Bardzo udany FILM SHOW [RECENZJA]

Variete Film Show fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Za nami premiera nowego spektaklu w Teatrze Variete – Variete Film Show. Znane utwory filmowe w ciekawych aranżacjach, muzyka na żywo i feeria barw mogą sprawić, że nowa propozycja znajdzie uznanie wśród publiczności. Czyżby dyrektor Szydłowski zaczął znajdować przepis na sukces?

Najmłodszy krakowski teatr powoli zaczyna kusić nowymi propozycjami repertuarowymi. W ostatni weekend odbyła się premiera Variete Film Show, czyli subiektywnej podróży przez 25 wybranych piosenek. Jej reżyserem jest dyrektor teatru, Janusz Szydłowski. Chociaż trudno jednoznacznie ocenić sam musical, ale pewne jest to, że tutaj każdy znajdzie coś dla siebie. Usłyszymy subtelne „Moon River” z filmu „Śniadanie u Tiffany’ego”, zmysłowe „Lady Marmalade” z musicalu „Moulin Rouge” czy energetyzujące „Golden Eye” z filmu o Jamesie Bondzie.

Chociaż poprzednie propozycje repertuarowe teatru, czyli „Legalna Blondynka” i „Przerażony na śmierć” miały tyle samo zwolenników, co przeciwników, o Variete Film Show trzeba napisać: w Krakowie dawno czegoś takiego nie było. Co prawda do spektakli realizowanych z rozmachem jeszcze trochę brakuje, ale w we wspomnianym widowisku odnajdziemy lekkość, magię i radość.



Kiedy kiczowaty róż staje się znośny

Na scenie Variete zobaczymy artystów, których większość zasilała szeregi musicalu „Legalna Blondynka”. Dyrektorowi udaje się komponować zespół ludzi, który nie tylko wykonuje powierzone wcześniej zadania, ale profesjonalnie bawi swoimi rolami. Niektóre interpretacje jednak zawodzą, a wybór pewnych utworów trochę zakłóca narrację całego projektu. Tak naprawdę o wiele więcej mogliśmy się spodziewać po oprawie utworu „The time of my life” z filmu „Dirty Dancing”. Chociaż dobrze wykonany, brakuje mu „tego czegoś”. Może wspomniana oprawa powinna być bardziej spektakularna? To już oceni widz.

Jednym z najmocniejszych punktów Variete Film Show jest zdecydowanie Nick Sinckler. Jego niezwykły głos uwodzi w każdym wykonaniu. W pamięć szczególnie zapada jego interpretacja utworu Michaela Boltona „When a man loves a woman”.

Trudno zapomnieć również o hipnotyzującej wersji „Cell block tango” z musicalu „Chicago”. Jest trochę zmysłowo, trochę mrocznie, a przede wszystkim tajemniczo. Nie mogło zabraknąć jednego z najsłynniejszych utworów Marylin Monroe, czyli „Diamonds are a girl’s best friend”. Na scenie zobaczymy naprawdę „uroczą” interpretację, a w takim wydaniu nawet kiczowaty róż staje się znośny. Mrocznym zwieńczeniem koncertu jest  „Thriller” Michaela Jacksona. To również jeden z mocniejszych punktów programu Variete Film Show.

Lekko i radośnie

Czy tak powinien wyglądać prawdziwy Film Show? Na pewno znajdzie się kilka drobnych mankamentów. Jednak nie powinny one przesłonić całości odbioru tego widowiska. Jest przecież lekko, przyjemnie i radośnie – tak, jak powinno być w Teatrze Variete. Warto czasami wybrać się do takiej krainy, w której można się świetnie bawić i zapomnieć o rzeczywistości. Dlatego trzeba powiedzieć tylko jedno: oby więcej takich zaproszeń do muzycznych wojaży.

News will be here

Aktualności

Pokaż więcej
News will be here