Marek Lasota: Moda na tematykę Armii Krajowej nie jest niebezpieczna

Marek Lasota, dyrektor Muzeum Armii Krajowej w Krakowie fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Marek Lasota od stycznia 2017 pełni funkcję dyrektora w Muzeum Armii Krajowej w Krakowie. O pomysłach, jak wykorzystać potencjał tego miejsca i czy placówka ma stać się tak znana jak Muzeum Powstania Warszawskiego, opowiada w rozmowie z LoveKraków.pl.

Natalia Grygny, LoveKraków.pl: 14 lutego przypada rocznica utworzenia Armii Krajowej. Jednym z Pana pomysłów jest ogłoszenie tej daty oficjalnym dniem pamięci tej formacji.

dr Marek Lasota, dyrektor Muzeum Armii Krajowej w Krakowie: Mamy w Polsce Dzień Polskiego Państwa Podziemnego, ale Armia Krajowa bywa na ogół niesłusznie z tym utożsamiana – te dwa pojęcia zlewają się w jedno. AK była organem państwa podziemnego, czyli wojskiem polskim działającym w okupowanym kraju. Była zjawiskiem na tyle wyjątkowym na mapie ówczesnej Europy, że to z pewnością jeden z tych epizodów w historii Polski, który wart jest szczególnego upamiętnienia. Również ze względu na konieczność zachowania w pamięci tego pokolenia, które już odchodzi i pozostawia po sobie dziedzictwo materialne, chociażby to deponowane w naszym muzeum, ale i dziedzictwo ideowe. To właśnie 14 lutego jest datą faktycznego powstania Armii Krajowej – oczywiście mówimy o przemianowaniu Związku Walki Zbrojnej w Armię Krajową, ale to nie tylko zmiana nazwy, lecz poszerzenie formuły. Był to polityczny akt, mający daleko posunięte konsekwencje. Z myślą o następnych pokoleniach warto się zastanowić nad utworzeniem oficjalnego Dnia Armii Krajowej.

Z jednej strony Dzień Armii Krajowej, a z drugiej komercyjne Walentynki?

Nie chodzi o rywalizację, bo w pewnym sensie można dwie wspomniane kwestie połączyć. Ludzie wówczas byli zakochani w wolności, Polsce…

Tylko czy nie pojawią się głosy sugerujące próbę „zawłaszczania” tego dnia?

Tego bym się nie obawiał. Zdaję sobie sprawę z tego, że każda próba - co obserwowaliśmy na przestrzeni ostatnich lat - ustanawiania nowych świąt czy powrotu zniesionych budziła kontrowersje. Z pewnością będą przeciwnicy takiego rozwiązania. Nie widzę pola do konkurencji. W tamtych czasach o świętym Walentym myślano raczej w trochę innych kategoriach związanych z ludzką kondycją, a nie jak o patronie zakochanych.

Nieraz pojawiają się głosy, że potencjał Muzeum Armii Krajowej nie jest do końca wykorzystywany. W czym on tkwi i jak go wykorzystać?

Odnoszę wrażenie, że potencjał był wykorzystywany na tyle, na ile było to możliwe. Natomiast wszyscy zgodzimy się co do tego, że oczekujemy znacznie więcej. Sam fakt, że to unikatowa instytucja w skali światowej, wyznacza granice tego potencjału. Warto myśleć o muzeum nie tylko w kategoriach krakowskich czy małopolskich, ale wyjść znacznie dalej – nawet w rejony odległe geograficznie, zamieszkiwane przez Polonię.

