Młyn Jazz Festival rozkręcił się na dobre

Siódemka po raz kolejny okazała się szczęśliwą liczbą nie tylko dla organizatorów, ale przede wszystkim licznie zgromadzonej festiwalowej publiczności. W dniach 6-8.07.2017 na plenerowej scenie hotelu Młyn Jacka&SPA w Jaroszowicach wystąpiły największe gwiazdy sceny jazzowej tj. Herbie Hancock, Stanisław Soyka&Wojciech Karolak Trio,Dianne Reeves, Chris Botti, Brand New Heavies, czy John Scofield.

Melomani nie mogli wymarzyć sobie lepszego początku wakacji, na dodatek spędzonego w towarzystwie wyjątkowych artystów, a wszystko to za sprawą Młyn Jazz Festival 2017. Chociaż poprzednie odsłony imprezy wyróżniał dobór znakomitych wykonawców reprezentujących rozmaite odmiany jazzowej stylistyki, tym razem organizatorzy zaskoczyli chyba wszystkich bez wyjątku. Line-up tegorocznej, trzydniowej edycji przedstawiał się naprawdę imponująco i sprawił, że Młyn Jazz Festival dołączył do grona liczących się europejskich wydarzeń muzycznych.

Dzień Pierwszy – Czwartek 06.07.2017

Round Herbie

Festiwal rozpoczął się od mocnego uderzenia. Niekwestionowaną gwiazdą pierwszego dnia był legendarny pianista Herbie Hancock wraz z towarzyszącym mu zespołem w składzie: Vinnie Colaiuta (perkusja), James Genus (gitara basowa), Lionel Loueke (gitara, wokal)

i Terrace Martin (saksofon, klawisze).  O godzinie 20:00 właścicielka hotelu Młyn Jacka oraz pomysłodawczyni festiwalu Pani Małgorzata Świętosławska przywitała się ze wszystkimi,

a następnie Piotr Metz z wielką klasą zapowiedział występ Herbiego Hancocka, który otoczony kordonem ochroniarzy zbliżał się właśnie do sceny. Później już tylko oczy i uszy wszystkich obecnych zwrócone były  na muzyków zajmujących miejsca przy swoich instrumentach. Herbie ubrany w błękitną koszulę usiadł po lewej stronie i zagrał pierwsze hipnotyzujące nuty „Overture” otwierającego niespełna dwugodzinny koncert. Artysta nie stronił od eksperymentów i łączenia różnych pozornie niepasujących do siebie dźwięków w wyjątkowe improwizowane formy muzyczne, podobnie zresztą jak pozostali członkowie jego zespołu. Lionel Loueke czarował nie tylko brzmieniem gitary, ale także śpiewem przywołującymi na myśl afrykańskie plemienne pieśni, czy beatboxerskimi umiejętnościami. Terrace Martin natomiast co rusz na przemian robił użytek z vocodera i saksofonu. Hancock słynie też z poczucia humoru, którego próbkę zaprezentował między kolejnymi utworami opowiadając z przymrużeniem oka m.in. o męskich imionach, jakie Genus i Martin nadali swoim córkom. Podczas piątkowego koncertu nie zabrakło solowych popisów poszczególnych muzyków. Mistrz groove’u Vinnie Colaiuta nie oszczędzał ani siebie, ani perkusji podczas „Actual Proof” w czym wtórowali mu pozostali instrumentaliści. Najlepsze jednak zostawili na koniec. Właściwą część setlisty zamknął bowiem nieśmiertelny „Cantaloupe Island” okraszony blisko dziesięciominutową improwizacją, który rzecz jasna spotkał się z gorącymi owacjami rozentuzjazmowanych słuchaczy. Na bis muzycy wykonali Chameleon z płyty „Headhunters” jeden z najbardziej funkowych utworów w dyskografii Herbiego Hancocka.  W tym momencie nie było już chyba nikogo wśród publiczności, kto nie tupałby nogą lub nie klaskał do rytmu. Ogromne wrażenie na wszystkich zrobiła dynamiczna solówka jaką Herbie, niczym rasowy gitarzysta zagrał na swoim keytarze.

