O wypadkach* i wpadkach w meczach Wisły z Legią. „Bój się Boga, panie Rudy!”

Henryk Reyman bez przepustki, śniegowy poligon, debiut sztucznego oświetlenia, Wisła porównana do damy lekkich obyczajów i „popisy” sędziego Rudego. Zapraszamy na podróż w przeszłość, czyli krótki przewodnik po rywalizacji Wisły z Legią w Krakowie w XX wieku.

Spotkania drużyn z Krakowa i Warszawy elektryzują kibiców od 94 lat. To przekłada się nie tylko na wysoką oglądalność transmisji i bardzo dobrą frekwencję na stadionach obu klubów. Wisła i Legia wielokrotnie walczyły o mistrzostwo, ale mierzyły się też w sezonach, gdy szło im gorzej. Tylko w ekstraklasie (dawnej I lidze) spotkały się już 159 razy!

Poszperaliśmy w archiwach i subiektywnie wybraliśmy kilkanaście spotkań z ubiegłego stulecia (w tym jedno z Pucharu Polski) rozegranych pod Wawelem, w których wydarzyły się rzeczy ważne, śmieszne i niestety także kompromitujące.

*Użyte w tytule słowo „wypadek” należy rozumieć jako „wydarzenie”, nie zaś jako określenie niebezpiecznej sytuacji.

14.10.1928, Wisła – Legia 2:1. Henryk Reyman bez przepustki

Legia przez lata korzystała ze statusu klubu wojskowego i podbierała czołowych graczy innych drużyn. Jesienią 1928 roku na mecz przeciwko CWKS nie został zwolniony kapitan i najlepszy gracz Białej Gwiazdy – Henryk Reyman. Sporo miejsca poświęcił temu wydarzeniu Ilustrowany Kurier Codzienny.

„[…] w drużynie Wisły brakło na tym meczu w dniu Święta sportowego wodza pierwszej drużyny, kapitana Reymana, niezwolnionego przez swój oddział wojskowy w Wilnie. Fakt ten, który właśnie miał miejsce na Święcie klubowym i to na meczu z najlepszą drużyną Wojskowego Klubu w Polsce rzuca dziwne światło na stosunki panujące u nas w sporcie wojskowym. Nie chcemy wierzyć pogłoskom, jakie kursowały już na tygodnie przedtem na temat nieprzyjazdu z Wilna kierownika drużyny Wisły na wczorajszy mecz i jakie sprężyny odegrały tam swoją rolę, atoli zagadkowa ta sprawa mimo woli zmusi nas do głębszego zastanowienia się nad jej powodami. Nie ulega bowiem kwestii, iż fakt ten wpłynął w ogromnym stopniu na grę wczorajszą czerwonych i mógł spowodować nawet załamanie się drużyny” – pisał dziennik.

Wisła wygrała bez swojej gwiazdy, a kilka tygodni później świętowała obronę mistrzowskiego tytułu.

10.11.1935, Wisła – Legia 5:0. Zmiana powrotna u gospodarzy

Futbol przez lata się zmieniał. Dotyczyło to m.in. łapania piłki przez bramkarza po zagraniu nogą partnera z drużyny, liczby punktów przyznawanej za osiągnięty wynik, a także zmian zawodników.

Jesienią 1935 roku w meczu Wisły z Legią doszło do powrotnej zmiany zawodnika, co dziś jest zabronione. Jeżeli ktoś zejdzie z boiska, nie ma już prawa na nie wrócić. W 1935 roku było to możliwe.

„Gospodarze przejmują z wolna inicjatywę w 16 minucie, po pięknej centrze Łyki uzyskuje Habowski prowadzenie. Równocześnie opuszcza boisko kontuzjowany Kopeć, by wrócić dopiero po 10 m. Za foul na Habowskim dyktuje sędzia rzut karny egzekwowany w 18 min przez Łykę. Niedługo później kontuzjowany Madejski opuszcza boisko, by wrócić dopiero za 15 minut” – relacjonował Przegląd Sportowy.

