Ludzka czaszka w akwarium, prochy generałów. Co kryje budynek przy Błoniach?

Maska Józefa Piłsudskiego fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Przechowywanie prochów generała Okulickiego oraz wicepremiera Jankowskiego, ludzka czaszka z dołu katyńskiego, wsparcie Jana Pawła II, krzesła od prezydenta, telewizor od marszałka Sejmu – to tylko część opowieści Krystiana Waksmundzkiego, komendanta Związku Legionistów Polskich.

Narodowe Sanktuarium Niepodległości – tak o wybudowanym w latach 30. ubiegłego wieku Domu im. Józefa Piłsudskiego mówi jego zarządca. Krystian Waksmundzki od 1993 roku stoi na czele stowarzyszenia Związku Legionistów Polskich. Jak sam mówi, jest po to, „aby pielęgnować idee legionistów i trwać”. – My to staramy się robić i tylko tyle – dodaje.

Przez trwanie Waksmundzki rozumie utrzymywanie budynku przy al. 3 Maja. Gdyby opierać się tylko na jego opowieści można dojść do wniosku, że to jedno z najbardziej zadbanych muzeów w Polsce. Jednak nie jest to klasyczne muzeum. Aby wejść do środka trzeba wcześniej zadzwonić i uzyskać zgodę komendanta Krystiana Waksmundzkiego.

Pierwsze co uderza po wejściu do środka, to panujący półmrok, bałagan oraz intensywny zapach wilgoci. – Nie będę proponował, aby panowie się rozbierali, bo tutaj jest darmowa krioterapia – mówi o panującej temperaturze.

MPEC wyłącza ogrzewanie za długi

Dom od 2015 roku nie jest ogrzewany. MPEC odciął dostawę ciepłej wody, ponieważ Związek zalegał im ponad 34 tysiące złotych. Te informacje potwierdza Waksmundzki, ale twierdzi, że winni są miejscy urzędnicy. To ich obarcza za to, że po dwóch latach od wyłączenia ogrzewania pękła wewnętrzna instalacja, ponieważ nie został poinformowany, że w rurach znajduje się woda.

– Jeżeli MPEC przestaje dostarczać energię cieplną do odbiorcy, to informuje go o tym, aby zabezpieczył instalację centralnego ogrzewania wewnątrz budynku. Instalacja jest własnością odbiorcy, a nie naszej spółki – wyjaśnia Renata Krężel z krakowskiego MPEC-u.

Teraz Waksmundzki chwali się, że rury oraz „niemieckie” kaloryfery są montowane. Jak sam twierdzi, pieniądze wyłożył z prywatnej kieszeni. Rzeczywiście w niektórych salach widać już nowe grzejniki, jednak pozostało jeszcze założenie kaloryferów na kilku piętrach.

Krzesła od Wałęsy, telewizor od marszałka

Zaczynamy zwiedzać muzeum od pierwszego piętra. Komendant zaprasza nas do pokoju tuż obok sekretariatu, w którym nie ma żadnego pracownika. Siadamy w sali, gdzie w oczy rzucają się stoliki nakryte zielonym płótnem oraz stary telewizor, na którym stoi czarne popiersie marszałka Piłsudskiego.

– My ten dom odzyskaliśmy w 1988 roku pozbawiony całkowicie wyposażenia – mówi i pokazuje, że krzesła otrzymał z kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy, wspomniany telewizor pochodzi z darów od marszałka Sejmu, a stoły od jednego z księży który zmieniał meble w salce katechetycznej.

„Próba zabójstwa”

W zdobywaniu wyposażenia pomagać miała obecnie 79-letnia Zofia Korczyńska, która wspólnie z Waksmundzkim opiekuje się budynkiem. Mężczyzna zdradza, że dzięki niej „sanktuarium niepodległości” wzbogaciło się m.in. o profesjonalne gabloty do przechowywania sztandarów. Jak sam mówi, wyposażenie było darem z kancelarii prezydenta RP.

