Śródziemnomorska przygoda w samym sercu Krakowa

Wnętrze restauracji Aubergine

Pozwólcie, że zacznę truizmem - kończy się lato. Większość z nas zamyka wakacje i sezon urlopowy, trzymamy kciuki za finalizację remontów ulic, a w mieście pojawiają się nowe twarze. Obok szukających mieszkań studentów i biegających z CV absolwentów wyższych uczelni w Krakowie powstało kilka nowych miejsc, którym warto dać szansę i przyjrzeć się bliżej.

Zdecydowanie najbardziej wzrok przykuwają przeszklone drzwi do restauracji o nieco egzotycznej jak dla polskiego języka nazwie - Aubergine Dine&Wine, która została otwarta dopiero początkiem sierpnia. Już sama nazwa sugeruje romańskie korzenie, będziemy więc mieć do czynienia ze śródziemnomorskim smakiem. Nastawiamy się więc na kulinarną przygodę pełną aromatycznego sera, starannie dobranych warzyw i bogatych win.

Aubergine położona jest w jednej z najbardziej reprezentacyjnych części miasta, która do tej pory była rzadziej odwiedzana przez prawdziwych smakoszy. Dokładnie środek ulicy Floriańskiej, przy numerze 26 od dawna zasługiwał na coś więcej niż kilka klubów i fast foodów. Floriańska, wraz ze swoją słynną Bramą nieprzerwanie od wieków stanowi jedną z pierwszych lokacji, które widzimy kierując się na Stare Miasto. Aubergine wita więc powracających do Krakowa, budząc pewnie miłe skojarzenia z urlopem gdzieś na Południu. Ambitne i trudne zadanie stoi więc przed ekipą ludzi odpowiedzialną ze restaurację.

Odwiedziłem Aubergine wieczorem w środku tygodnia, chciałem bowiem uniknąć weekendowych tłumów i móc w spokoju nacieszyć się klimatem. Wystrój wyjątkowo przypadł mi do gustu, mam już trochę dość typowo “krakowskich” wnętrz - ciemnych, ceglanych ścian i ciężkich, tarasujących przestrzeń stołów. Auberine wyróżnia się na plus, mamy stylizowane na białe antyczne mury ściany, dominuje jasne drewno i gustowne ekspozycje wina. Dobrą robotę wykonała osoba odpowiedzialna za aranżację przestrzeni, stolików jest dużo, a mimo to udało się uniknąć ciasnoty. Jeśli jednak szukacie nieco intymniejszej przestrzeni to szczerze polecam czarującą antresolkę z pięknym parkietem i ciemnym belkowanym sufitem, chapeau bas (także dlatego, że sufit jest nieco niski). Niestety sierpień nie rozpieszcza pogodą, bo całość aranżacji sprawia, że brakowało mi tylko ludzi w panamkach i lnianych koszulach sączących leniwie wino.

Zdecydowawszy się w końcu na miejsce przy głównej sali, mogłem zajrzeć do menu. Tutaj kolejne brawa za design, karta jest prosta i stylowa. Dla Waszej wygody możecie przejrzeć menu online. Spodziewałem się wyższych cen jak na tę lokalizację, tymczasem najdroższy z karty filet mignon to wydatek pięćdziesięciu złotych. Przy wyborze większości dań zamkniemy się w przedziale 20-40 złotych, co oznacza, że na Aubergine można sobie spokojnie pozwolić dwa, trzy razy w tygodniu.

Ze względu na porę chciałem uraczyć się czymś lekkim. Na rozgrzewkę poszła sezonowa zupa z dyni. Z własnych doświadczeń wiem, że dynia wymaga nieco wysiłku, aby nabrała konkretnego smaku. Obok sycącej konsystencji zupom z dyni często brakuje charakteru. Świetnym pomysłem okazała się w tym wypadku duża domieszka soku z cytryny, który wyostrzył tylko apetyt na więcej. Możecie mnie pogonić za brak oryginalności, ale musiałem oczywiście spróbować makaronu. Zdecydowałem się na coś prostego, po czym jednak można poznać jakość kuchni – spaghetti al pomodoro fresco, czyli pomidorki koktajlowe, do spółki z bazylią i mozzarellą tworzące sos dla makaronu. Mówią, że kuchnię poznaje się po sosach. W tym wypadku miałem do czynienia z posiłkiem lekkim, gdzie ugotowany idealnie al dente makaron świetnie dopełniały soczyste warzywa i naprawdę wysokiej jakości ser, zupełnie różny od tych dostępnych na polskim rynku. Molto bene!

Świetnym dodatkiem do menu jest pizza. Aubergine proponuje szeroki wybór pizzy w dobrej cenie. Ten klasyk kuchni włoskiej serwowany jest na chrupiącym, cienkim cieście, które świetnie uwydatnia doskonały wybór oryginalnych składników. Wspominałem kilkakrotnie sery, więc polecam spróbowanie quattro formaggi, ale świetne wrażenie robi też spinaci, nie tylko ze względu na świeży szpinak, ale też ciągnącą się mozzarellę.

Na koniec nie można sobie odmawiać wina, na pewno nie na tej szerokości geograficznej. Zgodnie z ekspozycją karta win jest imponująca i aż prosi się, aby w Aubergine stałą posługę pełnił doświadczony sommelier. Świetne recenzje zbiera nowozelandzkie Silverlake, aromatyczne i soczyste, chwalone za nuty tropikalnych owoców. Podobnie jak kilka innych pozycji z karty – nie tak łatwo dostępne w krakowskich lokalach.

Mam już taką wrodzoną cechę, że nie daję spokoju obsłudze restauracji czy hoteli, które odwiedzam. Niektórzy uważają to za dziennikarską dociekliwość, inni za nutę złośliwości. Dowiedziałem się na przykład o latach jakie tutejszy szef kuchni spędził we Włoszech poznając tajniki cucina italiana. Dzięki temu Aubergine sprowadza sery, szynki, salami i wiele produktów od włoskich producentów. Jak na szanującą Klienta restaurację przystało, reszta składników, jak choćby warzywa, pochodzi od lokalnych dostawców.

Twórcy Aubergine wiedzieli, co robią wychodząc na przeciw oczekiwaniom miasta. Nie brakuje im też pasji i odwagi, by kreować kulinarną mapę Krakowa w świetnym stylu. Znakomicie serwowane dania, łączące klasykę kuchni śródziemnomorskiej i południową pomysłowość, doskonała aranżacja wnętrza, wreszcie obsługa, która zna się na rzeczy. Wiem, że nikt nie wyjdzie stąd zawiedziony, a jako mieszkaniec i miłoścnik Miasta Królów z pełną odpowiedzialnością mówię – Kraków zasługiwał na Aubergine.

Więcej informacji znajdziecie na facebookowej stronie restauracji: Aubergine Kraków [link]