Głos stadionu. Spikerowi Cracovii smar nie obcy

Filip Kliber, spiker Cracovii fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Filip Kliber debiutował z mikrofonem na stadionie przy ulicy Kałuży 1 stycznia 2019 roku, więc najbliższy trening noworoczny będzie już trzecim z rzędu. Na obiekcie Pasów można go jednak spotkać codziennie, choć wtedy nie pracuje głosem.

Spiker to jedna z najważniejszych osób na imprezie masowej, jaką jest mecz piłki nożnej. Przed debiutem trzeba ukończyć centralny kurs i zdać egzamin. Wielu kibiców nie zdaje sobie sprawy, że odczytywanie składów, podawanie strzelców goli czy promowanie nowych gadżetów w klubowym sklepie to dodatek do pracy spikera. Podstawowym zadaniem takiej osoby jest dbanie o bezpieczeństwo na stadionie. Wyobrażacie sobie kilka wybuchów z rzędu i atak paniki kilkunastotysięcznego tłumu? Spikerzy mają nadzieję, że nigdy nie będą musieli zarządzać takimi sytuacjami kryzysowymi, ale przykład stadionu Saint-Denis z 2017 roku potwierdza, że trzeba być przygotowanym na wszystko.

Dziś przedstawiamy Filipa Klibera, 26-letniego spikera na meczach Cracovii. Niedługo materiał z Marcinem Cupałem, który pracuje na spotkaniach Wisły.

Z Filipem spotykamy się tydzień przed Świętami Bożego Narodzenia, przed ostatnim meczem Cracovii w 2020 roku z Lechią Gdańsk. Umawiamy się na stadionie, choć do spotkania jeszcze kilka dni. Nasz bohater jest tam codziennie.

Multimedia od A do Z

– Spikerem jestem kilka razy w miesiącu po parę godzin, ale na stadionie jestem codziennie. Pracuję w Cracovii na pełen etat i dbam o wszystkie multimedia. Praca z mikrofonem to bardzo miły dodatek – mówi Kliber.

Wszystko, co zobaczycie na bandach lub telebimach, Kliber zna prawie na pamięć. Liczba wyświetleń danej animacji lub reklamy jest pilnowana równie poważnie, jak ewentualne zagranie przez piłkarza piłki ręką przez sędziego. Multimedia na dzień meczowy są przygotowane według scenariusza. Idealnie jest, gdy nic się nie „wysypie”.

– Oglądając spotkania przed telewizorem, mimochodem patrzę na bandy i czasem zauważam błąd. Jestem na to wyczulony – podkreśla.

Brudny od smaru

Przysłowie mówi, że człowiek uczy się całe życie, więc na innych stadionach można coś podpatrzeć i przenieść na krakowski grunt. Kojarzycie prezentację meczowej jedenastki Cracovii kilka minut przed pierwszym gwizdkiem? Wizerunki piłkarzy, ich nazwiska i numery pojawiają się nie tylko na dwóch telebimach za bramkami, ale także na bandach.

– Zaczerpnęliśmy to z innej ligi i wprowadziliśmy przy Kałuży. Myślę, że dobrze się przyjęło – uważa Kliber.

Od czasu do czasu musi też zostać człowiekiem od brudnej roboty. Bo choć na co dzień pracuje głównie z pikselami, zdarza się, że sprzęt potrzebuje pomocy, której nie da się wykonać za pomocą programu w komputerze.

– Bywa, że jestem brudny od smaru, kiedy trzeba wykonać konserwację lub coś naprawić – zdradza.

Za kilka dni Kliberowi stukną dwa lata pracy w roli spikera. W grudniu 2018 skończyć kurs, a klub akurat potrzebował osoby na to stanowisko po odejściu Marka Bartoszka. Cracovia miała go pod ręką i zaoferowała dodatkową pracę.

Filip Kliber codziennie pracuje na stadionie Cracovii. Fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl
Filip Kliber codziennie pracuje na stadionie Cracovii. Fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Zakochany w radiu

Dla Klibera praca z mikrofonem nie była niczym nowym. Choć wciąż jest młody, zbierał doświadczenie jako konferansjer i radiowiec. Jeszcze jako pracownika Cracovii można go było usłyszeć na antenie Radiofonii.