O samej Korczyńskiej Waksmundzki mówi w superlatywach i przypomina historię sprzed kilku lat. – Na naszą panią dyrektor w domu rodzinnym był napad, próba zabójstwa. Po tym została skazana za, podobno, pobicie sześciu bandziorów. Jak bezczelny musiał być sędzia, patrząc na tę drobną kobietę, żeby stwierdzić, że była w stanie kogoś pobić – mówi.

Do zdarzeń miało dojść 28 i 31 marca 2006 roku. Według złożonego zawiadomienia do prokuratury Zofia Korczyńska straciła 4,1 tys. złotych w gotówce oraz cenne dokumenty po swoim ojcu doktorze Stanisławie Korczyńskim, naczelniku związku w latach 1939–1974.

Waksmundzki w 2010 roku w piśmie do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta pisał, że „prokuratura dopuściła się świadomego, celowego, fałszywego oskarżenia osoby tak bardzo pokrzywdzonej; prokuratura tworzyła fałszywe dowody”. Później w tym samym piśmie dodał, że sąd „wbrew faktom, logice i zdrowemu rozsądkowi” skazuje osobę „tak bardzo pokrzywdzoną”. – Nie została nawet dopuszczona do złożenia pełnych zeznań i przedstawienia wniosków dowodowych, świadczących o bezpodstawności i absurdalności oskarżenia! – czytamy w korespondencji.

W rejestrze sądowym znajdujemy trzy sprawy dotyczące Korczyńskiej. W 2006 roku została oskarżona o znieważenie funkcjonariuszy i naruszenie nietykalności policji. Wyrok zapadł 21 maja 2007 roku. Kolejna sprawa pochodzi z 2012 roku, kiedy to Korczyńska miała być pozwana z oskarżenia prywatnego o pomówienie. Sprawa z krakowskiego sądu została przeniesiona do warszawskiego. Kolejna sprawa o pomówienia została wytoczona rok później, ale sąd umorzył postępowanie.

Skradziona buława marszałka

Waksmundzki nie dziwi się, że teraz dokonywana jest reforma wymiaru sprawiedliwości. Jako przykład zepsucia sędziów podaje swoje doświadczenia z prawnikami. W 1996 roku sąd skazał Waksmundzkiego na dwa lata pozbawienia wolności za kradzież buławy marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego ze skarbca jasnogórskiego klasztoru.

O sprawie, w dokumentach sprzed lat, pisał, że stał się „więźniem politycznym III RP”. Teraz dodaje, że cała akcja była prowokacją, a „agent SB namotał”. Po przesiedzeniu roku w więzieniu, prezydent Aleksander Kwaśniewski zastosował wobec niego prawo łaski, w czym podobno zasłużyła się działaczka „Solidarności” Anna Walentynowicz.

Komendant tłumaczył, że buława nie była darowana paulińskim zakonnikom, a jedynie przekazana do przechowania, aby „dotrwała do lepszych czasów”. W procesie pojawiał się argument o braku szacunku duchownych do pamiątki po marszałku Rydzu-Śmigłym, ponieważ buława miała znajdować się przy drzwiach wejściowych do skarbca oznaczona kartką „buława Rydza”.

Winny Majchrowski

Wracamy jednak do sprawy budynku. Pytamy, dlaczego nie płacił za ogrzewanie? Winę zrzuca na urzędników Jacka Majchrowskiego. Podkreśla, że od maja 2015 roku został pozbawiony możliwości wynajmowania sześciu pomieszczeń w piwnicach budynku przy al. 3 Maja dla hurtowni sportowej oraz prowadzeniu parkingu przed Domem im. Józefa Piłsudskiego. Brak stałych dochodów miał doprowadzić do powstania długów.

Względem miasta związek prowadzony przez Waksmundzkiego ma jeszcze inne zobowiązania oprócz opłaty za ogrzewanie. Urzędnicy, do połowy lutego, naliczyli już ponad milion złotych wraz z odsetkami za bezpodstawne korzystanie z nieruchomości. W listopadzie zeszłego roku związek wniósł do sądu sprzeciw wobec nakazu zapłaty.

