Bił młotem i łomem – zabił człowieka. Obrońca chce jego uniewinnienia

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Adam J. to recydywista skazany przez Sąd Okręgowy w Krakowie na 10 lat więzienia za zabójstwo Krzysztofa P. w jednej z kamienic przy Rynku Głównym. Oskarżony bił młotem i łomem tylko po to, żeby zdobyć karty płatnicze kompana, z którym chwilę wcześniej pił alkohol. Teraz jego obrońca domaga się w sądzie apelacyjnym uniewinnienia J.

Zabójca był pracownikiem fizycznym, choć wcześniej jeździł na taksówce. Jednak rzucił pracę i najął się w budowlance. W kamienicy przy Rynku Głównym 37, gdzie były prowadzone prace, „mieszkać” pozwolił mu właściciel firmy. Tam urządzał libacje.

Krzysztofa P., warszawianina, spotkał na przystanku pod Dworcem Głównym 10 stycznia 2015 roku. Zapytał go o pieniądze na alkohol. Mężczyzna zaproponował, że napiją się razem. Poszli więc na Rynek, gdzie w kamienicy przebywało jeszcze dwóch innych mężczyzn. To właśnie tam zakończyło się życie P.

Młotem i łomem

Miało się zacząć od przekleństw, których używała ofiara. Jak wynika z aktu oskarżenia, Adam J. poczuł się nimi znieważony. Zaczął bić Krzysztofa P. po całym ciele, po czym usiadł na nim i zażądał oddania mu kart płatniczych. Przemocy używał również do wydania kodów PIN. Kiedy okazało się, że te były błędne, Adam J. uderzał pięciokilowym młotem w kolana pokrzywdzonego. Następnie raz jeszcze uderzył go łomem w bok nogi. Napastnik poszedł później na zakupy, a w tym czasie ofiara wykrwawiała się. Ostatecznie P. zmarł.

7 marca 2017 roku sąd skazał Adama J. na karę 10 lat pozbawienia wolności. Dwóch innych mężczyzn również zostało skazanych. Jeden z nich usłyszał wyrok 5 lat pozbawienia wolności, drugi dwa lata w zawieszeniu na trzy.

Chcą uniewinnienia

Zdaniem obrońcy J. opnie medyków były ze sobą sprzeczne, a sąd źle ocenił dowody. Dodatkowo sprawca miał specjalnie uderzać w bok nogi, aby nie doprowadzić do śmierci P. Dużą rolę w ocenie zdarzenia przez sąd miało mieć ustalenie czasu zgonu ofiary.

Jako pierwszy świadek zeznawał lekarz, który wykonywał oględziny zwłok po ich ujawnieniu. Jak powiedział, samego zdarzenia nie pamięta. Stwierdził tylko, że w czasie oględzin zanotował, iż niektóre części ciała były jeszcze lekko ciepłe.

Biegli, prof. med. Tomasz Konopka i Tomasz Kluza, podtrzymali swoje opinię pisemne. Na pytanie sądu odpowiedzieli, że lekka ciepłota ciała wskazuje na to, że do zgonu doszło najpóźniej kilkanaście godzin wcześniej. Zupełne wyziębienie zwłok oznacza, że człowiek zmarł nie wcześniej niż 24 godziny po ujawnieniu ciała.

– Określanie czasu zgonu to najtrudniejsza i najmniej doprecyzowana sztuka medycyny sądowej. Dokładność maleje wraz z upływem czasu od zgonu – przyznał prof. Konopka. Ekspert dodał jednak, że największą wartość mają najwcześniej przeprowadzone badania. – Podstawową informacją dla nas było to, że zwłoki były lekko ciepłe – stwierdził.

To, że ciało leżało dłużej w kamienicy, ma wskazywać autoliza (rozkład komórek). Prof. Konopka jednak temu zaprzeczył, stwierdzając, że w medycynie dość często zdarza się tak, iż gnicie występuje już w drugiej dobie po śmierci. – Medycyna nie jest nauką ścisłą – podkreśla lekarz.

Na więcej pytań biegli nie odpowiedzieli, ponieważ dotyczą one uzasadnienia stworzonego przez sąd pierwszej instancji. Do dokumentu odniosą się na kolejnym posiedzeniu.

Recydywa

Adam J. już raz osiedział dziewięć lat w celi za próbę zabicia taksówkarza w 1991 roku. Napastnik zamówił kurs do Dobczyc. W pewnej chwili wbił kierowcy nóż w brzuch. Później zrobił to jeszcze 10-krotnie podczas szarpaniny, bowiem Wiesław C. zaczął się bronić. Taksówkarzowi udało się również dać znak przejeżdżającemu obok innemu kierowcy taksówki. Razem obezwładnili 19-letniego wówczas J. i doprowadzili do komisariatu. Przestępca opowiadał śledczym, że wcześniej stracił pracę i okradł kolegę.

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Stare Miasto
News will be here