Fatalne wspomnienia Wisły z jedynego sezonu rywalizacji z Radomiakiem. Gruba prezesem i bolesny spadek

Historia rywalizacji Wisły i Radomiaka w ekstraklasie to zaledwie dwie porażki krakowian w sezonie 1984/1985 i spadek obu drużyn. Ponad 36 lat temu goście przyjechali po remis, ale wygrali dzięki stuprocentowej skuteczności. W piątek Radomiak chce zagrać ofensywnie.

Jeżeli dziś trener przeprasza kibiców, to słowa te kieruje do sympatyków swojej drużyny, którzy mogą być rozczarowani po nieudanym występie. Adrian Gula przepraszał za 0:5 ze Śląskiem u siebie, Michał Probierz po przegranych derbach, zaś Czesław Michniewicz kajał się przed kibicami Legii po kolejnej porażce w Gliwicach. 36 lat temu Radomiak wygrał przy Reymonta 2:0, ale w tak słabym stylu, że trener Józef Antoniak zwrócił się do sympatyków Wisły.

– Chciałem przeprosić krakowskich kibiców za wybitnie defensywny styl gry mojej drużyny, ale po ostatnich niepowodzeniach i porażce u siebie z Ruchem postanowiliśmy tego meczu za wszelką cenę nie przegrać. Więc nie ukrywam, graliśmy od początku na remis. Zagęszczona obrona, może coś uda się strzelić z kontry. Wiem, że wyglądało to chwilami żenująco, ale nie mieliśmy innego wyjścia – mówił Antoniak.

Jego zespół marzył o jednym punkcie, a zainkasował dwa – wówczas tyle było warte zwycięstwo. „Gazeta Krakowska” pisała, że „Wiślacy gnietli przez cały mecz niemiłosiernie, w zasadzie 20 graczy zgromadzonych było stale między polem karnym gości a linią środkową”. Beniaminek przeprowadził dwie akcje i strzelił dwa gole, a Wisła za nic nie potrafiła przekuć przewagi na trafienie.

Dziennikarz Tempa dosadnie skomentował postawę obu zespołów – nieskuteczne ataki gospodarzy i murowanie bramki przez piłkarzy Radomiaka: „W momentami żenująco wręcz słabym, w obfitującym w faule i chaotycznym spotkaniu w Krakowie, tryumf święciła więc taktyka gości, którzy stosując wzmocnioną defensywę i system gry „kupę, mości panowie” odnieśli pierwsze w obecnej rundzie rozgrywek, zupełnie nieoczekiwanie, zwycięstwo”.

Dodał jednak, że gracze Radomiaka braki umiejętności „pokrywali ambicją i uporem, czego nie można powiedzieć o gospodarzach”. 

Zbyt dobrzy, by spaść. A jednak

Przed wpadką z Radomiakiem Wisła wygrała 2:0 na Legii. Tamto zwycięstwo było tylko miłą okolicznością w sezonie, który zakończył się katastrofą. Siedem lat po zdobyciu mistrzostwa Polski, drużyna w składzie z Andrzejem Iwanem, Markiem Motyką, Adamem Nawałką i Piotrem Skrobowskim znalazła się na końcu równi pochyłej, po której powoli zsuwała się w kolejnych sezonach. W końcu na trzy lata utknęła w II lidze. Nie pomogło nawet awaryjne sięgnięcie po Oresta Lenczyka – człowieka, który w 1978 roku, po 28 latach, odzyskał tytuł. Biała Gwiazda zamknęła tabelę, w 19 z 30 meczów nie strzeliła gola i razem z przedostatnim Radomiakiem spadła z I ligi. Na cztery ostatnie kolejki Lenczyk został odsunięty od drużyny, podobnie jak pięciu graczy. Nikt nie wierzył, że zespół z takimi nazwiskami może spaść. Jak widać, mógł.

Klimat zbyt gęsty, zbyt duszny i zbyt przytłaczający

Wisła psuła się od głowy. Od prezesów z milicyjnego przydziału, którzy mieli ważniejsze, polityczne sprawy na głowie. Niektórzy w ogóle nie znali się na piłce. W kwietniu 1985 roku, tuż przed spadkiem, w klubie pojawił się Jerzy Gruba. To on w 1981 roku wydał rozkaz strzelania do górników z KWK Wujek. 

W klubie i w drużynie nie było atmosfery, zanikały więzi. Piłkarze nie czuli mobilizacji, kibice powoli się odwracali. W rozmowie z TVP Sport Skrobowski opowiadał o problemie nawet ze strojami meczowymi, dlatego Wiślacy przywozili je z kadry. Później odpruwali orzełka i tak grali w rozgrywkach klubowych.

Skrobowski uważa też, że Lenczyk, który wrócił ratować I ligę, był zupełnie inny od tego, który w 1978 roku poprowadził drużynę do mistrzostwa.

– Trener miał wtedy problemy rodzinne, może obiecali mu dostęp do leczenia i lekarstw? Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wciąż mogło wtedy dużo. Lenczyk zupełnie nie interesował się zespołem! Widać było, że jest tu tylko dlatego, żeby załatwić jakiś interes! – twierdził były obrońca.

Iwan, dla którego ludzie przychodzili na trybuny, opisał tamten czas w książce „Spalony”. Czuł, że staje się wrakiem pod względem fizycznym i psychicznym. Zaczął dużo pić, to był początek jego choroby alkoholowej. „Wisła z roku 1984 i 1985 w niczym nie przypominała tej dawnej, a więc i ja coraz mniej do niej pasowałem. Cały ten klimat był zbyt gęsty, zbyt duszny i zbyt przytłaczający. Działał depresyjnie i odbierał jakiekolwiek chęci” – wyznał „Ajwen”.

Czekali ponad 36 lat

Wiślacy wrócili do I ligi (dzisiejszej ekstraklasy) w 1988 roku, po trzech sezonach w II lidze. Radomiak na ponowne występy w elicie musiał czekać 36 lat. W tym sezonie radzi sobie lepiej od krakowian – zdobył 25 punktów, a pod Wawel przyjedzie po czterech kolejnych zwycięstwach.

– Chcemy grać ofensywnie zarówno u siebie, jak i na wyjazdach. Tak też zagramy w najbliższym boju na stadionie Wisły – powiedział po pokonaniu Zagłębia Lubin Dariusz Banasik, szkoleniowiec beniaminka.

W sobotę Wisła przegrała 1:3 w Białymstoku, a przy Reymonta nie czuje się dużo lepiej, niż w delegacji. Jej bilans to trzy zwycięstwa, trzy porażki i remis. Bilans bramek 8:10.