To jednak nie koniec długów. Związek Legionistów Polskich musi zapłacić przeszło 40 tysięcy złotych podatku od nieruchomości.

Bez remontu na 100-lecie

Sprawy w sądach toczą się jednak od wielu lat. Związek wykorzystuje instrumenty prawne, aby nie oddać domu miastu. Prezydent Krakowa miał zamiar wyremontować budynek w 100-lecie odzyskania niepodległości. Jacek Majchrowski zaoferował podpisanie porozumienia trójstronnego ze związkiem, urzędem miasta oraz Muzeum Historycznym Krakowa.

Władze Krakowa zobowiązały się do podjęcia prac remontowych wnętrza budynku, przechowania wszystkich pamiątek w oddziale Muzeum Historycznym Krakowa przy ul. Szpitalnej oraz zwrócenia po zakończeniu inwestycji domu Związkowi Legionów Polskich. W projekcie porozumienia zapisano, że wszystkie koszty bierze na siebie miasto.

– Osobiście zależy mi na Oleandrach, dlatego mimo toczącego się sporu sądowego ze Związkiem Legionistów Polskich o prawo własności do budynku chcę wyremontować ten obiekt. Nawet w sytuacji, kiedy miasto miałoby nie przejąć go na własność w późniejszym terminie – mówi w rozmowie z LoveKraków.pl Jacek Majchrowski.

Porozumienie odrzucił jednak Waksmundzki. Twierdzi, że tak doradził mu jego prawnik, jednak nie podaje konkretnych argumentów. Komendant twierdzi, że nigdy nie zgodzi się na przeniesienie zbiorów do innej nieruchomości, nawet na krótki czas. Tłumaczy to tym, że np. w przypadku remontu Muzeum Historii Fotografii doszło do kradzieży eksponatów. Obawia, się, że podobnie może być w tym przypadku.

O pomoc do prezydenta, premiera i Jarosława Kaczyńskiego

Waksmundzki myśli, że w remoncie domu pomoże mu ktoś inny. Jak przekonuje, spotkał się z Andrzejem Dudą, jeszcze w trakcie kampanii wyborczej na uroczystościach parafialnych w Morawicy u księdza Władysława Palmowskiego. Wtedy przyszły prezydent miał mu zadeklarować, że „uratuje Oleandry”.

Takiego spotkania nie potwierdza nam proboszcz parafii. – Na pewno nie doszło do takiego spotkania przed wyborami. Rozmowy nie były prowadzone. Gdyby coś takiego miało miejsce, to wiedziałbym o tym, chyba że gdzieś przez ułamek sekundy rozmawiał z przyszłym prezydentem – podkreśla w rozmowie z LoveKraków.pl ksiądz Władysław Palmowski.

Osobę Krystiana Waksmundzkiego znają doskonale w Kancelarii Prezydenta RP. Bliski współpracownik Głowy Państwa zdradza nam, że przychodzi do nich spora ilość korespondencji. – Ale taka była również za poprzednich prezydentów – mówi.

Komendant Związku przekonuje, że w kancelarii sprawą Oleandrów nie chce zająć się prezydencki minister, pochodzący z Krakowa, Wojciech Kolarski. Urzędnik Andrzeja Dudy nie chce komentować jednak rewelacji Waksmundzkiego i prosi, aby nie musiał wypowiadać się na ten temat. – Najbardziej w ratowaniu domu przeszkadza pan Waksmundzki – mówi trzeci nasz rozmówca z kancelarii.

Minister Macierewicz nadaje stopień majora

W sprawę Oleandrów miał być zaangażowany również ówczesny minister obrony narodowej. Waksmundzki za każdym razem, kiedy wspomina o Antonim Macierewiczu mówi „Antoni”. To jedna z tych osób, o których komendant wypowiada się pozytywnie. – Antoni w tej całej gonitwie, nie zdążył niestety zająć się naszym domem – mówi ze smutkiem. 27 listopada zeszłego roku Antoni Macierewicz podpisał decyzję o nadaniu Waksmundzkiemu stopnia majora Wojska Polskiego.

