"Głaskanie daje krótkotrwały efekt. Bywam nieprzyjemny" [Rozmowa, część II]

Maciej Palczewski fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

– Gdy byłem w szatni klubu ekstraklasy, nie zdawałem sobie sprawy, że bramkarz może mieć tak dużą wiedzę o taktyce. Nie musiałem znać ustawienia mojego zespołu i przeciwnika przy stałych fragmentach, nic nie wiedziałem o schematach wyprowadzenia piłki pod danego przeciwnika. Miałem tylko skutecznie łapać piłkę – mówi w drugiej części wywiadu Maciej Palczewski, były zawodnik, a dziś trener bramkarzy Cracovii.

Michał Knura, LoveKraków.pl: Nie była panu pisana ekstraklasa jako zawodnikowi, więc postanowił zostać trenerem.

Maciej Palczewski: Jeszcze przed trzydziestką powiedziałem sobie, że czas postawić na pracę trenerską. Nie żałuję tej decyzji, bo wiele się nauczyłem od takich trenerów jak Jacek Zieliński i Michał Probierz.. Zmieniłem też optykę, szukam odpowiedzi, dlaczego coś złego się dzieje. Ludzie często krytykują zawodników, a często nie znają faktów, które stoją za ich słabszą dyspozycją. Jest wiele spraw, o których ja jako trener nie mówię, a zawodnik nie chce mówić.

Rola bramkarza w drużynie dziś i 20 lat temu. Możemy śmiało powiedzieć o rewolucji?

Zmieniło się praktycznie wszystko, bo piłka się zmieniła. Pierwszą rewolucją była modyfikacja przepisów, że nie można łapać piłki podanej przez swoich obrońców. Potem wszystko szło do przodu: od przygotowania fizycznego i mentalnego, po analizę meczów i treningów.

Gdy byłem w szatni klubu ekstraklasy, nie zdawałem sobie sprawy, że bramkarz może mieć tak dużą wiedzę o taktyce. Nie musiałem znać ustawienia mojego zespołu i przeciwnika przy stałych fragmentach, nic nie wiedziałem o schematach wyprowadzenia piłki pod danego przeciwnika. Miałem tylko skutecznie łapać piłkę.

Nie było też kamer, a dziś można ją bez problemu postawić nawet na treningu.

Robimy takie analizy, ale jestem bardzo ostrożny. Nie może być ani za dużo, ani za mało. Wszystko musi mieć swoje granice, bo mamy wiele odpraw i nie chcę przeładować chłopakom „dysków” kolejnymi informacjami. Potrzeba czasu, by pewne elementy ułożyć sobie w głowie. Jako trener muszę wyczuć dobry moment na uderzenie bodźcem, kiedy powiedzieć o błędzie czy zrobić głębszą analizę.

Trener bramkarzy ma dużo pracy w przerwie meczu?

Wiele nie mówię. Przeważnie są to lakoniczne uwagi, a nie wprost do zawodnika.

O bramkarzach mówi się, że są indywidualistami w zespole. Przeważnie gra jeden, a reszta czeka i musi być gotowa. Trudno funkcjonować z taką grupą?

To indywidualiści, często z bardzo mocnymi charakterami. Nasze relacje są zupełnie inne niż między głównym trenerem i piłkarzami. Wiem o wielu sprawach moich zawodników, problemach z życia osobistego. Staram się im pomagać, jak tylko mogę, ale są sytuacje, że jestem szefem i nie ma ze mną dyskusji. Bywa, że jestem nieprzyjemny.

Michal Pesković jest tylko tydzień młodszy od pana, a wasza relacja wygląda wzorcowo.

Pamiętam, jak trenowałem Krzysztofa Pilkarza, starszego o dwa lata i ogranego w lidze. Był dla mnie pierwszym bramkarzem w ekstraklasie, ale nie miałem z nim żadnych problemów. Nigdy nie zwrócił się do mnie inaczej niż „trenerze”, nawet poza klubem. Mówiłem mu, że jak po treningu się przytrafi, to nie będę robił żadnych problemów, ale nigdy tak nie było.

Wspomniał pan, że bywa nieprzyjemny. Czyli jaki?

Nie jestem draniem, po prostu mówię wprost to, co myślę, bo tak jest najuczciwiej. Czasem pogłaskam, bo taka jest nasza rola. Ciągle głaskanie przeważnie daje krótkotrwały efekt.

Wprowadzamy do naszych treningów różne urozmaicenia, by były mniej monotonne i otworzyły głowy zawodników. Zimą pojawiły się elementy sportów walki. Każdy z zawodników inaczej odreagowuje po treningach. Ja chodzę na boks, inny pójdzie na squasha, a kolejny najlepiej odpocznie w towarzystwie rodziny.

Karierę w ekstraklasie zaczynał pan od sztabu Roberta Podolińskiego. Bramkarzami zajmował się Mariusz Liberda, ale pod koniec pracy Podolińskiego musiał go pan zastąpić.