Po Hancocku i jakby w cieniu jego show na scenę wkroczyli Marta Król & Paweł Tomaszewski Group. Wykonali wspólnie materiał z płyty „Tribute to The Police”. Nie zabrakło więc najbardziej znanych i lubianych przebojów autorstwa Stinga w ciekawych aranżacjach. Pomimo chłodu, który odstraszył część publiczności, delikatny kobiecy wokal w połączeniu z przyjemną dla ucha muzyką sprawiał, że niska jak na tę porę roku temperatura nie dawała się tak bardzo we znaki. Na uwagę zasługiwały z pewnością liryczne „Every Breath You Take” ze zmysłowym brzmieniem fortepianu Pawła Tomaszewskiego i klimatycznymi akcentami na instrumentach perkusyjnych, czy niepozbawione dynamizmu „Message In The Bottle” lub „If You Love Somedbody Set Them Free”, a także zamykający występ ‘If I Ever Lost My Faith To You” ze znakomitym  solo na saksofonie w wykonaniu Przemysława Florczaka

Dzień II – Piątek 07.07.2017

Concerto Paradiso

Sygnał do rozpoczęcia drugiego dnia festiwalowej uczty dała Anna Maria Jopek, co dla zgromadzonej publiczności było niemałą niespodzianką, nieczęsto bowiem wokalistka pojawia się w roli konferansjera! Tuż po krótkim wprowadzeniu na scenie pojawił się Stanisław Soyka & Wojciech Karolak Trio w składzie: Wojciech Karolak - hammond B-3, Tomasz Grzegorski – saksofon tenorowy, Arek Skolik – perkusja. Zaprezentowali wspólnie swingujące standardy jazzowe, które znalazły się pierwotnie na płycie wokalisty „Swing Revisited”. Można było usłyszeć nieśmiertelne kompozycje Duke’a Ellingtona m.in. „I’m Just a Lucky So And So”, czy przebojowe „Halelujah I Love Her So”  Raya Charlesa. Poszczególne utwory przeplatane były często zabawnymi anegdotami przytaczanymi przez Stanisława Soykę. Na bis Panowie brawurowo wykonali nieśmiertelny przebój Barta Howarda „Fly Me To The Moon”

Po krótkiej przerwie na scenie pojawiła się jedna z najwybitniejszych współczesnych wokalistek jazzowych Dianne Reeves wraz z towarzyszącymi jej muzykami: pianistą  Peterem Martinem, gitarzystą Romero Lubambo ,kontrabasistą Reginaldem Vealem oraz perkusistą Terreonem Gullym. Już od pierwszych taktów publiczność zgromadzona w kompletnej ciszy i zachwycie delektowała się każdym dźwiękiem płynącym ze sceny. Wśród nieco starszych kompozycji  np. ”Suzanne” pojawiły się też utwory z ostatniej płyty „Beautiful Life”,  jak przejmujące „Cold” , czy „Waiting InVain” Dodatkowej magii temu koncertowi dodała tęcza, która w pewnym momencie pojawiła się nad głowami zebranych. Amerykanka na każdym kroku udowadniała, że doskonale operuje głosem zarówno w lirycznych fragmentach, jak i pełnych ekspresji wokalizach. Jest niewiele wokalistek, które potrafią w tak niezwyły sposób dźwiękiem namalować emocje. Niespodzianką dla wszystkich było pojawienie się na scenie tuż obok Dianne Reeves,  Anny Marii Jopek.

Gwiazdą drugiego dnia był jak zawsze elegancki Chris Botti. Amerykański „czarodziej trąbki” wystąpił  w towarzystwie znakomitych muzyków: Lee Pearson –perkusja, Michael Olatuja – bas, Leonardo Amuedo –gitara, Geoffrey Keezer –fortepian, Rachel Eckroth –keyboards, Sy Smith –voc, Caroline Campbell –skrzypce. Powiedzieć, że był to bardzo dobry koncert, to nie powiedzieć nic. Od samego początku Botti kupił publiczność swoją wirtuozerią. Gdy wspólnie z Caroline Campbell wykonał temat z filmu Giuseppe Tornatore „Cineama Paradiso” niejednemu słuchaczowi zaszkliły się oczy. Występ Amerykanina był prawdziwa wybuchową mieszanką przeróżnych muzycznych stylów. Fani starego, dobrego hard rocka mogli za sprawą Caroline Campbell i jej rewelacyjnego wykonania „Kashmir” poczuć ducha Roberta Planta i spółki, miłośnicy Leonarda Cohena wspominali swojego barda wsłuchując się  w subtelne dźwięki „Hallelujah”, a wielbiciele jazzu delektować m.in „Tango suite”. Botti słynie z bezpośrednich kontaktów z publicznością. Nie inaczej było w piątkowy wieczór, gdy razem ze zjawiskową Sy Smith weszli w tłum i wykonali wspólnie „The Very Thought Of You”. Popis wokalny utalentowanej artystki w kulminacyjnym momencie utworu na długo pozostanie w pamięci słuchaczy.