Kraków to bezcenne miasto, jeżeli chodzi o zabytki kultury materialnej, ale kojarzone przede wszystkim z zabytkami sięgającymi średniowiecza czy kilku wieków późniejszych. Gdzieś zagubiła się warstwa XX wieku, która w naszym mieście jest mocno zaznaczona. Proces tworzenia narracji o historii tamtych lat jest długotrwały i mogłyby się w niego zaangażować inne muzea. Mamy Oleandry, gdzie tak naprawdę zaczęła się polska droga do niepodległości, Muzeum Armii Krajowej, oddział Muzeum Historycznego Miasta Krakowa przy ul. Pomorskiej, powstające Muzeum KL Płaszów – ważne z punktu widzenia ogólnoświatowego, tworzące się Muzeum PRL-u.  W naszym mieście jest silna tradycja konspiracji powojennej, a później „Solidarności”, tradycja życia kulturalnego w PRL-u, oficjalnego i nieoficjalnego. Można pomyśleć, żeby w XXI wieku dołożyć dodatkowe elementy Krakowowi jako pomnikowi kultury. Nie musi to być wyłącznie historia Polski – na przykład KL Płaszów to miejsce pamięci o zbrodniach totalitaryzmów XX-wiecznych. Miasto ocalało jako substancja, ale ingerencje związane z funkcjonowaniem okupanta niemieckiego czy sowieckiego tego miasta nie ominęły. Powstała opowieść byłaby czytelna dla przyjezdnych nie tylko z Polski, ale i Europy, których jest coraz więcej, choćby ze względu na funkcjonowanie sanktuarium w Łagiewnikach. To decyzja, którą podejmą lub już podejmują władze miasta, bo leży nie tylko w interesie promocyjnym. Kraków jest organizmem rozwijającym się, a muzeum powinno się w taką narrację wpisać.

Zależy Panu, aby działania Muzeum AK były ukierunkowane „na zewnątrz”. A jakie ma Pan konkretne propozycje z tym związane?

Wbrew pozorom nasze Muzeum ma naprawdę dobry czas. Coraz liczniej przekazywane są nam pamiątki przez rodziny jako depozyt czy dar. Świadczy to o tym, że przedarliśmy się do świadomości zbiorowej i jesteśmy tym miejscem, które jest „sanktuarium” pamiątek po AK. Jeśli żyjący żołnierze czy ich potomkowie przekazują nam takie dary, dowodzi to „życia” tej placówki. Proszę też zwrócić uwagę, że zainteresowanie historią XX wieku w Polsce wzrasta. Kluczowe jest dla mnie nawiązanie ścisłej współpracy w opowiadaniu tej historii przez instytucje w całym kraju. Dotychczas z konspiracją okresu wojny kojarzyło się tylko Muzeum Powstania Warszawskiego. Stolica miała to szczęście, że w dynamiczny sposób rozpropagowała tę tematykę. Ale dziś takich miejsc powstaje coraz więcej. Z punktu widzenia interesu Muzeum AK ważne jest nawiązanie ścisłej współpracy z tymi placówkami, aby współdziałać i informować o sobie nawzajem. Na przykład zwiedzający Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku będą mogli usłyszeć o tym, że jest Muzeum AK. Dzięki temu udając się do Krakowa, będą mogli odwiedzić to miejsce i dowiedzieć się czegoś więcej.

Można powiedzieć, że ostatnio pojawiła się moda na tę tematykę.

Oczywiście, że tak i moim zdaniem to proces naturalny. Proszę zauważyć, że w latach powojennych długo nie poruszało się pewnych kwestii – nie nauczano ich w szkołach i o pewnych tematach mówiono językiem negatywnej propagandy. To, że w ostatnich latach zainteresowanie narasta, nie jest niczym niezwykłym. Odkrywane są pewne epizody z nieodległej przeszłości, o której dotychczas się nie mówiło z różnych powodów – z braku wiedzy, strachu, albo dlatego, że nie było wolno mówić. Pracując przez ostatnie lata w Instytucie Pamięci Narodowej, niejednokrotnie stykałem się z takimi przypadkami, kiedy ludzie z pokolenia dorastającego w latach 40. czy 50., ale nawet w latach 80. niechętnie wracali do przeszłości. Kiedy przyszło im rozmawiać z historykiem, obawiali się, co mogą powiedzieć o swoich przeżyciach. Trauma pozostała. Nie uważam „mody” na tę tematykę za coś niebezpiecznego. Mit fundatorski jest podstawą każdego społeczeństwa, dlatego sięganie do historii Armii Krajowej, powstania styczniowego, konspiracji powojennej jest zrozumiałe i uzasadnione.

