważył, że wyrok, jaki wydał, będzie najbardziej odpowiadał temu przestępstwu.

Sędzia Czajka stwierdził, że w grę wchodziła duża wartość szkody, ale z drugiej strony nie doszło do jej powstania. Mimo wszystko tak długotrwałe działania oskarżonych pokazują ich zaangażowanie i natężenie złej woli.

Maciej Czajka zaznaczył również, że sam Adam W., który jest adwokatem, człowiekiem z powołaniem do przestrzegania prawa, popełnił największe zło. I dlatego otrzymał wyższą karę niż L.

– Wszystkich, którzy twierdzą, że rok czy 2 lata w więzieniu to mało, niech sami tego spróbują. Pozbawienie wolności jest coraz bardziej dolegliwe. Nie chodzi więc o to, aby dać poczucie igrzysk, ale o sprawiedliwość – argumentuje sędzia.

Infamia, czyli pozbawienie czci i praw obywatelskich nie jest stosowana, jednak jej zamiennikiem może być, przynajmniej dla W., ośmioletni zakaz wykonywania zawodu, a z uwagi na jego wiek, być może już dożywotnim. Dodatkowo musi zapłacić 21 tys. zł kary grzywny.

Materiał na scenariusz

– To nadaje się na scenariusz dobrego filmu. Dotyczy historii, skomplikowanych losów ludzkich. A ustalenie stanu faktycznego wymagało badania dokumentów przedwojennych, wojennych i powojennych – stwierdził sędzia.

Na razie nie wiadomo, czy skazani odwołają się od wyroku. Prokuratura również najpierw zapozna się z pisemnym uzasadnieniem, zanim będzie się domagać zwiększonej kary.

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Stare Miasto