Krakowianie sami pozbawią się dostępu do alkoholu?

Sklep z alkoholem

Mieszkańcy Krakowa do wczoraj mogli wysyłać swoje uwagi w sprawie ograniczenia liczby punktów z alkoholem. Prezydent Jacek Majchrowski zaproponował zmniejszenie limitów o 150. Obecnie trwa weryfikacja i liczenie głosów. Wyniki konsultacji będę znane w przyszłym tygodniu.

O to, by miasto zrobiło coś z powstającymi na każdym kroku punktami z alkoholem, upominali się sami mieszkańcy, zwłaszcza z większych osiedli oraz śródmieścia. Prezydent zapowiadał zmniejszenie punktów sprzedaży, aż w końcu postanowił poddać swój pomysł pod konsultacje społeczne.

O to, by do sprawy podejść bardziej zdecydowanie, apelowali politycy Prawa i Sprawiedliwości. Według nich, największym niebezpieczeństwem są tzw. budki z piwem, które są na każdym kroku.

Dawid Kuciński: Mieszkańcy opowiedzą się za zmniejszeniem ilości punktów z mocnym alkoholem czy raczej utrzyma się status quo?

Józef Pilch, radny PiS, członek komisji zdrowia: Na pewno tak! Mieszkańcy mają tego dość, za dużo jest takich punktów. Widzę to po Nowej Hucie, gdzie ilość 24-godzinnych sklepów z alkoholem jest przerażająca. Całkowitą przesadą jest sklep przy szkole podstawowej. Kto to widział? Dawniej tego nie było.

Sporym problemem są te czynne całą dobę.

Tak mamy tylko w Polsce chyba. Nawet w Niemczech (10 lat tam pracowałem) nie kupi się alkoholu po północy, również na stacji benzynowej. A tam przecież i demokracja, i swoboda, jednak jakaś dyscyplina jest. Czemu u nas nie możemy z takiej dyscypliny korzystać?

Tłumaczymy się inną kulturą picia.

U nas nie ma umiaru. Byle do dna, do ostatniej kropelki! Czas faktycznie uczuć dzieci i młodzież, co to jest alkoholizm, jakie zagrożenia niesie ze sobą spożywanie alkoholu. I nawet jeśli je uczymy, to jednocześnie otwieramy coraz to więcej sklepów.

Pana zdaniem – czy 150 punktów mniej coś w ogóle zmieni?

To powinien być pierwszy etap likwidacji sklepów z alkoholami, więc będę za tym głosował. Im mniej takich placówek, tym lepiej, bo być może ktoś zrezygnuje z picia, jeśli będzie zmuszony jechać dwa osiedla dalej do jednego, większego sklepu. Nie może być tak, że wystarczy zejść piętro niżej i mieć wszystko pod nosem.

A miejsca pracy? Jak takie sklepy przestaną sprzedawać alkohol to pewnie zostaną zamknięte.

W takich punktach pracują maksymalnie 2-3 osoby. Straszniejsze są tragedie rodzin alkoholików. Nie możemy im ułatwiać, a utrudniać zdobywanie wódki czy piwa.

News will be here