Powróćmy do kwestii Muzeum AK. Pojawiła się informacja, że w forcie „Luneta Warszawska” powstanie oddział placówki.

To plany odległe. „Luneta Warszawska” jest przedmiotem opracowania planu zagospodarowania. Ten zabytkowy obiekt, będący częścią Twierdzy Kraków, w 1945 roku był również więzieniem, w którym władze sowieckie przetrzymywały żołnierzy AK. Świadczą o tym pozostawione na ścianach inskrypcje. To miejsce pamięci i z pewnością taki charakter musi zostać tam utrzymany. Zastanawiamy się, czy w tej części fortu nie warto pokazać historii drugiej konspiracji. Podkreślam jednak, że nie zależy to wyłącznie od nas. Są w Krakowie organizacje skupiające swoje zainteresowanie wokół Twierdzy Kraków czy samej „Lunety Warszawskiej”, ale w niczym nie kłóci się to z naszymi projektami. To tym bardziej zachęca do podjęcia dalszych działań.

Muzeum AK ma dwóch właścicieli. Jak taka sytuacja wpływa i czy utrudnia to funkcjonowanie placówki?

Ważne, że miasto i województwo utrzymują nasze muzeum. Żadna instytucja kultury, wbrew opinii niektórych, nie jest w stanie sama się utrzymać. Kiedy byłem radnym Sejmiku Województwa Małopolskiego, dyskusja na temat tego, aby każda instytucja miała jednego właściciela, odżywała co jakiś czas, a następnie nie było tematu. Tak naprawdę nie ma to większego znaczenia, bo dla muzeum jest ważne, ile środków organizatorzy przeznaczają na funkcjonowanie. Jak zakończy się kwestia jednego właściciela naszego muzeum – nie wiem, ale ma to dla mnie drugorzędne znaczenie.

Nie będą Państwo dążyli, żeby to miasto zostało jedynym właścicielem?

Wydaje się to dość naturalne, ponieważ właścicielem obiektu jest Gmina Kraków. Z ustalonego współwłaścicielstwa wynika, że to prezydent miasta decyduje np. o polityce kadrowej muzeum. Jeżeli jednak mówimy o Armii Krajowej, jej działalność ma dużo szerszy zasięg. Z tego punktu widzenia województwo również jest istotne, bo muzeum służy całemu regionowi. Zdecydują o tym Rada Miasta i Sejmik Województwa Małopolskiego. Dopóki organizatorzy widzą potrzebę powiększania budżetu muzeum i współpracują, nie ma to żadnego znaczenia.

Czy Muzeum Armii Krajowej ma szansę tak przyciągać zwiedzających jak Muzeum Powstania Warszawskiego?

Proszę pamiętać, że Muzeum Powstania Warszawskiego miało szczęście, że było pierwsze. Jego utworzeniu towarzyszyły działania polityczne na najwyższym szczeblu. Muzeum AK nie tyle ma szansę, ale wierzę, że stanie się takim miejscem. W najbliższych latach otoczenie instytucji ulegnie radykalnej zmianie. Do budynku położonego kilkaset metrów od nas wprowadzi się Muzeum Historii Fotografii, powstanie nowa siedziba Archiwum Narodowego, a obok Muzeum AK utworzone zostaną obiekty o charakterze użytkowym. Ta część Krakowa - obecnie niezbyt atrakcyjna - w najbliższych latach ulegnie radykalnej przemianie. To będzie służyło również muzeum, bo dzielnica zacznie żyć zupełnie innym życiem. Pojawią się mieszkańcy, pracownicy biur. Jestem przekonany, że dzięki temu, będzie to nowe miejsce na kulturalnej mapie Krakowa.

 

News will be here