Krakowskie schronisko apeluje: nie znoście dykt!

Schronisko dla zwierząt w Krakowie fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Powyborczy krajobraz Krakowa to tysiące dykt i płacht zalegających na słupach, latarniach i ogrodzeniach. Jak zawsze przy takiej okazji pojawiają się pytania, jak zagospodarować pokampanijne odpady.

Pomysł Rafała Komarewicza, przewodniczącego klubu Przyjazny Kraków, w mijającej kadencji rady miasta, by zakazać tej formy przedwyborczej agitacji nie, trafił pod głosowanie w czasie wrześniowej sesji. Zabrakło jednego głosu.

Gdzie wieszać?

O tym, gdzie i jak można wieszać materiały wyborcze mówi specjalna procedura Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu. Można w niej przeczytać m.in. że „zabronione jest umieszczanie słupów ogłoszeniowych z materiałami wyborczymi na ścieżkach rowerowych, w rejonie przejść dla pieszych, w trójkącie widoczności na skrzyżowaniu, na chodnikach o szerokości mniejszej niż 2,7 metra”, a także że „zabronione jest umieszczanie materiałów wyborczych na słupach oświetlania ulicznego, na których znajdują się znaki drogowe oraz na słupkach ze znakami drogowymi, słupach energetycznych, na urządzeniach sygnalizacji świetlnej, na ekranach akustycznych oraz w rejonie skrzyżowań (na pierwszym słupie przed i za skrzyżowaniem)”.

O tym, jak długo materiały reklamowe będą zalegać w przestrzeni publicznej mówi z kolei Kodeks wyborczy: „Plakaty i hasła wyborcze oraz urządzenia ogłoszeniowe ustawione w celu prowadzenia agitacji wyborczej pełnomocnicy wyborczy obowiązani są usunąć w terminie 30 dni po dniu wyborów”. Prawo swoje, a rzeczywistość swoje. Kandydaci spoglądali więc zewsząd – z latarń, parkanów, a nawet drzew. Z dołu, z góry, bez znaczenia.

W raporcie Fundacji Stańczyka sprzątanie po wyborach w 2014 roku zajęło niektórym komitetom nawet trzy miesiące. Dlatego pojawiły się głosy, by mieszkańcy, a także sami kandydaci przekazywali dykty i płachty schroniskom dla bezdomnych zwierząt. Jak mówią niektórzy, miałyby one służyć jako zasłonki i wyściółki w boksach.

Taką deklarację złożyła m.in. Katarzyna Pabian, kandydatka do rady miasta z ramienia komitetu wyborczego Jacka Majchrowskiego, która poinformowała o tym na Facebooku.

Psu na budę

Problem w tym, że krakowskiemu schronisku dykty są przysłowiowemu psu na budę. – Nie wiem, skąd wziął się ten pomysł. Takie informacje, a nawet apele pojawiły się w internecie. Nasze boksy są ocieplone i dykty na nic się nie zdadzą. – tłumaczy Szymon Ziemka, kierownik krakowskiego azylu.

Co więcej, płyty pilśniowe oznaczają dla schroniska dodatkowe kłopoty. – Ludzie zaczęli je znosić, a dla nas to kolejne koszty. Musimy bowiem płacić za ich utylizację, a każdy dodatkowy kilogram śmieci, to mniej pieniędzy na karmę czy opiekę weterynaryjną dla naszych podopiecznych – mówi.

O ile w Krakowie przynoszone przez mieszkańców dykty i banery są dla schroniska nieprzydatne, o tyle np. w Tarnowie przedstawiciele tamtejszego azylu patrzą na nie dużo przychylniejszym okiem.