Między lądowaniem na Księżycu pierwszych ludzi a obchodami 25-lecia powstania Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej nastąpiło otwarcie Domu Handlowego Jubilat. Na szczęście dla osób, które planowały tę inwestycję. Była ona bowiem opóźniona. I to znacznie.
W trzecim i czwartym tygodniu lipca 1969 roku krakowska prasa niemal tyle samo miejsca poświęciła misji Apollo 11 na Księżyc, co przygotowaniom i później obchodom 25 rocznicy „odzyskania niepodległości” lub „wolności”, jak kto woli.
W prasie pojawił się „akt urodzenia PRL-u”. Przypomniane zostały historyczne chwile powiązane z „bratnim narodem”, opisano, jak (wspaniale) rozwijała się Polska ludowa. 22 lipca – według Gazety Krakowskiej – przez Warszawę przeszła „wielka parada młodości, piękna i siły”.
Rozważano też o dalszych losach podboju kosmosu, podkreślając, że Księżyc nie należy do nikogo. Przy okazji poinformowano opinię publiczną o misji Łuna-15. Pierwszej radzieckiej sondzie, której celem było wylądowanie na srebrnym globie, pobranie próbek i powrót na Ziemię. Misja zakończyła się katastrofą 21 lipca 1969 roku. O tym jednak nie wspomniano.
Sam „Jubilat” dostał trochę miejsca na łamach krakowskich gazet, jednak niezbyt wiele, okupując raczej ostatnie strony.
„Nietypowe sylwetki”
17 lipca 1969, czyli dzień po starcie Apollo-11, pojawiła się informacja, że 19 lipca nastąpi „oficjalne przekazanie obiektu załodze”. – W tym samym dniu będzie czynny SAM z uwagi na bogate zaopatrzenie w artykuły garmażeryjne, których nie można zbyt długo przechowywać. Natomiast do pełnej sprzedaży towarów różnego asortymentu, „Jubilat” przystąpi 23 lipca – poinformowała Gazeta Krakowska.
– Obok działalności handlowej prowadzone będą tutaj punkty usługowe „Praktycznej pani” z gabinetami: kosmetycznym i fryzjerskimi. Zorganizowano również punkt krawiecki z myślą o osobach mających tzw. nietypowe sylwetki. Po dokonaniu zamówienia odzież dla klientów wykonywać będą Zakłady Odzieżowe „Vistula" po cenach konfekcyjnych – można było przeczytać.
„Jubilat” prezentem
21 lipca ta sama gazeta pisała o domu handlowym w ten sposób: „Piękny to prezent dla mieszkańców naszego miasta w roku jubileuszowym PRL i w 60 rocznicę spółdzielczości spożywców w Krakowie”. Wiadomo więc, do czego nawiązywała nazwa.
Przy przecięciu wstęgi obecni byli lokalni oficjele komunistyczni i prezes Zarządu Zjednoczenia Spółdzielczości Spożywców „Społem” Irena Strzelecka (uczestniczka Powstania Warszawskiego i przedwojenna kierowniczka sklepu w Pruszkowie). Dziennikarz GK mógł zwiedzić ośmiokondygnacyjny budynek, którego budowa pochłonęła 60 mln złotych i w którym pracowało 300 osób.
O tym, że otwarcie było opóźnione o pięć lat, nikt się nie zająknął.
Plany
Prace związane z „Jubilatem” rozpoczęły się niemal równo 60 lat temu. Echo Krakowa 29 grudnia 1960 roku uroczyście obwieściło, że w kwietniu roku następnego rozpocznie się budowa „olbrzymiego domu handlowego PSS”. Prace miały potrwać około czterech lat.
Pisano o tym, że koszt budowy wyniesie 42 mln złotych i całość zostanie oświetlona jarzeniówkami o „niespotykanym dotąd nasileniu 500 luksów”. Każda kondygnacja została szczegółowo opisana, również prasa miała dostęp do informacji, skąd „kupcy” wezmą pieniądze na przedsięwzięcie.
