Głowacki: Wtedy poczułem, że jestem wiślakiem

Pożegnanie Arkadiusza Głowackiego fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

To trudna chwila, ale wiem, że te 20 lat było czymś pięknym – mówił ze łzami w oczach Arkadiusz Głowacki. Kapitan Wisły odchodzi z klubu razem ze swoim przyjacielem Pawłem Brożkiem. Jak mówi, od czterech lat przygotowywał na koniec kariery swoją żonę i dwie córki.

Najpierw były uśmiechy i pozowanie z oprawionymi w ramy koszulkami. Potem podziękowania od prezes Marzeny Sarapaty i łzy. Przez lata Głowacki stał się w polskiej piłce synonimem skały, człowieka niezniszczalnego, nigdy się nie poddającego, wiernego i oddanego. Jednak w piątek nie powstrzymał łez. Prawie 20 lat związanych z Wisłą, z przerwą na grę w tureckim Trabzonsporze, to ważny kawałek jego życia.

– Dziękuję wam za każdy dzień z Białą Gwiazdą. Za łzy szczęścia, wzruszenia i sukcesy. Za wierność barwom, szacunek i klasę. Za to, że dobro klubu zawsze stawialiście na pierwszym miejscu. Jesteście Wisłą Kraków – mówiła Marzena Sarapata. Poinformowała, że gdy Głowacki będzie miał czas i chęć, w klubie znajdzie się dla niego odpowiednie stanowisko. Na razie jednak dają sobie czas. Na ewentualną współpracę i określenie jej zakresu przyjdzie czas.

Dziękuję”

Głowacki dziękował każdemu, komu się dało. Bogusławowi Cupiałowi, pracownikom klubu, kolegom z szatni, trenerom, których spotkał na swojej drodze, i dziennikarzom. Żonie i córkom, że zawsze z nim były i dzięki nim stawał się lepszym człowiekiem oraz robił to, co kocha. Że były jego natchnieniem. Ojcu, który wierzył, że będzie wielkim sportowcem.

– Specjalnie pominąłem kibiców, bo z nimi żegnamy się w niedzielę – podkreślił „Głowa”.

Głowacki definitywnie rozstaje się z zawodową piłką, dlatego nie zapomniał też o Lechu Poznań, w którym się wychował i z którego został wytransferowany do Krakowa. Podkreślił również ważny czas w Turcji, kiedy miał okazję występować w Lidze Mistrzów.

Koniec pięknej kariery

Głowacki skupi się na rozwoju swojej akademii, którą założył jeszcze jako czynny piłkarz. Ukończył trenerski kurs. I choć kiedyś mówił, że w tę stronę go nie ciągnie, w piątek przyznał, że te wypowiedzenie tamtych słów było błędem.

W tym sezonie już nie zagra, bo jest kontuzjowany. Ostatni występ zanotował więc w końcówce meczu ze Śląskiem, który odbył się 9 marca. W koszulce z białą gwiazdą zagrał 461 razy. Z Wisłą zdobył sześć mistrzostw Polski, dwa Puchary Polski i Superpuchar, a z Trabzonsporem dwa Superpuchary.

Występował w juniorskich i młodzieżowych reprezentacjach. W dorosłej kadrze zagrał 29 razy i pojechał na mistrzostwa świata w Korei i Japonii, gdzie zagrał w jednym meczu.

– Odchodzę razem z moim przyjacielem Pawłem [Brożkiem-red.]. Miałem wielkie szczęście, te 20 lat było czymś pięknym. To dla mnie trudna chwila – nie krył gracz występujący z numerem 6.

– W szatni nie spotykałem tylko kolegów z pracy, ale przyjaciół, z którymi raz się wygrywało, a raz przegrywało. Były lepsze i gorsze momenty, ale zawsze wiedziałem, że krok do tyłu jest tylko po to, by stawać się lepszym – podkreślał.

Poczułem, że bycie trybikiem nie wystarczy”

Głowacki przyszedł na świat w Poznaniu i w tym mieście dorastał oraz stawiał pierwsze kroki w piłce. W ekstraklasie debiutował w Lechu. Od kilku lat podkreśla jednak, że czuje się wiślakiem, a Kraków to jego dom i razem z rodziną nadal będą mieszkać pod Wawelem. Kiedy poczuł, że jest wiślakiem?

– Do tego się dorasta. Gdy przyszedłem, nie starałem się wychodzić przed szereg. Zawsze wolałem po cichu robić swoje. Przyszedł jednak czas, gdy trzeba było wziąć większą odpowiedzialność na swoje barki. Ten moment nastał, gdy do klubu przyszedł trener Maciej Skorża i zostałem kapitanem. Wtedy poczułem, że samo bycie trybikiem nie wystarczy – tłumaczył Głowacki.

 

 


News will be here