Miałem wielkie szczęście, że trafiłem trenerów w kolejności Podoliński, Jacek Zieliński i Michał Probierz. Robert zaraził mnie boksem. Byliśmy jak kumple, wszystko było otwarte, bo dopiero zaczynał w ekstraklasie i był stosunkowo młody.

Tymczasem pod koniec sezonu zastąpił go Zieliński, czyli jeden z najbardziej doświadczonych trenerów, mistrz Polski z Lechem Poznań. Musiał go pan przekonać, by zostać w sztabie.

Po czasie dowiedziałem się, że zrobił na mój temat duży wywiad. Gdy zastąpił Roberta, zobaczył w gabinecie młodego, wytatuowanego gościa. Powiedział coś w stylu: „No, synku, do czerwca będziesz z nami, ale dam jeszcze znać. Zadzwonię, bo mam za ciebie kandydata”. Odpowiedziałem, że w porządku i zabieramy się do pracy. W życiu nigdy nie jest łatwo.

I tak pracuję w Cracovii, a z trenerem Zielińskim zbudowaliśmy bardzo bliskie relacje. Jest bliski mojej rodzinie, był na chrzcie mojej córki.

Asystentem Michała Probierza jest Grzegorz Kurdziel. Grał jako bramkarz, a później trenował zawodników z tej pozycji. Chciałby pan pójść jego drogą, a w przyszłości zostać pierwszym trenerem?

Chciałem Grzegorzowi podziękować za wiele cennych rad. Rad, o które prosiłem, bo on nigdy nie wychodzi przed szereg. Kocham swoją pracę, wiem o swoich obowiązkach. Najlepsze uczucie to takie, gdy przychodzi dzień zgrupowania przed meczem i mogę sobie powiedzieć, że jesteśmy gotowi. Nie zamykam się na zostanie pierwszym szkoleniowcem, ale uważam, że w piłce coraz bardziej liczy się wąska specjalizacja, a ja dobrze się czuję w moim odcinku. Na razie nie ciągnie mnie rola pierwszego trenera. Widzę, ile na głowie ma trener Probierz. Ludzie z zewnątrz nie zdają sobie sprawy, ile to jest obowiązków.

Odpowiedzi na część pytań zadanych przez kibiców Cracovii na Twitterze:

1. Czy Cracovia planuje „produkcję” bramkarzy jak Legia. Czy baza w Rącznej w tym pomoże?

MP: Ośrodek bardzo ułatwi nam prowadzenie zajęć, będziemy mieli możliwości zbudować taką „fabrykę”. Razem z Marcinem Cabajem mamy firmę, która odpowiada ze szkolenie bramkarzy w Cracovii. To ułatwia mi spojrzenie na młodzież, bo dwa razy w tygodniu prowadzę z nimi zajęcia i widzę tych chłopców, jak tylko mogę, jestem na ich meczach. Potrzeba czasu, ale marzymy, by wyprowadzić kilku zawodników przynajmniej na ekstraklasowy poziom.

2. Jaki jest maksymalny wiek, w którym bramkarz może się rozwijać? Nie chodzi o korekty ustawienia itp., ale o rozwój.

Lewis Hamilton ma 35 lat i sześć mistrzostw Formuły 1 i mówi, że cały czas się uczy. W piłce jest podobnie, jak się zatrzymujesz, to się cofasz. Zawsze możesz zrobić krok do przodu. W pewnym wieku mogą zaniknąć jakieś cechy motoryczne, ale zawsze możesz się rozwinąć.

3. Czy trudniej o ocenę kandydata do gry w bramce? Czy jest mniej danych od tych, które opisują zawodników z pola?

Danych jest mniej więcej tyle samo, tylko na co innego się patrzy. Ja spisuję raport, oceniam zawodnika, ale ostateczna decyzja zawsze należy do pierwszego trenera. Z Lukasem Hrossą było łatwo, bo widzieliśmy go nie tylko w meczach Zagłębia, ale wybraliśmy się na trening do Sosnowca.

4. Najlepsi bramkarze w polskiej lidze.

Nie oceniam swojego, by nikt nie zarzucił nieobiektywizmu. Józef Młynarczyk, Maciej Szczęsny, a potem Marcin Cabaj (śmiech). Teraz bardzo podoba mi się Pavels Steinbors, który ma największy wpływ na punkty zdobywane przez Arkę. Klasę ma także Dusan Kuciak.

5. Czy Adam Wilk ma szansę wrócić do ekstraklasy?

W jednych derbach zawalił bramkę, a ludzie przypisali mu wszystkie. Sport to ciągała praca i walka o siebie. Adam nie ma łatwych konkurentów, ale walczy. Michal Pesković też mógł powiedzieć, że ma swoje lata i mamy dać mu spokój. Wywalczył sobie miejsce i gra. W piłce nożnej dwa tygodnie to szmat czasu, nigdy nie możesz się poddawać, bo szansa przyjdzie.