Dawid Szot z Wisły zdradza przepis na dobrą formę [Rozmowa]

Dawid Szot gra dla Wisły od lipca 2018 roku fot. Mateusz Kaleta/LoveKraków.pl

Obrońca Białej Gwiazdy nie zawodzi trenera Radosława Sobolewskiego, gdy musi zastąpić innego zawodnika i po długim czasie wybiec w pierwszym składzie. – Trzeba być konsekwentnym w treningu i dbać o siebie tak samo, jak dbają ci, którzy regularnie występują, by być gotowym – mówi 22-letni piłkarz.

Po wygranej nad drużyną z Niecieczy trener Radosław Sobolewski mówił o wielu bohaterach, ale na początku podsumowania spotkania wymienił właśnie pana naziwko. Przekonywał, jak ważnym jest pan zawodnikiem, że nigdy nie narzeka, ale pracuje i czeka na szansę.

Dawid Szot: Bardzo mnie cieszą te słowa. Kluczowa jest mentalność, przygotowanie się zawodników, którzy nie grają w każdym meczu. Trzeba być konsekwentnym w treningu i dbać o siebie tak samo, jak dbają ci, którzy regularnie występują, by zawsze być gotowym. Pamiętam mecz w Sosnowcu w poprzedniej rundzie i identyczną sytuację. Długo, długo nie grałem i nagle przyszła szansa. Teraz podobnie – wygrany mecz, również 2:1, więc wszystko się spina na szczęście. Trzeba cały czas być „pod prądem”. Gdy trener na ciebie postawi, a dobrze trenujesz w tygodniu, to wychodząc na mecz nie boisz się, że coś źle zrobisz, bo wiesz, że odpowiednio pracowałeś.

Zawsze miał pan takie zdrowe podejście? Nie pieklił się, gdy zabrakło w składzie? Sportowcy mają ambicję.

U każdego zawodnika, który nie zagrał, pojawia się pytanie, jaki był powód. Taka myśl jest od razu po, ale kolejnego dnia przyjeżdżasz do bazy treningowej, widzisz przed sobą kolejny mecz i musisz się do niego przygotowywać. Takie nastawienie powinien mieć każdy piłkarz z ławki lub znajdujący się poza kadrą. Momo Cisse nie miał w niej miejsca od początku roku, a dał w piątek naprawdę dobrą zmianę.

Konsekwencja Wisły zdecydowała o trzech punktach zdobytych z Bruk-Betem Termaliką?

Myślę, że tak. Trochę jej brakowało w przegranych meczach, czasem traciliśmy koncentrację. Dobrze, że spotkanie było ostre, były kartki, co chwilę ktoś leżał na murawie, dlatego nie mieliśmy czasu na rozluźnienie. Gdy Termalica grała ostro, my też nie zamierzaliśmy odpuszczać. Z Ruchem w Gliwicach od początku gra nam się nie kleiła, nie graliśmy tego co chcemy. Teraz wykonywaliśmy założenia i miejmy nadzieję, że podobnie będą wyglądać trzy ostatnie mecze.

W ostatnich minutach rywale nie potrafili was stłamsić, nie rzucili się do szaleńczych ataków. To plus dla Wisły, że im na to nie pozwoliła.

To było naprawdę fajne. Po meczu pomyślałem sobie, że wykonaliśmy dobrą robotę w defensywie. Nieraz przeciwnik dominuje w końcówce, ma sytuacje podbramkowe po rzutach z autu, rożnych, dośrodkowaniach. Trenerzy przestrzegali, że Termalica bardzo często dośrodkowuje na dalszy słupek, więc naszym zadaniem było nie dopuszczać do nich. To było kluczowe, bo rywale nie wykorzystali momentu, gdy mogli nas zaskoczyć. Dobrze, że ten mecz tak się ułożył i zachowaliśmy chłodną głowę w końcówce.

Po porażce w Łodzi stanęliście pod ścianą i tylko zwycięstwo pozostawiło was w grze o bezpośredni awans. Być może i tak czekają was baraże, ale traktujecie trzy najbliższe spotkania w tej samej kategorii? Być może szczęśliwy finał nastąpi już w ostatniej kolejce w Łęcznej?

Oby tak było! Zrobimy wszystko, co w naszej mocy. Ze względu na nasze wcześniejsze wyniki nie wszystko zależy od nas, choć rywale jeszcze mogą pogubić punkty. Patrzymy na każdy kolejny mecz i jeśli trzy wygrane nie wystarczą, to trudno. Jak trzeba będzie rozegrać nie trzy, a pięć spotkań, to również będziemy gotowi. Dysponujemy szeroką kadrą i każdy zawodnik, jak ja z Niecieczą, musi być gotowy, bo są kontuzje i kartki. Jesteśmy dobrze przygotowani fizycznie i sił nam nie zabraknie.

W niektórych meczach zmiennicy nie dali wiele, ale może ta ławka nie jest tak zła, jak niektórzy uważają?

My jesteśmy w środku i wiemy, jak pracujemy. Uważam, że mamy dobrą ławkę. Nieraz wygląda to tak, że wchodzący nie dają odpowiedniej jakości, ale czasem jest jak z Bruk-Betem. Ważna jest konsekwencja i przygotowanie, by od razu grali bez obaw.

Nie grał pan w tym roku zbyt często, ponieważ na prawej obronie dobrze radzi sobie Bartosz Jaroch, a na lewej sprowadzony zimą David Junca. Zastępował pan kontuzjowanego Hiszpana, który jest jednym z lepszych zimowych transferów. Czego można się od niego nauczyć?

Nie wiem, czy grałem dotąd z zawodnikiem, który tak dobrze dośrodkowuje lewą nogą. Ma też duży spokój przy wyprowadzeniu piłki. Gdy dostaje ją od środkowego obrońcy, ani razu nie widziałem u niego zawahania, stresu. Wiadomo, nieraz ją straci, ale z tego powodu, że coś mu nie wyjdzie. Wyciągnąłem od niego właśnie ten spokój. Jest ważny, bo chcemy grać krótkimi podaniami od bramki.

Hiszpan jest w Wiśle od pięciu miesięcy, ale widać, jak bardzo związał się z drużyną. Nie miał takiego obowiązku, a pojechał z wami na mecz z ŁKS-em, wziął udział w zgrupowaniu.

To miłe, że zawodnik, który nie musi jechać na wyjazd, chce być z nami, przeżywa mecze. Fajnie, że w tak krótkim czasie zżył się z zespołem.

Rozmawiał i notował Michał Knura


News will be here