Edward Madejski był bramkarzem i zaczął mecz w wyjściowym składzie. W 31. minucie zastąpił go Maksymilian Koźmiń, ale w 45. Madejski ponownie stanął między słupkami.

7.06.1936, Wisła – Legia 1:0. Obniżka cen biletów w odpowiedzi na duże zainteresowanie

Spotkania z Legią wciąż należą do kategorii „top”. Dla kibica oznacza to wyższą cenę biletu, co jest zrozumiałe z biznesowego punktu widzenia. Przed wojną na duże zainteresowanie odpowiedziano… obniżką cen wejściówek!

„Zarząd Wisły, spodziewając się zwiększonego zainteresowania tymi zawodami, obniżył cenę biletów na boczne trybuny, które to bilety można już zakupić za cenę 1,50 zł” – informował Ilustrowany Kurier Codzienny.

Ile kosztowała wizyta na stadionie? W 1937 roku za ok. 1,5 zł można było kupić kilogram wieprzowiny.

8.08.1948, Wisła – Legia 8:0. Rekordowa wygrana w Krakowie

Trzy lata po II wojnie światowej piłkarze wracają do ligowej rywalizacji. W maju w Warszawie Biała Gwiazda przegrywa 1:4, a w sierpniu bije zespół ze stolicy aż 8:0 – to najwyższe zwycięstwo nad Legią w historii.

„Gdy Wisła poniosła w maju dotkliwą porażkę z Legią w Warszawie, gracze krakowscy wzięli sobie owe cztery stracone bramki poważnie do serca i postanowili je „odbić" sobie w rewanżowym spotkaniu. Zamiast jednali czterech, strzelili Legii dwa razy tyle goli i w ten sposób – jak powiedział jeden z zawodników Wisły – nasze porachunki zostały „sprawiedliwie" zlikwidowane” – pisało Echo Krakowa.

Przegląd Sportowy podawał obrazowo: „Legia zatonęła w Wiśle, wywożąc z Krakowa pamiątkę 0:8!”.

22.05.1949, Wisła – Legia 4:0. Sędzia Żmudziński skrzywdził obie drużyny

Kontrowersje związane z trudną pracą sędziów to chleb powszedni od czasów pierwszych spotkań. Dawna prasa przeważnie krótko oceniała pracę arbitra. W tym przypadku pan Żmudziński z Bydgoszczy zapracował na dużo więcej miejsca w papierowym wydaniu.

„Są mecze, z których sprawozdania trzeba zacząć od rzeczy przykrych, choć ogólny bilans jest dodatni. Jedynym zgrzytem meczu Legia – Wisła jest sędzia. Sędzia ten na 10 orzeczeń wydał 9 błędnych, krzywdząc obie drużyny, a przede wszystkim Wisłę, dla której nie uznał w prawidłowy sposób zdobytej przez Kohuta” – wyliczał Przegląd Sportowy.

18.05.1950, Wisła – Legia 2:1. Kibice wspierający Legię

Wiślacy mieli słabszy okres. Kibicom nie podobała się ich gra, potrafili za to docenić starania gości.

„Od dłuższego czasu Gwardia denerwuje swoich zwolenników. Wielu jej zawodników zrywa się tylko okresami do walki, w pozostałych momentach ograniczają się raczej do roli obserwatorów. Nic więc dziwnego, że ambitna postawa wyrównanego i dobrze technicznie postawionego zespołu Legii tak spodobała się widowni, że dopingowała ona drużynę wojskową” – czytamy w Przeglądzie Sportowym sprzed 71 lat.

13.06.1963, Wisła – Legia 2:0. Komu los poszczęści…

Przenosimy się do lat 60. Na trybunach 15 tysięcy widzów, a w przerwie oczekiwane losowanie nagród wśród osób, które kupiły program meczowy. Pralkę wygrał posiadacz numeru 5929, a cztery radioodbiorniki osoby z numerami 2498, 7724, 7108, 3009.

