Mecz dla ludzi o mocnych nerwach! Osłabionej Wiśle niewiele zabrakło do ogrania Podbeskidzia

fot. Mateusz Kaleta/LoveKraków.pl
Jeżeli kibicom było mało emocji po środowym awansie w Pucharze Polski, to w sobotę dostali jeszcze większą dawkę. Wisła nie przerwała jednak serii meczów bez wygranej. W końcówce prowadziła 3:2, ale o podziale punktów zadecywało trafienie jej byłego zawodnika na początku doliczonego czasu gry.

Kilkanaście minut przed meczem Wisła uhonorowała Richarda Guzmicsa, który zakończył karierę. Ten węgierski obrońca w latach 2014-2016 rozegrał dla Białej Gwiazdy 68 oficjalnych meczów. 35-latek dał się poznać jako bardzo dobry piłkarz, jednocześnie otwarty człowiek, szybko nauczył się języka polskiego. Były reprezentant Węgier otrzymał na murawie koszulkę z numerem 26, który widniał na jego plecach między innymi w czasie występów w polskiej lidze.

W przerwie spotkania Guzmics zrobił rundę wokół trybun i rzucał kibicom koszulki. Po obejrzeniu dramatycznie słabej w wykonaniu Wiślaków pierwszej połowy, doszliśmy do wniosku, że bez rytmu meczowego przydałby się gospodarzom na boisku. Krakowianie wyglądali na tle Podbeskidzia jak juniorzy, a w obronie wyprawiali takie cuda, że szkoda mówić.

Wiślacy tłem dla Górali

Radosław Sobolewski ponownie postawił na system z trzema środkowymi obrońcami (po raz pierwszy drużyna zagrała tak w środę z Puszczą Niepołomice), ale Wisła musiała się przegrupować już w 40. minucie. Boris Moltenis wykonał niebezpieczny atak na nogi Titasa Milasiusa i zakończył udział w meczu. Sędzia Karol Arys najpierw pokazał Francuzowi żółtą kartkę, jednak wezwany do monitora przez kolegów odpowiedzialnych za VAR szybko doszedł do słusznego wniosku, że kara powinna być surowsza.

Zachowanie Moltenisa idealnie podsumowało pierwszą połowę w wykonaniu Wisły. Spadkowicz z ekstraklasy był kompletnie bezradny w rywalizacji z dobrze funkcjonującym zespołem gości. Górali oficjalnie prowadził Wojciech Makowski, ponieważ pierwszy trener Dariusz Żuraw pokutował za czerwoną kartkę. Biała Gwiazda wyglądała bardzo źle. Nie potrafiła znaleźć sposobu na bardzo dobry pressing gości i umiejętne skracanie pola gry. Grała dużo wolniej, często traciła piłki tuż po ich przejęciu. Dlatego wynik 0:1 do przerwy był najmniejszym wymiarem kary. Spokojnie mogło być 0:3, bo debiutujący w ligowym meczu Kamil Broda od początku miał co robić, a przy ofiarnej interwencji byłego gracza Podbeskidzia Bartosza Jarocha jego sprzymierzeńcem był słupek.

W 13. minucie nie pomógł słupek, nie pomógł Broda, bo wcześniej drużyna popełniła kilka błędów. Na lewej stronie łatwo dał się ograć Krystian Wachowiak, a asekurujący go Joseph Colley nie zdążył zablokować Jeppe Simonsena. Szwed wracał truchtem w pole karne i złamał linię spalonego, dlatego po prostopadłym zagraniu Goku trafił wyborowy snajper Podbeskidzia Kamil Biliński.

Ależ emocje po przerwie!

Przed drugą połową Sobolewski dokonał trzech zmian. Wkrótce zmienił się także wynik, ponieważ perfekcyjnie wykonujący rzuty karne Luis Fernandez zdobył siódmą bramkę w rozgrywkach. Wiślacy głośno domagali się jedenastki, sędziowie do podzielenia ich zdania potrzebowali nieco więcej czasu. Karny gospodarzom się należał, bo Iwajło Markow nadepnął na stopę Igora Łasickiego.

Wisła mająca jednego zawodnika mniej, po zmianie stron zaczęła grać dużo lepiej niż w komplecie. Podbeskidzie już tak nie dominowało, a nawet musiało się bronić. W 63. minucie gospodarze objęli prowadzenie po błędzie Milasiusa, z którego skorzystał rezerwowy Dor Hugi i obsłużył Fernandeza. Bramkarza nie było w bramce, a uderznenia Hiszpania nie zablokowało trzech graczy z pola. Prowadzenie Wisły utrzymało się tylko przez kilka minut, ponieważ Górale rozmonotwali obronę naszej drużyny. Wprowadzony na murawę Emre Celtik świetnie podał do Goku. Hiszpan wyszedł przed Brodę i posłał piłkę między jego nogami.

To był mecz dla ludzi o mocnych nerwach. Wisła szybko odpowiedziała i znów prowadziła! Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Angel Rodado uderzył głową, lecz piłka odbiła się od słupka. W taki sposób, że szczęśliwie do siatki wpakował ją zaskoczony Jaroch. Dramatyczne spotkanie zakończyło trafienie głową na 3:3 Krzysztofa Drzazgi w doliczonym czasie. Przypomnijmy, że to były zawodnik klubu z ulicy Reymonta.

Wisła Kraków – Podbeskidzie Bielsko-Biała 3:3 (0:1)

Bramki: Fernandez (50.,. karny, 63.) (Jaroch, 81.) – Biliński (13.) Goku (70.), Drzazga (90.).

Wisła: Broda – Jaroch, Moltenis, Łasicki, Colley, Wachowiak (46. Szot) – Basha, Jelić Balta (46. Talar) – Duda (46. Hugi), Rodado (82. Cisse), Fernandez (85. Żyro) .

Podbeskidzie: Igonen – Simonsen, Mikołajewski (90. Rodriguez), Wypych, Markow, Milasius (69. Sitek) – Misztal, Bierońki (69. Polkowski) – Goku, Biliński (83. Drzazga), Janota (68. Celtik).

Żółte kartki: Łasicki, Żyro – Milasius, Markow, Goku.

Czerwona kartka: Moltenis (40., niebezpieczne zagranie).

Sędziował Karol Arys (Szczecin).