Rozpoczął się proces ws. wyburzenia budynku przy Królowej Jadwigi

Stan działki na 2014 rok fot. Google Street View

Początek procesu związanego z wyburzoną nieruchomością przy ul. Królowej Jadwigi byłby gratką dla pasjonatów prawa budowlanego. Blisko trzy godziny wyjaśnienia składał Filip A., wiceprezes i architekt firmy Sao Investments. – Ten proces to próba wyciągnięcia od firmy pieniędzy – komentuje sprawę Urszula Podraza, doradczyni PR spółki, której władze konsekwentnie nie przyznają się do złamania prawa.

Tomasz Zieliński jest właścicielem działki przy ul. Królowej Jadwigi. Obok spółka Sao Investments zbudowała dwa domy oraz przebudowała jeden już tam istniejący obiekt. Na terenie Zielińskiego stała nieruchomość wyceniona przez prokuraturę na 10 tys. zł, a do tego dwa duże drzewa oraz krzewy. W nieustalonym dotąd czasie obiekt został rozebrany, drzewa i krzewy usunięte, a teren wyrównany.

Właściciel stwierdził, że teraz nie może nic tam zbudować, bo w międzyczasie zaczął obowiązywać miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego. Zieliński pozwał więc prezesa, wiceprezesa oraz kierownika budowy z Sao Investments. Domaga się od nich odszkodowania i zadośćuczynienia w wysokości blisko 1,5 mln złotych. Prokurator Marzena Chruścikowska wskazała w akcie oskarżenia, że właściciel terenu podniósł szkody w sumie w wysokości 140 tys. zł.

Oskarżeni nie przyznają się do zarzucanych im czynów i krok po kroku będą tłumaczyć sądowi, że nie mają nic wspólnego z rozbiórką nieruchomości. – To próba nacisku, aby skłonić nas do kupienia nieruchomości po cenie znacznie większej niż jej realna wartość, czyli 80 tys. złotych – stwierdza Podraza.

Diabeł tkwi w szczegółach

Filip A., wiceprezes firmy, przedstawił sądowi cały segregator decyzji administracyjnych, map i zdjęć – generalnie dokumentację związaną z pracami nad inwestycją, która została zakończona pod koniec 2015 roku. Zdaniem oskarżonego już same dokumenty i wyniki ze zleconych ekspertyz powodują, że część zarzutów z aktu oskarżenia jest nieprawdziwa. Podobnie jak twierdzenie, że ruina Zielińskiego uniemożliwiała sprzedaż nieruchomości i dlatego została rozebrana. A. przekazał sędziemu Tomaszowi Rutkowskiemu odpisy aktów notarialnych sprzedaży domów.

Rzekomym dowodem na to, że firma dokonała rozbiórki nieswojej nieruchomości, miały być również belki i cegły sfotografowane przez sąsiadów Zielińskiego. Filip A. dowodził, że pochodzą one z innego budynku, który był przebudowywany. Do tej tezy przychylił się sąd, dodając, że cegłówki te są starsze niż z nieruchomości Zielińskiego, ponieważ zostały wypalone metodą austriacką.

A. nie wie, kto rozebrał nieruchomość i jak twierdzi, dowiedział się o tym dopiero w lutym 2016 roku, kiedy to z firmą skontaktowała się poprzednia radczyni prawna Zielińskiego. Jak powiedział Filip A., w zamian za wyciszenie sprawy zażądała od firmy 2 mln zł.

„Śmieci spływały na nasz teren”

Ale żeby jeszcze lepiej zrozumieć postępowanie firmy, należy się – zgodnie z tym, co powiedział oskarżony – cofnąć aż do 2011 roku, kiedy to trwały przygotowania do inwestycji. A. przekonywał sąd, że przed realizacją budowy próbuje kontaktować się ze wszystkimi jej sąsiadami. Podobnie miało być z Tomasem Zielińskim. Filip A. stwierdził, że wielokrotnie rozmawiał z jednym z właścicieli działki, która według informacji z Urzędu Miasta Krakowa w tym czasie miała nieuregulowany stan prawny. Wiceprezes Sao podkreślił, że Zieliński powiedział, iż nie ma nic wspólnego z daną nieruchomością.

Filip A. zaznaczył również, że obiekt był w katastrofalnym stanie technicznym, a na działce walały się śmieci. Podczas wichur zdarzało się, że z obiektu spadały cegłówki. A. wraz z innym pracownikiem, po zapoznaniu się z ekspertyzą dotyczącą stanu technicznego budynku, postanowił zabezpieczyć budynek – m.in. poprzez zakrycie okien płytami OSB czy przyłożenie stempli do ścian szczytowych, aby się nie zawaliły.

Sama działka, zdaniem architekta, miała być małym wysypiskiem śmieci, które wraz z błotem spływały na działkę należącą do firmy. Dlatego A. postanowił, że teren uprzątnie, nie zawiadamiając o tym straży miejskiej (z powodu tego, iż nie był uregulowany stan prawny nieruchomości). Teren został uprzątnięty i wyrównany do poziomu sąsiedniej działki, na części pojawił się szuter, który został firmie po tym, jak została ułożona kostka brukowa na właściwej inwestycji. A. wciąż utrzymywał, że nie naruszył budynku oraz drzew.

Na dalszy ciąg wyjaśnień oraz stanowisko drugiej strony sporu trzeba poczekać do połowy stycznia.

News will be here