Anatomia miasta. Sortownia śmieci od środka [ZDJĘCIA]

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Przezroczyste butelki PET osobno, niebieskie osobno, zielone osobno. Papier tu, kartony obok. Do tego jeszcze plastikowe opakowania, folia i metale – z podziałem na żelazo i aluminium. Każdy ze śmieci, które wrzucamy do kosza, musi trafić w przeznaczone dla siebie miejsce. Dzieje się to wszystko w sortowni w Baryczy, na południu miasta.

Do sortowni przy ul. Krzemienieckiej trafia cała zawartość żółtych pojemników i żółtych worków (tych na odpady segregowane) i dzwonów.

Śmieciarki z segregowanymi odpadami ustawiają się w kolejce i jedna po drugiej wysypują zawartość za bramą hali. Budynek wypełniony jest taśmami, kontenerami, ciągami schodów i platform oraz niewielkimi przeszklonymi pomieszczeniami. Niedawno przeszedł modernizację, która kosztowała 24 miliony złotych.

Maszyna zastąpiła człowieka

Dzięki temu cały proces sortowania śmieci został usprawniony i przyspieszony. – Wcześniej to była przede wszystkim sortownia ręczna. Sucha frakcja ze śmieciarki trafiała na taśmę, a tam pracownicy musieli ręcznie wybrać poszczególne rodzaje odpadów – tłumaczy Piotr Odorczuk, rzecznik prasowy Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania. Teraz cały proces jest zautomatyzowany – pracownicy wciąż są potrzebni, ale już tylko do obsługi maszyn i końcowej kontroli sortowania. Najcięższą pracę wykonują za nich maszyny.

Wróćmy do sterty odpadów przy bramie. Kursująca bez przerwy ładowarka nabiera materiał i wrzuca go w miejsce, z którego odpady zaczynają swoją podróż po taśmach. Jeśli odpady są w workach, to w pierwszej kolejności są one rozrywane przez rozrywarkę. Potem trafiają do wstępnej kabiny, gdzie pracownicy ręcznie wybierają zbyt duże przedmioty. To np. duże kartony, ale też rzeczy, które nigdy nie powinny trafić do żółtego kosza, lecz do lamusowni – np. deski, opony itp. Taki element może zablokować ruch maszyny i przerwać cały proces sortowania, dlatego tak istotne jest wyeliminowanie go już na pierwszym etapie.

Małe śmieci odpadają

Później materiał trafia do urządzenia, które przypomina ogromną pralkę. Śmieci wirują w bębnie z sita o odpowiedniej gęstości, dzięki czemu eliminowane są te najmniejsze, bezwartościowe z punktu widzenia recyklingu (do 40 mm). Wyłapuje się z nich jeszcze tylko stal. To argument, dla którego plastikowe butelki (po zgnieceniu) należy wyrzucać razem z nakrętką. Nakrętka wyrzucona osobno wypadnie poza sito i nie zostanie powtórnie wykorzystana, lecz trafi do spalarni. Podobnie jest z wszystkimi małymi elementami.

Dla sortowni najistotniejsze są te śmieci, które mieszczą się w przedziale 40–340 mm. Przechodzą one taśmami przez kolejne separatory optyczne. To urządzenia, które skanują wjeżdżające odpady i wybierą taki rodzaj, na jaki są w danym momencie ustawione, np. plastikowe butelki, z podziałem na kolory. Strumień sprężonego powietrza wyrzuca butelkę na przenośnik taśmowy, a cała reszta materiału spada niżej i jedzie na taśmie do kolejnego separatora, który ustawiony jest na inne tworzywo. W ten sposób każdy typ odpadu zostaje oddzielony od pozostałych. W ramach modernizacji w sortowni zamontowanych zostało pięć takich separatorów, które umożliwiają wydzielenie ośmiu rodzajów surowców.

Trzeba skontrolować

Separatory sortują odpady bardzo szybko, ale nie robią tego ze stuprocentową dokładnością. Dlatego potrzebni są pracownicy, którzy na ostatnim etapie skontrolują jeszcze ich działanie. Posortowane przez maszynę odpady przejeżdżają więc kolejnym taśmociągiem przez kabinę doczyszczania, w której pracownicy wyłapują to, czego nie zauważyło urządzenie.

