"Mateusz nie miał żadnych szans". Dożywocie dla zabójcy utrzymane

Damian Sz. fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Sąd Apelacyjny utrzymał wyrok pierwszej instancji dla mordercy z ul. Miodowej. Damian Sz. został skazany na dożywocie za zabójstwo 21-letniego Mateusza S. w styczniu 2017 roku. Chłopak był przypadkową ofiarą agresji i jak stwierdził sąd – ślepej chęci odwetu i zemsty.

Obrońca Damiana Sz. chciał dla swojego klienta lżejszej kary. Swój wniosek oparł na dwóch argumentach. Przede wszystkim uważał, że Damian Sz. nie działał z bezpośrednim zamiarem pozbawienia życia człowieka, a kara jest niewspółmierna do stopnia winy i powinna być zarezerwowana dla najbardziej brutalnych i bezwzględnych przestępców.

Adwokat Maciej Lis próbował przekonać sąd, że oskarżony nie chciał zabić, bo zadał tylko jeden cios w nietypowe miejsce – plecy. O jego braku zamiaru miał przesądzić też rozmiar noża (szerokość 4 cm, długość ostrza do 25 cm).

Zdaniem obrońcy Damiana Sz. kara dożywotniego pozbawienia wolności powinna być zarezerwowana dla najcięższych zbrodni oraz dla ludzi, którzy są zdemoralizowani „od urodzenia”. Mecenas stwierdził, że jego klient dopuścił się przestępstwa w afekcie. O tym, że nie zasługuje na tak surową karę, ma także świadczyć m.in. to, że pracował i miał trudne dzieciństwo. Wygrał też 10 lat temu konkurs kulinarny. Wyraził także skruchę w liście do rodziców i przeprosił.

Zwieńczony pochód agresji

Z wnioskami apelacji nie zgodziła się oczywiście prokuratura. Tomasz Mazurek odpowiadał na argumenty Macieja Lisa, przytaczając uzasadnienie sądu do wyroku. Prokuratur obalił tezę mówiącą o silnym wzburzeniu (afekcie) oskarżonego, ponieważ ten konkretnie pamiętał przebieg zdarzeń. Dodatkowo miał czas, aby pomyśleć. Od momentu pobicia go przez grupę mężczyzn, co zresztą sam sprokurował, do momentu zabójstwa Mateusza S., minęło kilkanaście minut. Przez ten czas wrócił do restauracji, w której pracował, umył się, wybrał nóż i poszedł rozliczyć się z oprawcami.

Nie był też taki święty, jak chciałby mecenas Lis. Tomasz Mazurek przypomniał, że romansował z szefową, pił alkohol (również w pracy i w dniu zdarzenia), zorganizował pobicie byłego szefa jego matki. Był też karany w Wielkiej Brytanii za posiadanie noża.

– Cios nożem był zwieńczeniem pochodu agresji, która swój finał znalazła w pozbawieniu życia młodego człowieka. Drugiego nie musiał zadawać, wiedział, że osiągnął swój cel – stwierdził prokurator. Później Damian Sz. krążył po okolicy, grążąc innym. Tomasz Mazurek przypomniał też, że to nie sąd uznał go za niebezpiecznego dla społeczeństwa, tylko biegli z zakresu psychologii.

Nie ma okoliczności łagodzących

Pełnomocnik rodziców ofiary, Antoni Zduńczyk, przypomniał, że Mateusz S. nie spodziewał się ataku, bo oskarżony nie wypowiedział nawet słowa przed zadaniem ciosu. – To ja mówiłem o egzekucji. Z monitoringu jasno wynika, że oskarżony nie stworzył minimalnej szansy na reakcję dla swojej ofiary. To była zbrodnia, której Damian Sz. chciał – podkreślił.

Mecenas dodał, że mężczyzna oddalił się z miejsca zdarzenia. Po ucieczce z restauracji rozmawiał z żoną o pierogach. Ani na chwilę nie zainteresował się losem chłopca. – I po dwóch miesiącach napisał list?! – grzmiał adwokat.

