Jeszcze chwila i nawierzchnia na przystanku autobusowym DH Wanda w Bieńczycach będzie wyglądać jak płyta, w której montuje się szyny tramwajowe. Równo wyżłobione koleiny mają już kilka centymetrów głębokości. – Przecież niedawno to robili – denerwuje się pan Tomasz, mieszkaniec osiedla Na Lotnisku.
Chodzi o przystanek DH Wanda, w ciągu ulicy Andersa. Zatrzymują się tam autobusy jadące od strony ronda Kocmyrzowskiego, m.in. 152 czy 502. Wyraźnie widać, że nawierzchnia na pozostałych pasach jest w dobrym stanie, a na przystanku z równego asfaltu nic już nie zostało.
– Nie rozumiem, dlaczego nie ma tam nawierzchni betonowej – zastanawia się Czytelnik. Liczy jednak na to, że nawierzchnię uda się naprawić na podstawie gwarancji.
Zarząd Infrastruktury Komunalnej i Transportu rozwiewa te nadzieje. – Prace były prowadzone ponad trzy lata temu, więc gwarancja już nie obowiązuje – mówi Michał Pyclik, rzecznik prasowy miejskiej jednostki. Ma też jednak dobrą wiadomość. – Planujemy naprawę ze środków przeznaczonych na bieżące utrzymanie. Stanie się to w przyszłym roku – zapowiada.
Chcieli szybko…
ZIKiT broni wyboru asfaltowej nawierzchni, przekonując, że taka sama w innych miejscach zupełnie dobrze się sprawdza. Urzędnicy argumentują teraz, że chcieli wykonać prace jak najszybciej, by ograniczyć utrudnienia.
– W tym miejscu problemem jest zbyt słaba podbudowa, ale przy wykonywaniu prac rolę odgrywał czas. Zrealizowaliśmy szybki remont w technologii, która zazwyczaj się sprawdza. W przeciwnym razie potrzebowalibyśmy około miesiąca, by beton uzyskał pełną nośność. Przez ten czas przystanek byłby wyłączony z użytkowania – przekonuje Pyclik. Drugi argument to koszty: według informacji ZIKiT, zatoka betonowa kosztuje ok. 100 tysięcy złotych, a taka jak przy DH Wanda – ok. 8-10 tysięcy.
Na razie wygląda na to, że oszczędność czasu nie na wiele się zdała, bo przystanek trzeba będzie ponownie wyłączyć z użytkowania. Pytanie tylko, czy tym razem efekt będzie trwalszy.
Aktualizacja, 17.10. ZIKiT po naszej publikacji uzupełnia informację przesłaną do redakcji. – Jednostka jest w sporze z wykonawcą i oczekuje od niego wykonania naprawy na podstawie gwarancji – mówi Michał Pyclik.