Teren pod „Jubilata” musiał zostać odpowiednio przygotowany. W tym miejscu stała bowiem ruina po zniszczonej podczas wojny drukarni.
Jednak do budowy było jeszcze bardzo daleko. Prace się rozpoczęły, ale szybko stanęły. W sieci znajduje się wspomnienie z tego okresu architekta Tadeusza Binka (zmarł 20 września 2017 roku), który… tak naprawdę był ojcem „Jubilatu”.
Ratownik
Tadeusz Binek w 1999 roku zamieścił na swojej stronie internetowej wspomnienie z tego okresu.
– W lutym 1965 r. zjawił się w Krakowskim Biurze Projektów Budownictwa Ogólnego, w którym pracowałem, mój przyjaciel Igor Stachniak z prośbą o przyjęcie zlecenia na opracowanie dokumentacji technicznej na budowę dużego domu towarowego dla Powszechnej Spółdzielni Spożywców „Społem” w Krakowie – zaczyna swoją opowieść Tadeusz Binek na stronie binek.pl.
Architekt usłyszał, że trzy lata wcześniej został przeprowadzony konkurs na projekt koncepcyjny. Zwyciężył Spółdzielczy Zespół Projektowy. W międzyczasie trwały przygotowania działki. Binek wspomniał, że „roboty ziemne wykazały bardzo niekorzystne warunki gruntowo-wodne, konieczne stało się więc posadowienie budynku na tzw. wannie szczelnej oraz podmurowanie fundamentów ścian sąsiednich istniejących 5-kondygnacyjnych budynków mieszkalnych”.
Prace jednak przerwano na prawie dwa lata, bo brakowało pełnego projektu technicznego. Później zrobiło się jeszcze gorzej.
– Mianowicie przestał pracować w „Społem” dotychczasowy koordynator inwestycji inż. S. Łysoń, a co gorsza, główny projektant-architekt wyemigrował do Izraela, zmieniając sobie ojczyznę. Cały dotychczasowy zespół projektowy się wtedy rozsypał, a samo biuro spółdzielcze wkrótce uległo likwidacji. Tak więc Igor przyjechał do mego biura, a właściwie do mnie osobiście, z jednym błagalnym przesłaniem „ratujcie”! – wspominał architekt.
Po dwóch miesiącach gotowy był wstępny projekt i skompletowana kadra. Tadeusz Binek stwierdził, że na kilka miesięcy wykluczył się z życia prywatnego. Wspominał, że miał zaplanowany urlop w kwietniu, z którego zrezygnował. Jego żona z dziećmi wyjechała do Szklarskiej Poręby.
– Ja zostałem sam w Krakowie i wzorem lat kawalerskich tylko na dwa dni Świąt Wielkanocnych pojechałem do Kępna do mych rodziców, którzy bardzo mnie zapraszali – napisał.
Binek pracował po kilkanaście godzin dziennie, ale jak twierdził, nie był zmęczony. W swoich wspomnieniach pisał, że po prostu lubił tę pracę.
Latem udało się oddać głównemu wykonawcy „kilka tomów architektury i konstrukcji”, a jesienią i zimą (do grudnia 1965 roku) Binek dostarczył rysunki detali architektonicznych i innych opracowa,ń m.in. zaplecza kawiarni wraz ze wszystkimi szczegółami.
Dopiero od tego czasu termin czterech lat obwieszony pięć lat wcześniej został spełniony i krakowianie przez długie lata mogli korzystać z pierwszego domu handlowego.
Tadeusz Binek wspominał, że wziął udział w otwarciu domu handlowego i z satysfakcją przejmował podziękowania. Kilka tygodni później dostał jeszcze 5 tys. zł nagrody za swoja pracę.
– Od pierwszych dni działania "Jubilat" cieszył się wielką popularnością i na zakupy do niego przyjeżdżali klienci nawet z dalszych dzielnic miasta – podsumował architekt.