Waksmundzki próbował zainteresować sprawą premier Beatę Szydło. Z kancelarii premiera wyszło jedno pismo od ówczesnej szefowej Beaty Kempy do wojewody małopolskiego. O pomoc komendant prosił również pisemnie Jarosława Kaczyńskiego, który miał polecić załatwienie sprawy szefowi klubu parlamentarnego PiS Ryszardowi Terleckiemu, ten jednak nie podjął żadnych kroków.

Dwie urny oraz ludzka czaszka w akwarium

Wracamy jednak do zwiedzania muzeum, do którego nie można wejść bez uzyskania indywidualnej zgody. Krystian Waksmundzki zdradza, że jest zły na radnego Adama Kalitę, pracownika Instytutu Pamięci Narodowej, który w przeszłości stwierdził, że w domu przechowywane są kopie eksponatów oraz książki które można kupić w każdej księgarni.

Za każdym razem podkreśla, że ma oryginalne dokumenty np. konstytucję z 1935 roku podpisaną przez marszałka Józefa Piłsudskiego. Po chwili trafiamy na drugie piętro, do sali która przypomina kaplicę. Tam w akwarium po lewej stronie widzimy ludzką czaszkę. Waksmundzki mówi, że to z katyńskiego dołu.

Przed stołem ołtarzowym, z kościoła garnizonowego św. Agnieszki, stoi brązowe drewniane pudełko, a w nim łuska armatnia, w której mają znajdować się prochy ostatniego komendanta Armii Krajowej gen. Okulickiego. – To przyszło w takim pucharku, jak przebiegną sto metrów na jakiś zawodach, to dostaje się pucharek. Z całego świata zjeżdżały delegacje AK-owców i trzymali wartę – mówi.

Przed pudełkiem, którego wieko musieliśmy nakładać, stoi kolejna ciekawa rzecz. – Tutaj proszę państwa puszka po kawie. Prochy wicepremiera Jankowskiego z pieczęcią Ambasady RP w Moskwie. Ksiądz kapelan mówił mi „daj to do jakiejś urny, bo w puszce po kawie Ince mi to przysłali” – podkreśla.

Sprawą przechowywania prochów oraz kości zmarłych zajęła się już policja, która prowadzi postępowanie pod nadzorem prokuratury.

Powoływanie się na Jana Pawła II

Dalej komendant Waksmundzki oprowadza nas po domu. Trafiamy na piętro, gdzie znajduje się kilka pomników Jana Pawła II. Mężczyzna twierdzi, że ma oryginał medalu Virtuti Civili, który otrzymał Ojciec Święty.

O osobie papieża Krystian Waksmundzki mówi jeszcze kila razy. Wskazuje na złoty krzyżyk, który znajduje się w gablocie. Miał go dostać za to, że na polecenie Jana Pawła II stworzył trzy rozdziały raportu o stanie państwa.

W opowieściach pojawia się wątek kardynała Stanisława Dziwisza, który kilka miesięcy temu miał wizytować Dom im. Piłsudskiego. Jak mówi Waksmundzki, duchowny miał mu powiedzieć „szef by mi nie wybaczył, gdybym nie był w sanktuarium niepodległości” oraz wyrazić chęć zabrania medalu Virtuti Civili do swojej prywatnej kolekcji papieskich pamiątek.

Na wszystkie rewelacje, związane z nim oraz papieżem Janem Pawłem II, kardynał Dziwisz stwierdził we wtorek: „Nie mogę potwierdzić”.

Oryginalny obraz Kossaka czy podróbka?

Wchodząc na kolejne piętro zatrzymujemy się na schodach. „A oto panowie oryginalny Kossak, Wymarsz Pierwszej Kompanii Kadrowej”. Sprawdzamy, czy rzeczywiście oryginał znajduje się przy Oleandrach. Z pomocą przychodzą nam specjaliści z Muzeum Narodowego.

– Oryginał znajduje się w prywatnych rękach. W Domu im. Piłsudskiego mają tylko kopię, podobnie jak my w muzeum – mówi osoba z Muzeum Narodowego. 

News will be here