Awaria prądu doprowadziła do zniszczenia szczepionek o łącznej wartości ponad miliona złotych. Prokuratura sprawdzała, czy w tej sprawie nie doszło do złamania prawa. Okazuje się, że śledczy nie znaleźli powodów, by postawić zarzuty i umorzyła postępowanie.
Szczepionki były przechowywane w chłodni przy ul. Gazowej w Krakowie. 10 września pracownik stwierdził tzw. przerwanie łańcucha chłodniczego. Urządzenia nie działały, ponieważ nie było prądu, a awaryjny agregat wyłączył się po dwóch godzinach pracy, gdy zabrakło paliwa. Temperatura w chłodni podwyższyła się więc do 17 stopni.
Jak to się stało, że mimo zamontowanych czujników, które mają monitorować temperaturę w chłodni i w razie potrzeby uruchamiać alarm, przez dwa dni nikt nie wiedział co się dzieje? Z ustaleń wewnętrznych krakowskiego Sanepidu wynika, że… alarm nie działa, gdy nie ma prądu.
– Aktualnie system alarmowy został zmodernizowany, aby zapobiec w przyszłości takim sytuacjom – mówi Janusz Hnatko z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
Co ze szczepionkami?
Nie bez powodu zostały opracowane procedury przechowywania szczepionek. W związku z tym, iż zostały one złamane, żaden z preparatów nie został wydany ani użyty do szczepień. Choć warto zaznaczyć, iż ich producenci stwierdzili, że użycie szczepionek, które były przechowywane przez 39 godzin w warunkach przerwania łańcucha chłodniczego, nie stwarzają zagrożenia życia lub zdrowia.
Jednak odpowiedzialność za ich użycie spada na Sanepid. Dlatego 5 listopada preparaty zostały zniszczone.