Dopalacze na telefon

fot. KWP w Krakowie

Z badań wynika, że nieco ponad 10% uczniów gimnazjów i szkół podstawowych miało kontakt z dopalaczami. W całej Polsce w 2016 roku niebezpiecznymi środkami chemicznymi zatruło się 4,3 tys. osób. Paradoksalnie, im bardziej policjanci walczą z dopalaczami, tym są one łatwiej dostępne. W całym kraju można je zdobyć nie wychodząc z domu.

Badania z 2016 roku pokazują, że młodzi najczęściej kupują dopalacze od znajomych – blisko 37% deklaruje, że właśnie z takiego źródła czerpie środki odurzające. Jednak jeszcze powszechniejsze jest otrzymanie dopalaczy od „dostawcy”. Od nieznanego dilera kupuje je ponad 23% respondentów. Za pośrednictwem Internetu zakupów dokonuje ponad 8%, a do „sklepu” chodzi 18% odpowiadających.

Jednak zamówienie dopalaczy to teraz kwestia jednego telefonu bądź SMS-a. Można je zdobyć również pisząc maila. Jest to łatwiejsze i wygodniejsze niż wychodzenie do punktów, których, nota bene, w Krakowie już powinno nie być. Tak przynajmniej wynika ze słów byłego naczelnika wydziału do walki z przestępczością narkotykową w Krakowie.

– W ciągu ostatnich kilku miesięcy wraz z sanepidem zahamowaliśmy handel dopalaczami w lokalach. Na terenie Krakowa nie ma takiego punktu. Gdy zaczęliśmy w 2012 roku, było ich około 16, które działały 24 godziny na dobę – opowiadał w lipcu Robert Żmudzki, emerytowany już policjant.

Tymczasem sprzedaż internetowa jest na najwyższym poziomie. Pierwszy lepszy sklep, który odwiedzamy, oferuje nam naprawdę szeroką gamę środków chemicznych. Od „fake hashu” po tzw. sole piorące, które, według sprzedającego, wyprały „nie jedną głowę” (pisownia oryginalna).

Wystarczy kliknąć, przelać pieniądze na konto, którego numer dostaniemy w mailu i odebrać pakunek w paczkomacie lub od kuriera. Wszystko oczywiście płatne przed pobraniem. Sklep stacjonarny z chemikaliami znajduje się, a przynajmniej tak widnieje na stronie, w czeskiej Pradze. Policja jest więc bezradna.

Posiadanie niezabronione

A to też dlatego, że samo posiadanie nie jest zabronienie, natomiast handel jest tępiony z całą surowością. Kary grzywny sięgają nawet miliona złotych. To jednak nie odstrasza producentów i dilerów. Jak mówi Żmudzki, gram dopalacza może kosztować nawet 120 złotych. A zarabiają na tym ludzie niekoniecznie z kryminalną przeszłością. Często jest tak, że widząc zapotrzebowanie, postanowili wejść w ten rynek i korzystać z głupoty, a częściej uzależnienia ludzi.

Krakowscy policjanci zabezpieczyli już tysiące opakowań. Następnie środki te są kierowane do badań. I tu paradoks. – Później okazuje się, że są to w ponad 90% środki legalne. I tu jest problem. Idą pieniądze na badania i co? Producenci dopalaczy na całym świecie są chyba bardziej zaawansowani technologicznie i od razu reagują na różnego rodzaju listy środków zakazanych. Jeśli coś wejdzie w ustawę, automatycznie produkowany jest inny środek o zmienionej strukturze chemicznej. Prawo nie jest na tyle elastyczne – opowiadał policjant.

Sprawy w sądzie

I to przekłada się na liczbę spraw w sądach. W 2016 - do końca sierpnia 2017 roku w okręgu krakowskim prowadzonych było jedynie 18 postępowań dotyczących handlu i produkcji dopalaczy. Większość, bo 11 spraw, zostało umorzonych. Trzy z nich zostają zawieszone, a cztery zakończyły się skierowaniem aktu oskarżenia, wynika z informacji uzyskanych z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.

Warto wrócić do sprawy z maja tego roku, kiedy to na ławie oskarżonych zasiadło 11 ludzi produkujących i sprzedających niebezpieczne środki m.in. na terenie Małopolski. Jak wówczas tłumaczył Janusz Hnatko, rzecznik prasowy prokuratury, śledczy podeszli do postępowania z „nowatorskim podejściem”.

Kluczowa była ekspertyza sporządzona przez Narodowy Instytut Leków, który ocenił, że zbadane dopalacze wykazują działania psychoaktywne i mogą być groźne dla zdrowia. Wiąże się to również z orzecznictwem Sądu Najwyższego, który w maju stwierdził, że sądy mają prawo karać producentów substancji odurzających z art. 165 § 1 pkt 2 k.k., („Kto sprowadza niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia wielu osób albo dla mienia w wielkich rozmiarach: wyrabiając lub wprowadzając do obrotu szkodliwe dla zdrowia substancje, środki spożywcze lub inne artykuły powszechnego użytku lub też środki farmaceutyczne nie odpowiadające obowiązującym warunkom jakości, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8”).

Oznacza to, że producenci oraz handlarze będą surowiej karani, jeśli ekspertyzy stwierdzą, iż produkowany przez nich środek jest niebezpieczny dla zdrowia, bez względu na to, czy został on opisany jako nienadający się do spożycia lub „kolekcjonerski”.