Cracovia. Hokeiści wyszli z piekła, piłkarze schodzą w jego głąb

Flagi Cracovia fot. Arkadiusz Szuba/LoveKraków.pl

To był słodko-gorzki weekend Cracovii. Zakończył się niedzielną radością z obrony mistrzostwa Polski hokeistów, ale zaczął się kolejnym fatalnym występem piłkarzy. Pierwsi z dumą mogą pić szampana, drudzy gorzkie piwo, którego sami sobie nawarzyli.

Gdzie jest kres cierpliwości

20 kwietnia Jackowi Zielińskiemu stukną dwa lata w Cracovii. Czy doczeka do jubileuszu? Przed jego drużyną, która po sobotniej wpadce w Płocku ma tylko punkt przewagi nad ostatnim Górnikiem Łęczna, dwa mecze u siebie i jeden na wyjeździe. To będą trudne spotkania, bo na Kałuży przyjadą Śląsk Wrocław (ma jeszcze matematyczne szanse na grupę mistrzowską) i mistrz Polski, aktualny wicelider – Legia Warszawa. Między spotkaniami w Krakowie Pasy czeka wyjazd do lidera z Białegostoku.

Piłkarze i trenerzy rok kończyli w minorowych nastrojach. W czerwcu świętowali zdobycie miejsca tuż za podium i awans do kwalifikacji europejskich pucharów, a na święta rozjeżdżali się jako czternasta drużyna ligi. Wiosna miała być pasiasta, wszyscy wierzyli, że grupa mistrzowska jest spokojnie do osiągnięcia. – Misja będzie trudna, ale wierzę w mój zespół – mówił Jacek Zieliński. W kadrze nie było rewolucji. Kilku zawodników odeszło, a przyszedł na wypożyczenie jedynie Słowak Jaroslav Mihalik.

Od oglądania pierwszego meczu po zimowej przerwie oczy bolały, ale krakowianom udało się wyszarpać jednobramkowe zwycięstwo w Chorzowie. Kolejny mecz był lepszy wizualnie, ale zakończył się tylko remisem. I tak do dziś Cracovia raz przegra, raz zremisuje, a u siebie nie potrafi zdobyć trzech punktów od połowy października.

Rozum kontra serce

Po kolejnych stratach punktów o grupie mistrzowskiej mówiono coraz mniej śmiało, ale rozum wciąż walczył z sercem. Po porażce 0:3 w Kielcach trener nie owijał już w bawełnę. – Znaleźliśmy się w trudnej sytuacji i musimy z niej wyjść – przekonywał i dostał od profesora Janusza Filipiaka, który jeszcze kilka tygodni temu zarzekał się, że trener będzie pracować do końca sezonu, dwa tygodnie przerwy reprezentacyjnej, by dłużej popracować z zespołem.

W Płocku Pasy grały w sobotę. Na mecz wyjechały już w czwartek rano, by po drodze zatrzymać się Sochaczewie, spokojnie potrenować i porozmawiać. Wiadomo było, że z beniaminkiem łatwo nie będzie. Z powodu kartek i kontuzji przeciwko Wiśle nie zagrało aż sześciu podstawowych zawodników, którzy przegrali 1:4.

Osłabienia to jedno, ale trener sam zaczyna rozumieć, że braki kadrowe i częste kontuzje jego piłkarzy to nie jedyne usprawiedliwienie. Nie zamierza ich zresztą szukać. – Został popełniony jakiś błąd i winę biorę na siebie. Zdaję sobie sprawę z tego, że mógł to być mój ostatni mecz w Cracovii w roli trenera – nie ukrywał mówiąc podniesionym głosem.

Kolejny mecz Cracovia zagra już w piątek ze Śląskiem. Czy władze klubu przyjmą kolejną porażkę i pozostawią trenera na stanowisku? Wiele wskazuje, że tak, choć wątpliwości, czy „słoneczko zaświeci dla Cracovii” [słowa Jacka Zielińskiego przed meczem w Płocku – przyp.red.] jest coraz więcej.

„Wróciliśmy z piekła”

Niewiele brakowało, by smutno było również w szatni hokeistów. W wielkim finale Comarch Cracovia przegrywała już 1:3. Musiała wygrać wszystkie spotkania do końca, by obronić mistrzostwo Polski. Udało się, choć w klubie zdarzali się tacy, którzy powątpiewali w końcowy sukces. – W środę mogą wygrać w Tychach, bo gospodarze będą spięci i w lodówkach będą mrozić się szampany. Na naszym lodowisku będzie jednak trudno wygrać i obronić tytuł – usłyszeliśmy od jednego z pracowników. Hokeiści pokazali jednak niesamowity charakter i wygrali mecz numer pięć, sześć i siedem. A w Tychach znów dostali obuchem w głowę. W finale z Cracovią grali szósty raz i szósty raz przegrali.

– Gdy jesteśmy pod ścianą, można z moich zawodników wycisnąć jak najwięcej – cieszy się trener Rudolf Rohaczek, który z Pasami zdobył już swoje siódme złoto, a kilka dni temu przedłużył kontrakt aż do 2020 roku.

– Wróciliśmy z piekła! Większość nas skreśliła, a my pokazaliśmy charakter. Triumfujemy w szczególnym dniu, rocznicy śmierci Jana Pawła II – podkreśla Maciej Urbanowicz, napastnik Pasów.

Hokeiści wyszli z piekła. Piłkarze schodzą w jego głąb, ale sytuacja nie jest jeszcze beznadzieja. Czym prędzej trzeba zawrócić, utrzymać się i po sezonie rozliczyć się z popełnionych grzechów.

 

Aktualności

Pokaż więcej