Ocalić od zapomnienia. Z wizytą u ostatniego drukarza RP [VIDEO]

Pracownia Typograficzna Józefa Rakoczego w Krakowie fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Ostatni dzień stycznia 2017 w Pracowni Typograficznej prowadzonej w Krakowie przez Józefa Rakoczego upłynął pod znakiem wyprowadzki.  Wszystkie maszyny drukarskie i pozostałe elementy wyposażenia warsztatu zostaną przeniesione do Muzeum Inżynierii Miejskiej i będą odpowiednio wyeksponowane. – Tak naprawdę ta technika umarła w latach 80-tych, a szczątki historii drukarstwa można zobaczyć jeszcze u mnie – przyznaje Rakoczy.

Do Officina Typographica przy ul. Romanowicza 17 wybraliśmy się w ostatni dzień stycznia. To również ostatni raz, kiedy Józefa Rakoczego można było odwiedzić w jego dotychczasowym miejscu pracy na Zabłociu. Niebawem całe wyposażenie pracowni zostanie przewiezione do Muzeum Inżynierii Miejskiej, gdzie dał mu schronienie nowy dyrektor muzeum, Piotr Gój.

Na drzwiach widnieje jeszcze tabliczka z nazwą pracowni i godzinami jej otwarcia, a wieńczy ją napis: „W niektóre dni wcale mnie nie ma”. Przy wejściu czekało już spakowanych wiele rzeczy gotowych do przeprowadzki w nowe miejsce.

– Szkoda, że tak się to wszystko potoczyło, ale zostałem zmuszony do opuszczenia lokalu – tłumaczy Rakoczy.

Sam określa się mianem ostatniego drukarza RP i stwierdza, że „los tak zrządził”. –  Tak naprawdę jestem najmłodszy z tych, którzy zawodowo trudnili się tą techniką. Zostało nas w Krakowie trzech lub czterech, bo pozostali musieli zająć się czymś innym, przekwalifikować do innych technik. Typowych drukarzy zostało niewielu, a moja drukarnia jest ostatnią w Polsce – przyznaje.

Historia drukarstwa w jednym miejscu

W tym roku pan Józef obchodzi 50-lecie pracy w drukarni. Jego przygoda z typografią rozpoczęła się dokładnie w 1967 roku, kiedy to zaczął szkolenie w drukarni prasowej, gdzie uczył się zawodu, a następnie trafił do drukarni wydawniczej i podejmował się pracy w innych tego typu placówkach. Mówi, że musiał ukończyć technikum dla osób pracujących, a nie w każdym zakładzie miał możliwości pracy na jedną zmianę. Starzy mistrzowie byli sceptyczni wobec uczącej się młodzieży, ponieważ obawiali się konkurencji z ich strony.

– Wiadomo – im człowiek bardziej wykształcony, tym większym jest zagrożeniem dla starego majstra – uśmiecha się Rakoczy. – W 1973 roku skończyłem technikum, a po jego skończeniu pracowałem w drukarni kolejowej. W 1968 roku, podczas rozruchów studenckich w Krakowie, nawiązałem współpracę z ludźmi podziemia i to trwało aż do roku 1975.

Wtedy zaczęły się kłopoty, ponieważ wyrzucono go z zakładu z zakazem wykonywania zawodu. Mógł zająć się każdą inną profesją, ale nie swoją, wykonywaną z powołania. – Człowiek zdawał sobie sprawę z tego, że to nielegalne i musiał liczyć się z konsekwencjami. Tak wówczas było – komentuje.

Przez całe swoje życie odbywał liczne podróże, a maszyny sprowadzone z całej Europy znalazły miejsce w niewielkim budynku przy ul. Romanowicza. Znajduje się tu ich konkretnie sześć, w tym maszyna wyprodukowana pod koniec XIX wieku w Lipsku przez jednego z pierwszych producentów maszyn drukarskich, Karla Krausego. Jak wspomina pan Józef, znajdował obecne eksponaty w różnym stanie. Obecnie są one rzadko spotykane, a jeśli już, to mają one „ceny nie do przełknięcia”.

Maszyny znowu będą pracować

Pan Józef marzy, że po przeprowadzce, już w nowym miejscu, maszyny ponownie zaczną pracować.

– Chciałbym, aby powstało coś w rodzaju małej drukarni, w której zwiedzający nie ogląda tylko martwych eksponatów, a żyjące maszyny. Kiedy sam organizowałem warsztaty dla młodzieży pokazujące proces powstawania druku i książki, widziałem ich radość z tej pracy – przyznaje.

To już koniec drukarstwa?

Pan Józef  stwierdza jednak, że technika wynaleziona przez Gutenberga w XV wieku zaczęła zanikać w latach 80-tych, przede wszystkim ze względu na koszty i pracochłonność.

– Zastąpiono ją szybszymi i tańszymi technikami. Efekt nie jest porównywalny, bo typografia była sztuką. Teraz jest ona dostępna już tylko dla koneserów i ludzi mających więcej estetycznego smaku – ocenia.

Niegdyś Kraków był drukarskim zagłębiem, ale większość maszyn i innych drukarskich sprzętów spotkał smutny los. W większości przypadków były one wyrzucane na złom. Pewnego razu pan Józef natrafił na likwidowaną drukarnię, z której udało mu się uratować dwa pudełka drewnianych drukarskich czcionek.

– Służyły one jako opał i tak naprawdę udało mi się je zabrać z wielkim trudem, ponieważ w sposób legalny nie mogłem ich tak po prostu sobie zabrać – tłumaczy. – Z mojej perspektywy wygląda to tak, że w latach 80-tych zaczęto niszczyć pomniki kultury. Dla mnie to przykre, ale szczątki historii drukarstwa można zobaczyć jeszcze u mnie – podsumowuje.

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Podgórze
News will be here