Rowerzystka nie zgadza się z policją. „To wina nierówności na drodze”

Archiwum fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

W środę opisaliśmy problem, jaki spotkał Małgorzatę Radkiewicz. Nie dość, że potłukła się spadając z roweru, to jeszcze policjanci chcieli ją ukarać mandatem, którego nie przyjęła. Funkcjonariusze twierdzą, że podstawą jest artykuł z kodeksu ruchu drogowego. Rowerzystka się z tym nie zgadza.

Na odpowiedź z policji co do tego, dlaczego rowerzystka, która przewróciła się przed przejściem dla pieszych na ulicy św. Idziego, została jeszcze ukarana mandatem, czekaliśmy dość długo, jednak w końcu ją dostaliśmy.

Funkcjonariusze tłumaczą, że oparli się na przepisie, mówiącym o tym, że kierujący pojazdem zobowiązany jest jechać z prędkością zapewniającą panowanie nad pojazdem z uwzględnieniem warunków, w jakich ruch się odbywa. Podkreślają rolę warunków atmosferycznych w trakcie tego zdarzenia. Jak powiedział rzecznik prasowy małopolskiej policji, jezdnia to nie tor do nauki jazdy, a kierowcy również są karani za spowodowanie kolizji bądź wypadku, w którym ucierpią wyłącznie oni sami.

Widzi to inaczej

– Policja nie ma prawa stwierdzać, że utraciłam kontrolę nad pojazdem – odpowiada Małgorzata Radkiewicz. – Rower się poślizgnął, ale nie była to moja wina, ani wina (sprawnego!) roweru, tylko nierówności na jezdni – stwierdza.

– Zakładanie, że wina jest po mojej stronie, kiedy jedyne, co zeznałam to to, że zahamowałam, a nie że spowodowałam kolizję, a do tego jeszcze podsuwanie komuś dokumentów do podpisu, po tym, jak doznał urazu głowy i jest po tomografii, o 1 w nocy, to nie tylko brak kultury, ale również zwykle nadużycie i naciągactwo – stwierdza.

Sprawa znajdzie swój finał w sądzie.

 

News will be here