Miejskie rowery dla dzieci? ZIKiT nie pomyślał (a Warszawa tak)

fot. Krzysztof Kalinowski

Popularność miejskiej wypożyczalni rowerowej nie maleje. W tej chwili krakowianie mają do dyspozycji 150 stacji, w których dokuje 1500 rowerów, które łącznie „wykręciły” ponad milion kilometrów. Jednak oferta Wavelo ma pewną istotną lukę. Nie mogą z niej skorzystać najmłodsi, a tych w Krakowie nie brakuje.

Pomysł stworzenia wypożyczalni dla dzieci w wieku 4-8 lat nie jest bynajmniej wymysłem rowerowych ultrasów, czego najlepszym przykładem jest stolica, która już w 2015 roku uruchomiła Veturilko – pierwszą na świecie zautomatyzowaną wypożyczalnię miejskich rowerów dla najmłodszych. Jej otwarcie wskazuje zmianę sposobu patrzenia na udział dzieci w życiu miasta i funkcję, jaką pełni ono wobec swoich mieszkańców.

Warszawiacy, czego my w Krakowie możemy im pozazdrościć, podeszli do tematu poważnie. Operator Veturilko wprowadził rowerki w dwóch rozmiarach – mniejsze dla dzieci od 4 lat i wzroście powyżej 100 cm oraz większe dla dzieci od 6 lat i wzroście przekraczającym 120 cm. – Zgłaszały się do nas osoby wykluczone, niemogące skorzystać ze starego systemu. Były wnioski o rowery cargo, tandemy, z których mogliby skorzystać np. niedowidzący, a także o rowery dziecięce jako alternatywa dla najmłodszych. Zbieraliśmy opinie i doświadczenia. Rowery dziecięce są odpowiedzią na potrzeby mieszkańców. Ciągle pracujemy nad rozwojem systemu i jego funkcjonalności – mówi Łukasz Puchalski – Pełnomocnik Prezydenta m. st. Warszawy ds. komunikacji rowerowej.

Początkowo w Warszawie funkcjonowała tylko jedna stacja, w której zainstalowanych było 10 rowerów. Teraz warszawiacy mają do dyspozycji aż sześć punktów. Mało tego, mieszkańcy stolicy mogą też wypożyczyć tandemy, operator planuje również instalację rowerów z elektrycznym wspomaganiem. – Rowery dziecięce, a także tandemy cieszą się bardzo dużą popularnością. Z założenia wypożyczalnia służy głównie do codziennego przemieszczania się po mieście, jednak dostrzegamy i odpowiadamy na potrzebę rekreacyjnego korzystania z sieci, dlatego umiejscowiliśmy je np. w okolicach parków – dodaje Puchalski.

Krakowskie „niedasie”

O implementacji warszawskiego rozwiązania na krakowski grunt mieszkańcy mogą tylko pomarzyć. Z rozmowy z Marcinem Wójcikiem z Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu można wywnioskować, że kwestia uruchomienia stacji z rowerami dziecięcymi to temat nurtujący jedynie wrednych dziennikarzy.

Jakub Kusy, LoveKraków.pl: Dlaczego nie powstała wypożyczalnia rowerów dziecięcych?

Marcin Wójcik, ZIKiT: Nie było takiego założenia. Rower publiczny to rower publiczny.

Nie pomyśleli Państwo o mieszkańcach, którzy chcieliby wybrać się na rodzinną wycieczkę?

To jest rower do codziennego komunikowania się i jeżdżenia do pracy.

Czyli nie może pełnić funkcji rekreacyjnych?

Nie powiedziałem, że nie może, proszę nie wkładać mi w usta czegoś, czego nie powiedziałem.

Podkreślił Pan wyłącznie jedną funkcję, dojazd do pracy, a co z rekreacją?

Z takim założeniem był kreowany. Rowery dziecięce są tylko w Warszawie i jest ich kilkanaście sztuk. Rozumiem, że my też mieliśmy takie założenie do koncesji wpisać? Tak pan sugeruje?

Nie widziałbym przeciwwskazań do uruchomienia chociaż jednej stacji z rowerami dla dzieci.

No, ale my widzieliśmy. Technicznie wcale nie jest to wcale łatwe do rozwiązania, poza tym mogłoby to znacząco podnieść koszty całego przedsięwzięcia.

Czy planują państwo w najbliższym czasie uruchomienie takiej stacji?

Na chwilę obecną nie. Ja nie planuję, ale może ktoś, gdzieś indziej planuje.

A operator proponował Państwu takie rozwiązanie?

Nie. Ani żaden z operatorów, który brał udział w negocjacjach koncesyjnych.

A mieszkańcy zgłaszali się z taką propozycją?

Nie. To tylko dziennikarze się o to dopytują i to dziennikarze, którzy… no dobrze, może powstrzymam się przed komentarzem.

W przeprowadzonej na szybko sondzie ulicznej krakowianie bardzo pochlebnie wypowiadali się o pomyśle włączenia do systemu miejskich wypożyczalni rowerków dziecięcych, albo chociaż wyposażenia części pojazdów w foteliki. To, że takie sygnały nie trafiają do ZIKiT-u, nie oznacza, wbrew temu, co twierdzi urzędnik, że na taką usługę nie ma zapotrzebowania, a odpowiedź Wójcika dobitnie ukazuje uwiąd polityki rowerowej miasta; polityki wykluczającej i krótkowzrocznej, która zamiast przełamywać, sama stawia kolejne bariery, dostarczając paliwa szydercom z profilu Krakowskie „Niedasie – produkt regionalny”. Liczę na to, że urzędników najdzie refleksja i swoim zwyczajem z pokorą "baczniej przyjrzą się" problemowi, a nuż może "dasie".

News will be here