Mieli wziąć ślub. Zakończyło się pogrzebem

fot. Dawid Kuciński

Byli ze sobą od ośmiu lat. Bogusław K. płakał na sali sądowej i nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego zabił – jak o niej mówił – swoją Władzie. Planowali ślub, jednak chorobliwa zazdrość doprawiona wódką pokrzyżowała im plany, a mężczyznę wpakowała za kraty. – Wszystko przez ten pier… alkohol – stwierdził oskarżony.

Bogusław K. 61 rocznik. 14 listopada 2017 roku miał przerwę w odbywaniu odsiadki za kradzież drobnej rzeczy. Tego samego dnia umówił się ze swoją konkubiną i kolegą na wódkę. Gdy wyszedł z zakładu karnego, który leży nieopodal mieszkania przy ul. Benedykta, gdzie doszło do zbrodni, para planowała ślub. Sakramentalne „tak” mieli sobie powiedzieć w styczniu 2018 roku. Nie wiadomo jednak, jakie były ostatnie słowa Władysławy S.

Alkohol zabija?

Bogusław K. wyliczył, że w ten dzień wypili około trzech butelek wódki. Po którymś kieliszku wybuchła awantura, choć już wcześniej sąsiedzi słyszeli krzyki. W pewnym momencie, gdy para była już sama w mieszkaniu, kobieta oznajmiła, że ma kogoś i nie chce być dłużej z Bogusławem.

– A jeżeli tak jest, to po co ślub? Chwyciła pierwsza za nóż. Byliśmy pijani. Zaczęliśmy się szamotać, kłócić, a co się później stało, to nie wiem. Jak zobaczyłem krew, otrzeźwiałem. Zacząłem szukać pomocy, aby ją uratować – mówił Bogusław K., płacząc. Podkreślał, że nigdy nie używał w stosunku do niej przemocy, nawet jej nie wyzywał.

Prokurator Wojciech Wassermann oskarżył go o zabójstwo. W akcie oskarżenia wspomniał, że kobieta miała zmasakrowaną twarz i dwie rany szyi, które powstały w wyniku użycia noża. Jeden z nich przeciął tętnicę. Policjant, który był na miejscu zdarzenia, zeznał, że rana była tak głęboka, a krwi na podłodze tyle, że nie było wątpliwości, iż 63-latka jest martwa.

Ze słów Bogusława wynika, że ten chciał ratować kobietę, ale na to było za późno. Wyjaśnił, że próbował zatamować krwotok i jednocześnie wykonywał resuscytację, której nauczył się w zakładzie karnym. Widząc, że to na nic, pobiegł po pomoc. Później znalazł się na ulicy, gdzie zatrzymał go policjant.

– Dopiero na komisariacie się dowiedziałem, że Władzia nie żyje. Bardzo ją kochałem. Nie wiedziałem, że do czegoś takiego dojdzie – zarzekał się przed sądem oskarżony.

Funkcjonariusz, który go zatrzymał, opowiedział, że zobaczył mężczyznę, jak szedł ulicą w stronę Limanowskiego. Na kurtce i twarzy miał ślady krwi. Nie reagował na polecenia, dlatego podbiegł do niego. Jak mówił policjant, z oskarżonym był utrudniony kontakt – zataczał się, bełkotał, czuć było od niego alkoholem. Gdy weszli do mieszkania, w którym nie było prądu, musieli użyć latarek. Gdy zobaczyli martwą kobietę, Bogusław zaczął chodzić po mieszkaniu. Został skuty i przeniesiony do innego pokoju.

„Popełniła samobójstwo”

Na początku Bogusław nie przyznawał się do winy. Gdy dostał obrońcę z urzędu, jak stwierdził, ten powiedział mu, aby szedł w zaparte i wyjaśnił, iż jego konkubina była zazdrosna o niego nawet wtedy, gdy szedł wynieść śmieci, a w czasie feralnej nocy, sama się zabiła. Dwukrotnie opowiedział właśnie taką historię, jednak kolejny adwokat inaczej pokierował mężczyzną. Bogusław ostatecznie przyznał się do winy, choć twierdzi, że nie pamięta samego zdarzenia, bo był pijany, a później w szoku. Nie wie, czy zadał ciosy nożem i czy bił kobietę rękami. Grozi mu od 8 do 25 lat więzienia lub dożywocie.

 

 

 

 

 

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Podgórze
News will be here