"Musieliby mu nogę urwać, by powiedział, że nie da rady". Kim jest Konrad Gruszkowski z Wisły?

Cracovia-Wisła. Gruszkowski pierwszy z prawej fot. Krzysztof Kalinowski/Lovekrakow.pl

19-letni obrońca zagrał ponad pół godziny w niedawnych derbach Krakowa. – To było ogromne przeżycie. Nie liczyłem, że dostanę aż tyle minut – przyznaje Konrad Gruszkowski, który Białej Gwieździe kibicuje od dziecka.

27 stycznia 2016 roku mieszkaniec Mszany Dolnej i gracz miejscowego Turbacza obchodził 15 urodziny. Jeden z kolegów, obok tradycyjnego „sto lat”, dodał życzenia, by jubilat zagrał kiedyś w Wiśle Kraków lub Borussi Dortmund.

– Od dziecka kibicuję obu klubom. Podziwiałem Arkadiusza Głowackiego za siłę i charakter. Nasz trener z Turbacza organizował wyjazdy na spotkania Wisły, często bywałem na meczach w Krakowie– podkreśla 19-latek.

Dowody są niezbite. Wśród wielu zdjęć na Facebooku jest i to z Wiślackim Smokiem, klubową maskotką, spotkaną na korytarzach pod trybunami stadionu.

Cracovii by nie wybrał

Pół roku po wspomnianych urodzinach Gruszkowski przeniósł się do Krakowa, ale do innego klubu – Progresu. Do gry włączyła się jeszcze Cracovia, ale Gruszkowski był już wtedy na testach przy Reymonta.

– Ze względów kibicowskich raczej nie przyjąłbym oferty Cracovii, nawet gdyby nie było zainteresowania ze strony Wisły – uważa.

Jako piłkarz Progresu miał okazję wystąpić w meczach juniorów przeciwko Wiśle, kiedy wybiegał na boisko z Dawidem Szotem, swoim rówieśnikiem. Na Reymonta przenieśli się od sezonu 2018/2019. W piątek „Borówa”, jak mawiają na Gruszkowskiego koledzy, zmienił o trzy miesiące młodszego „Szocika” w ekstraklasowym spotkaniu przeciwko Cracovii. Była 65. minuta.



Derbowe emocje

– W przerwie trenerzy kazali mi się mocno rozgrzewać, więc czułem, że mogę wejść na boisko. Nie liczyłem na aż tyle minut, bo łącznie z doliczonym czasem wyszło ponad pół godziny. Debiutowałem w spotkaniu przeciwko Stali Mielec, gdy było już 6:0 dla nas. W derbach towarzyszyły mi dużo większe emocje. Po pierwsze – rywal, po drugie – dwie minuty po wejściu Felicio Brown Forbes zobaczył drugą żółtą kartkę i graliśmy w osłabieniu – podkreśla.

19-latek przebiegł prawie cztery kilometry, wygrał trzy z dziewięciu pojedynków, miał jeden udany drybling i dwie nieudane próby odbiorów, odzyskał dwie piłki. Tyle mówi statystyka. Do swojego występu raczej podchodzi krytycznie.

– W końcówce straciliśmy gola na 1:1, ale możemy być zadowoleni z tego meczu, bo wiemy, jaki miał przebieg – uważa Gruszkowski.

W pierwszej połowie grającym na jego pozycji Szotem dyrygował trener Peter Hyballa. Niemiec dużo mu podpowiadał, pokazywał, co ma zrobić. Grał z nim. Gruszkowski biegał po drugiej stronie boiska, daleko od szkoleniowca.

– Bardzo dużo podpowiadał mi Michal Frydrych – zdradza. I dodaje: – Oczywiście, że spełniłem jedno z marzeń, ale mam na koncie dopiero dwa występy w ekstraklasie. Chciałbym o wiele więcej, ale muszę na to zapracować – podkreśla.

Obrońca wrócił do Krakowa przed tym sezonem. W poprzednim mógł liczyć na regularną grę w Motorze Lublin, z którym wywalczył awans do II ligi. Był pewnym punktem drużyny prowadzonej przez dobrze znanego w Krakowie Mirosława Hajdę. 

Materiał na piłkarza

– Niesamowity chłopak, z kapitalną motoryką. Jeżeli zdrowie mu dopisze, to jest to materiał na co najmniej ekstraklasę – uważa trener.

Hajdo dodaje, że Gruszkowski jest bardzo zawzięty, nie skarży się, że coś go boli, co jest pewnego rodzaju wadą. – Musieliby mu nogę urwać, by powiedział, że nie da rady. Trzeba go stopować, bo taka ambicja może się obrócić przeciwko niemu, zdrowie jest bardzo ważne – podkreśla.

Nowa pozycja

Przez lata Gruszkowski występował jako napastnik. Choć Wiśle strzelił kiedyś dwa gole w wygranym 5:0 meczu, czuł, że nie zrobi kariery jako klasyczna dziewiątka. W sezonie 2018/2019, gdy reprezentował już Białą Gwiazdę, zdobył dla drużyny Centralnej Ligi Juniorów dwie bramki i zmienił pozycję.

– Zaproponowałem trenerowi Pawłowi Regulskiemu, by spróbować mnie na boku obrony, bo wydawało mi się, że dobrze się tam czuję. I tak zostałem prawym obrońcą, choć w Motorze grałem też po drugiej stronie. Lewa noga nie służy mi tylko do podpierania – uśmiecha się zawodnik.

Mirosław Hajdo dodaje, że na lewej obronie dał radę. – Zawodnik musi czasem spróbować innej pozycji. Wystawiałem go na lewej obronie z konieczności, ale się nie zawiodłem – kończy.