Joanna S., matka ofiary, łamiącym się głosem przeczytała kilka słów napisanych dzisiejszego ranka. Zapytała retorycznie, czy oni też mogą się odwołać od tego, co się stało? Opowiadała, że ich życie to codzienne umieranie. – Nie zabito tylko naszego syna, ale zabito również nas – powiedziała.

– Chciałbym prosić, aby sąd chronił nas przed takimi ludźmi. Po wydarzeniu w Gdańsku widać, że nie tylko nam się to przydarzyło. Rolą sądu jest, aby to się nie powtórzyło – stwierdził ojciec Mateusza S. Mężczyzna dodał również, że gdyby Damian Sz. dostał karę pozbawienia wolności za zorganizowanie pobicia, nie doszłoby do tej tragedii.

„Nie jestem bestią”

Oskarżony również mógł zabrać głos. – Przez te dwa lata nie ma dnia, abym o tym nie myślał. Nie mogę sobie tego wybaczyć. Zniszczyłem dwie rodziny. Jestem świadom tego, że kara musi być surowa, ale proszę o możliwość powrotu do społeczeństwa – powiedział.

– Media nazywały mnie bestią, mordercą, nie zgadzam się z tym. Pracowałem większość mojego życia, w tym jako szef kuchni renomowanych restauracji. Pragnę też podkreślić, że każde moje słowo było szczerze. List wysłałem po dwóch miesiącach, ponieważ wcześniej odradzali mi to psycholodzy. Jest mi wstyd i żal, błagam o przebaczenie – mówił.

Wypadł na ulicę jak Rambo

Sędzia Krzysztof Marcinkowski przed uzasadnieniem wyroku zwrócił uwagę na kilka spraw. Podkreślił, że wydanie orzeczenia nie jest – jak się wielu ludziom wydaje – najprostszą rzeczą. – Każdorazowo sąd bierze na własne barki ciężar odpowiedzialności za wymiar kary. To wcale nie jest łatwe, to najtrudniejsze w procesie – stwierdził.

– Sąd nigdy też nie działa tak, jak chce tego społeczność. Nie jest tak, że sąd się ugina i będzie wymierzał karę społecznie akceptowalną. Nigdy o tym nie myśli, jest pozbawiony emocji – mówił Marcinkowski.

Co do meritum, Sąd Apelacyjny w całości podtrzymał wyrok, zgadzając się ze wszystkimi ustaleniami I instancji. Orzekający nie przyjęli argumentów dotyczących braku zamiaru pozbawienia życia Mateusza S. – Uderzenie nożem było z zaskoczenia, nie było szans na obronę. Zadanie tego ciosu, mierzonego było po to, by odebrać życie – tłumaczył sędzia. – Damian Sz. nawet nie zadał sobie trudu, aby zidentyfikować, czy dana osoba to właśnie ta, która go wcześniej pobiła.

Nie działał także w afekcie. – Miał czas na refleksję, ale tego nie zrobił. Zdjął poszarpane ubranie i z nagim torsem i nożem wypadł jak jakiś Rambo na ulicę. Nie ma żalu, że zabił człowieka, tylko ma żal, że nie tego, co chciał – uważa sędzia.

Krzysztof Marcinkowski zwrócił uwagę na totalny brak zainteresowania losem poszkodowanego. – Pytał, kto następny i ostentacyjnie dzierżył nóż. Groził jeszcze innemu człowiekowi – dodał sędzia.

Według składu sędziowskiego tylko taka kara może ustrzec ludzi przed zagrożeniem, jakie niesie w sobie Damian Sz. Zwłaszcza, że biegli jasno określili, iż jest duże ryzyko ponownego popełnienia przestępstwa przez oskarżonego.

– Kara jest więc sprawiedliwa i zasłużona. Uwzględnia również społeczne poczucie sprawiedliwości i bezpieczeństwa – zakończył sędzia Marcinkowski.