11.06.1972, Wisła – Legia 1:1. Gra przy sztucznym oświetleniu

W czerwcu przyszłego roku minie dokładnie 50 lat od pierwszego spotkania na boisku Wisły, rozegranym przy sztucznym oświetleniu. Wtedy było to ogromne wydarzenie, dziś jupitery są włączone nawet w czasie meczu rozgrywanego w południe, w bardzo słonecznym dniu. Wszystko przez wymogi telewizji, która transmituje spotkania.

„Ale jak zagrają krakowianie przy sztucznym świetle, do którego nie są przyzwyczajeni – martwią się kibice. Wydaje się, że z aklimatyzacją do tych warunków nasi piłkarze nie będą mieć kłopotów.  Grali już przecież szereg spotkań przy sztucznym świetle i od kilkunastu dni trenowali późnym wieczorem na swoim boisku. Kapitan drużyny – Wójcik, z którym rozmawiałem na ten temat, stwierdził, iż stadion jest doskonale oświetlony, a gra przy jupiterach bardzo przyjemna” – pisał w zapowiedzi dziennikarz Echa Krakowa.

W relacji po meczu Gazeta Krakowska przypomniała, że „4 wieże oświetleniowe są w znacznej mierze zasługą Rady Narodowej m. Krakowa, która przeznaczyła na ten cel duże fundusze oraz przedsiębiorstw wykonawczych: „Mostostalu”, „Elektromontażu”, „Biprostalu” i „DIM-u III” z Krakowa”.

8.04.1973, Wisła – Legia 2:1. Mistrzowie olimpijscy na murawie

Na stadionie przy ulicy Reymonta odbył się mecz, w którym wystąpiło pięciu mistrzów olimpijskich z Monachium (1972 rok). W barwach Legii 37 tysięcy widzów oglądało urodzonego w Krakowie wychowanka Garbarni Roberta Gadochę, Lesława Ćmikiewicza i Kazimierza Deynę. Z białą gwiazdą na piersi wystąpili z kolei Kazimierz Kmiecik i Antoni Szymanowski.

„Wygranie siedmiu spotkań z rzędu przez Wisłę świadczy o dobrej pracy wewnętrznej klubu oraz trenerów. W Legii natomiast reprezentacyjni zawodnicy nie mogą odzyskać formy z roku olimpijskiego – recenzowała Gazeta Krakowska”.

20.03.1976, Wisła – Legia 2:0. Mecz na śniegowym poligonie

Pod koniec marca 1976 roku wiosna jeszcze ustępowała zimie. Wszystkie mecze kolejki odbyły się na boiskach pokrytych śniegiem. Po dwudniowej śnieżycy działacze Wisły postanowili nie usuwać białego puchu, by jeszcze bardziej nie zniszczyć murawy.

Na trawie skrytej pod warstwą udeptanego śniegu piłka płatała figle i zaskakiwała najlepszych strzelców. „Piłka wyczyniała nieoczekiwane harce, tak było m.in. w 40 minucie, kiedy to Kmiecikowi, będącemu o 4 metry przed bramką – piłka podskoczyła na śliskiej nawierzchni” – opisywała Gazeta Południowa.

15.06.1983. Wisła – Legia 4:3. Niespodziewana strzelanina i brak chłopców do podawania piłek

W przedostatniej kolejce nieudanego sezonu drużyny spotkały się w spotkaniu bez większego znaczenia. Nie miały szans na podium, nie były zagrożone spadkiem. Krakowscy kibice, zawiedzeniu postawą drużyny, w sporej liczbie zostali w domach.

Gazety pisały o formie, która przyszła za późno i o festiwalu pięknych bramek. Nie obyło się bez wpadki organizacyjnej.