Dzień III – Sobota 08.07.2017

Brand New Guitar

Ostatniego dnia gwałtowna burza skutecznie ostudziła emocje i opóźniła nieco rozpoczęcie koncertu. Po raz kolejny w rolę prowadzącego wcielił się znany z poprzednich edycji Paweł Sztompke. Na początek na scenie pojawiła się Maria Sadowska, która zaprezentowała materiał ze swojej płyty „Jazz na ulicach”,  w tym utwór tytułowy i roztańczony „Life Is A Beat”. Ciekawostką był ukłon wokalistki w stronę Krzysztofa Komedy i nieśmiertelna „Kołysanka” z filmu „Dziecko Rosemary”

Następnie prawdziwą eksplozję funku zaserwowała słuchaczom brytyjska acid jazzowa grupa The Brand New Heavies w składzie: Andrew Levy –bass, Simon Bartholomew –gitara, Sulene Fleming –wokal, Chris Bowden – saksofon, Matt Steele –keyboard,fortepian, Luke Harris –perkusja, Richard Beeslay ,Bryan Corbett –trąbka, Hannah McGuigan –chórki. Koncert był przekrojem przez największe przeboje z ponad 30-letniej działalności zespołu. Nie zabrakło zatem „Sometimes”, „Shelter” instrumentalnego „BNH” skocznego „Spend Some Time”, czy „You Are The Universe”, z niesamowitą solówką Luke’a Harrisa na perkusji. Podczas gdy niestrudzona Sulene uwodziła swoim głosem, Simon z powodzeniem czarował żeńska część publiczności. Na zakończenie Brand New Heavies wykonali „Dream Come True” wciągając do wspólnego śpiewania rozgrzaną do czerwoności i roztańczoną publiczność.

Wisienką na torcie tegorocznej edycji Młyn Jazz Festivalu był z pewnością koncert mistrza gitary Johna Scofielda & Uberjam Band w składzie: Avi Bortnick, gitara rytmiczna,  sample, Andy Hess - bas, Dennis Chambers – perkusja. Artyści zafundowali słuchaczom blisko dwugodzinne granie na najwyższym poziomie. Miłośnicy gitarowego feelingu

z pewnością nie byli zawiedzeni, bo dźwięki jakie Scofield wydobywał ze swojego Telecastera zapierały dech w piersiach. Nie zabrakło  „Boogie Stupid” zabarwionego szczyptą bluesa, lirycznego i funkowego „Curtis Knew” awangardowego, naszpikowanego samplami Avi Bortnicka „Überjam”, czy przebojowego „Endless Summer” z charakterystycznym dynamicznym  intro. Najjaśniejszym punktem wieczoru był perfekcyjny „Blue Matter” ze znakomitą partią basu w wykonaniu Andy’ego Hessa i gitary Scofielda, słusznie nagrodzonych owacjami.

Młyn Jazz Festival to nie tylko muzyka, ale również wystawy artystów reprezentujących różne dziedziny sztuki. We wnętrzach hotelu Młyn Jacka rozlokowano m.in. ekspozycję obrazów olejnych Anny Holewińskiej-Żakowskiej "Kamy", czy malarstwa intuicyjnego Samanty Ułybin. Wielbiciele fotografii mogli natomiast podziwiać legendy jazzu uwiecznione na fotografiach przez Jarosława Wierzbickiego, a także wesprzeć Fundację Jaśka Meli Poza Horyzonty kupując zdjęcia Michała Pałaszewskiego.

W tym roku organizatorzy podnieśli sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, począwszy od doboru artystów, perfekcyjnego nagłośnienia, bogatej i różnorodnej strefy gastronomicznej, skończywszy na samej oprawie imprezy. Pozostaje już tylko z niecierpliwością wyczekiwać przyszłorocznej odsłony, a przede wszystkim kolejnych koncertów światowej klasy artystów, bo wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Młyn Jazz Festival rozkręcił się na dobre.

Autor: Michał Rzeczycki