Dwie różne przerwy, ten sam efekt

Jacek Zieliński (trener Cracovii) i Radosław Sobolewski (trener Wisły) fot. Mateusz Kaleta/LoveKraków.pl

Piłkarze Cracovii i Wisły wygrali ostatnie mecze dzięki golom strzelonym w drugiej połowie. Zdecydowały rozmowy w przerwie, które miały zupełnie inny przebieg.

W piątek, na otwarcie 21. kolejki ekstraklasy, Pasy pokonały 2:1 Stal Mielec. Goście zakończyli golem jeden z nielicznych wypadów w pierwszej części meczu. Pasy nie grały źle, więc po zejściu do szatni wystarczyła konstruktywna rozmowa o planie na drugie 45 minut, by przechylić szalę na swoją stronę.

Nie zaczęli panikować

– W szatni nie było szaleństwa, „suszarek”, rzucanych butelek. Padły konkretne komendy, prosiłem o cierpliwość i granie tego, co sobie założyliśmy, bo to przyniesie efekt. I chłopcy to zrobili – mówił trener Jacek Zieliński.

Na gola Kokiego Hinokio z 37. minuty odpowiedzieli Otar Kakabadze w 47. i Patryk Makuch w 85. – Choć straciliśmy bramkę, nie zaczęliśmy panikować, ale konsekwentnie robiliśmy swoje – podkreślał Makuch, który trafił do siatki po pięciu meczach. – Z tyłu głowy miałem myśl, że chciałbym strzelić bramkę, ale w ostatnich meczach – a wydaje mi się, że nawet w większości w tym sezonie – nie grałem na pozycji numer dziewięć. Wiem, że mam łatkę napastnika i nikt nie patrzy na mnie przez pryzmat „dziesiątki”, co po części rozumiem. Nie mogłem się jednak tym przejmować, bo wiedziałem, że mam do wykonania pracę dla drużyny – tłumaczył.

Gorąco w Gdyni

Swój ligowy mecz wygrała także pierwszoligowa Wisła. Podopieczni Radosława Sobolewskiego w pierwszej połowie w Gdyni stracili gola po uderzeniu z rzutu wolnego przez Dawida Gojnego. Po przerwie, w ciągu dziewięciu minut, Arkę na kolana rzucili Boris Moltenis (dwa razy) i Mateusz Młyński. Szkoleniowiec krakowian nie krył, że po pierwszej części spotkania było bardzo gorąco.

– Raczej nie zdradzę słów, bo mimo późnej pory, nie wypada. W pierwszej połowie nie realizowaliśmy tego, co sobie zakładaliśmy, i to musiało ulec zmianie. Przekaz w przerwie był pod kątem tego, co my mamy zrobić, a nie oglądać się na Arkę. Było zbyt mało agresywnej gry, chodziło również o to, jak prezentowaliśmy się z piłką. W pierwszej połowie bardzo mnie to denerwowało. Z jednej strony to rozumiem, bo boisko było w takim stanie, że nie nadawało się do gry, jaką chcielibyśmy pokazać – mówił „Sobol”.