– Nałogowo słuchałem różnych stacji. Głównie komercyjnych, ale to były inne radia niż obecnie. Później mogłem spełnić marzenie i mówić na antenie. Czy lubię się słuchać? Nie stanowi to dla mnie problemu, bo sam jestem w stanie zauważać błędy. Kiedy pracowałem w rozgłośni, siadałem z wydawcą czy dyrektorem stacji i rozmawialiśmy o mojej pracy głosem. Nie zawsze były to przyjemne spotkania – zauważa.

Laptop po Probierzu

Dziś z mikrofonem czuje się jak ryba w wodzie, ale nie zawsze było tak różowo. Pamięta, że kilka lat temu nagle chorobliwie zaczął się bać publicznych występów. Do tego dochodzą wspomnienia jednego wydarzenia, na które jechał ze ściśniętym brzuchem. Prawie dobę nic nie jadł, tylko pił.

Tytuł tego materiału zaczęliśmy od zdania „Głos stadionu”. Często jest tak, że spikera ukochanego klubu rozpoznałoby się po głosie, kiedy na początku kolejki w sklepie poprosiłby o kilogram pomidorów, ale nawet nie pomyślelibyśmy, że człowiek, który właśnie siedzi obok nas w autobusie, za dwa dni będzie krzyczał „Gooool”.

– Myślę, że wielu piłkarzy Cracovii nie wie, kim jestem. W sierpniu pod stadionem odbyła się feta z okazji zdobycia Pucharu Polski, którą prowadziłem. Pewnie wielu nie zdawało sobie sprawy, że co dwa tygodnie słyszą mnie na stadionie. Nie każdy jest Wojciechem Hadajem – podkreśla Kliber.

– Kiedyś zrobiliśmy z trenerem Probierzem mały biznes i wziąłem jego laptopa. Nie wiem jednak, czy wiedział, z kim ma do czynienia – uśmiecha się pracownik Cracovii.

Proszę zachować odstęp dwóch goli

Na wstępie przypomnieliśmy, że głównym zadaniem spikera wcale nie jest czytanie składów i informowanie o zmianie wyniku. Spiker przede wszystkim ma dbać o to, by w czasie trwania imprezy masowej był porządek. Jest w stałym kontakcie z kierownikiem do spraw bezpieczeństwa i delegatem. Ten drugi co mecz wystawia ocenę i Kliberowi idzie naprawdę dobrze. W sezonie 2019/2020 otrzymał średnią notę 5,15 – razem ze spikerami Piasta Gliwice i Wisły Kraków – w skali 1-6. Minimalnie lepiej – na 5,17 – oceniono tylko pracownika Pogoni Szczecin.

– Jestem zadowolony. Zdarzają się uwagi typu: „mogłeś powiedzieć komunikat szybciej”. Muszę przyznać, że w czasie pandemii i pustych stadionów pracuje się nam gorzej. Trudniej utrzymać koncentrację i po meczu jestem bardziej zmęczony – podkreśla.

Dobry spiker nie może dolewać oliwy do ognia i dobrze odczytywać nastroje. Kiedy drużynie gospodarzy dobrze idzie, może pozwolić sobie na nietypowy komunikat. Podczas jednego z meczów Kliber prosił kibiców o kulturalny doping, przypominając, że święty Mikołaj wszystko słyszy i będzie miał to na uwadze przy rozdawaniu prezentów.

Już w czasie pandemii, kiedy Cracovia prowadziła z Legią 2:0 w półfinale Pucharu Polski, przypominał, że na stadionie należy zachować dystans dwóch goli.

– Wpadki? Nie zdarzyło mi się nic poważnego, o czym długo bym pamiętał. Podczas ostatnich derbów podałem złego strzelca gola dla Cracovii. Poinformowałem, że wyrównał Sergiu Hanca, który zaliczył asystę. W tłoku w polu karnym nie zauważyłem zagrania głową Pellego van Amersfoorta. Nie byłem jedyny, ponieważ pracownik obsługujący telebim miał dokładnie takie samo wrażenie, że piłka wpadła do bramki po strzale Sergiu – kończy Kliber.