Z dużych odpadów, tych większych niż 340 mm, wybierane są jeszcze kartony czy folie. Reszta jest sprasowywana w bele i przerabiana na paliwo alternatywne, które jest przekazywane do cementowni i zastępuje węgiel.

Wyrzucaj puste butelki

W tej samej hali, ale niezależnie od opisanych powyżej urządzeń, działa też instalacja do odzyskiwania szkła. Tutaj udział człowieka jest większy – to pracownicy sprawdzają materiał przejeżdżający na taśmie i usuwają z niego zanieczyszczenia oraz wybierają osobno szkło bezbarwne. Cała reszta, a więc szkło zmieszane, trafia w inne miejsce – do betonowego boksu. W tej formie obydwa rodzaje są wysyłane do huty szkła.

– Ważne jest, by słoiki czy butelki były puste i w miarę czyste. Nie trzeba ich koniecznie myć, ale żeby nie było w nich zawartości – mówi Piotr Odorczuk. Podobna zasada dotyczy też plastikowych odpadów – jeśli w środku są np. niedopałki papierosów, butelka staje się bezużyteczna. Tak samo plastikowa torba z organicznymi odpadami czy kubek ze spleśniałym jogurtem. Nawet nie ma jak tego opróżnić w działającej instalacji.

Największym zagrożeniem w sortowni są odpady niebezpieczne. Np. igły od strzykawek, których pod żadnym pozorem nie wolno wyrzucać do kosza. Choć urządzenia powinny je wyłapać, istnieje ryzyko, że pracownik przy taśmie się ukłuje i zarazi. Podobnie jest z substancjami chemicznymi, kwasami czy farbami, które powinny być oddawane w lamusowni. Taki obiekt jest nie tylko przy Nowohuckiej – nietypowe i niebezpieczne odpady można też oddać w Baryczy.

Niebieskie też sortują

W budynku obok znajduje się druga sortownia, tym razem przeznaczona na odpady zmieszane. Trafia tam tylko ich część, ponieważ większość jest wywożona bezpośrednio do spalarni przy Giedroycia. W drugiej sortowni podstawowym zadaniem jest wybranie wszystkiego, co nadaje się do segregacji, a więc śmieci, które mieszkańcy wrzucili do niebieskiego pojemnika, choć powinni do żółtego. Mimo iż system działa już od kilku lat, część mieszkańców wciąż nie chce lub nie potrafi segregować śmieci. Co ciekawe, z obserwacji MPO wynika, że najbardziej oporni są pod tym względem studenci, co widać po zawartości śmieciarek obsługujących takie rejony jak miasteczko studenckie. Jak widać, starsi mieszkańcy łatwiej zmienili swoje dotychczasowe przyzwyczajenia.

Druga sortownia ma też inne zadanie – ma oddzielić tzw. frakcję biodegradowalną, która trafia do specjalnych kontenerów, jest poddawana procesowi suszenia i stabilizacji biologicznej, co znacząco ogranicza masę tych odpadów. Ostatecznie więc na znajdujące się tuż obok składowisko odpadów trafia tylko nieco ponad 4 procent wszystkich odpadów. To już materiał, którego nie da się w żaden sposób wykorzystać, nawet spalić. Dla porównania, w 1995 roku było to 100 procent produkowanych przez krakowian śmieci. Obecnie cała reszta jest spalana w spalarni lub odzyskiwana.

Przychód wraca do systemu

Końcowym produktem działania sortowni są duże sprasowane kostki – kartonu, papieru czy plastiku. Są one sprzedawane do recyklingu zewnętrznym odbiorcom, a przychód ze sprzedaży wraca do systemu. To, co nie zmieściło się w żadnej kategorii, jest wywożone do spalarni.

Cały system gospodarowania odpadami w Krakowie kosztuje 185 milionów złotych rocznie. Zgodnie z ustawą, pieniądze z opłat od mieszkańców muszą być wykorzystane właśnie na ten cel i miasto nie może ich wykorzystać w żaden inny sposób.

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Swoszowice