„Przez kilkanaście minut pierwszej połowy zawodnicy obu zespołów musieli więc wykonywać dodatkowe kilkudziesięciometrowe wędrówki po piłkę, wybitą na aut lub za linię końcową boiska. Dopiero zdecydowana interwencja jednego z piłkarzy krakowskich pod adresem działaczy „Skoro nie ma kto podawać piłki, może sami to zrobicie” spowodowała natychmiastową reakcję. Wśród młodych kibiców znaleźli się chętni do wyjścia na pobocze boiska i podawania piłek” – rozwiązanie problemu opisało Echo Krakowa.

18.03.1987, Wisła – Legia 1:1, po karnych 4:3. Mgliste widoki na drugą połowę

Jedyne w naszym zestawieniu spotkanie Pucharu Polski. W walce o ćwierćfinał jedenastki Wisły i Legii spotykały się 29 listopada 1986 roku u 18 marca 1987. W pierwszym terminie udało się rozegrać tylko 45 minut, zakończonych prowadzeniem 1:0 Białej Gwiazdy. W dokończeniu zmagań skutecznie przeszkodziła gęsta mgła, która spowiła stadion. Spotkanie powtórzono, a po karnych w kolejnej fazie zameldowali się gospodarze.

14.09.1991, Wisła – Legia 2:2. „Bój się Boga, panie Rudy!”

Pamiętny tytuł okładki relacji zamieszczonej w Tempie po meczu, który zepsuł sędzia Wojciech Rudy z Katowic.

„Mało kto z widzów tego spotkania oczekiwał, że przerodzi się ono w najprawdziwszy thriller. W roli reżysera wystąpił sędzia Wojciech Rudy i nie wiadomo, do jakich mrożących krew w żyłach rozstrzygnięć doszłoby w końcówce spektaklu, gdyby nie to, że na szczęście reżyserią przejęli piłkarze Wisły, przynajmniej częściowo urealniając wynik” – pisał redaktor Tempa.

Na koniec wspomniał o sytuacji z drugiej połowy, gdy arbiter boczny pokazał spalonego po wznowieniu gry z autu.

20.06.1993. Wisła – Legia 0:6. Niedziela cudów

Data i wynik, o której kibicom Wisły trudno zapomnieć, ale ze wstydu. Nie z powodu wyniku, ale postawy większości piłkarzy, którzy robili wiele, by rywale walczący o mistrzostwo Polski mogli wbić tyle goli.

Ostatnia kolejka sezonu 1992/1993 została później nazwana „niedzielą cudów”. Korespondencyjny pojedynek o mistrzostwo toczyły Łódzki Klub Sportowy i Legia. Warszawianie wiedzieli, że w Łodzi gospodarze wygrywają wysoko (7:1), więc też potrzebowali wysokiego zwycięstwa, by przy równej liczbie punktów mieć lepszy bilans bramek i zająć pierwsze miejsce.

Kibice Wisły szybko zrozumieli, że ten mecz „śmierdzi”. Kazali piłkarzom zejść z boiska. Krzyczeli, by ci podzielili się z nimi pieniędzmi otrzymanymi od Legii, ponieważ podejrzewali korupcję.

Tempo nie miało litości. Pomeczowy materiał zatytułowano: „Jak kurtyzana z klientem”.

10 lipca PZPN, mimo braku formalnych dowodów, anulował wyniki spotkań ŁKS – Olimpia Poznań i Wisła – Legia. Tytuł trafił w ręce Lecha Poznań (w ostatniej kolejce zremisował 3:3, również miał szanse na mistrzostwo), który wystąpił także w eliminacjach Ligi Mistrzów.

A Wisła? Działacze zareagowali czystką w szatni – usunęli zawodników, których podejrzewali o ustawienie spotkania. Kolejny sezon zespół zaczął rozgrywki z trzema ujemnymi punktami.

Materiał w dzienniku Tempo. Wisła porównana do kobiety lekkich obyczajów
Materiał w dzienniku Tempo. Wisła porównana do kobiety lekkich obyczajów