Strefy niskiej emisji. Można by wyeliminować 180 tys. samochodów

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Przy okazji początku dyskusji o strefach niskiej emisji, warto pochylić się nad tym, jak wprowadzenie już teraz takiego prawa wpłynęłoby na takie miasto jak Kraków i ile samochodów miałoby zakaz wjazdu do danej strefy.

Władze województwa w związku z aktualizowanym Programem ochrony powietrza województwa Małopolskiego rozważają wprowadzenie stref niskoemisyjnych w Krakowie. Żadne konkretne daty jeszcze nie padły, ale wydaje się, że z obranego kierunku zarówno urząd marszałkowski, jak i miasto nie zejdzie.

Zwłaszcza że wyniki badań przeprowadzonych latem 2019 roku przez Zarząd Transportu Publicznego w Krakowie są jednoznaczne. Sprawdzenie emisji spalin z około 100 tysięcy samochodów (w tym autobusów, busów i ciężarówek) daje solidne fundamenty pod wprowadzenie jakichkolwiek ograniczeń w ruchu dla aut, które, mówiąc kolokwialnie, trują nas najbardziej.

Dla przypomnienia, są to diesle, których silniki mają normę Euro niższą niż 6 i samochody benzynowe z silnikami o normie niższej niż Euro 4.

Potrzebne strefy

O strefie niskiej emisji w kontekście poprawy jakości powietrza w Krakowie mówi się od lat. Jednak jeszcze dwa lata temu sejm odrzucił projekt, który dopuszczał tworzenie takich stref w miastach. Polityczny wiatr zmienił kierunek i pod koniec 2019 roku pojawił się promyk nadziei w tej kwestii.

Według informacji krakowskich dziennikarzy Gazety Wyborczej, jeszcze w tej kadencji ma być gotowy pakiet przepisów umożliwiających tworzenie LEZ-ów.

– Wiele krajów tworzy tzw. low-emission zones. Co roku czy co dwa lata możliwość wjazdu w nie ma coraz mniej samochodów, które nie spełniają danych norm. Na przykład w tym roku mogą wjeżdżać auta z normą EURO 4, ale za rok lub dwa lata taka strefa będzie dla normy EURO 5 i 6 – tłumaczyła Anna Dworakowska z Krakowskiego Alarmu Smogowego.

By nie narazić się na spadek poparcia i protesty społeczne, władza będzie musiała wziąć sobie do serca rady działaczki na rzecz czystego powietrza. Stąd na razie ostrożne badanie gruntu pod ewentualne zmiany, które – patrząc na kierunek, w jakim podąża urząd marszałkowski – z całą pewnością wejdą w życie. Pytanie tylko kiedy i jak.

Jeśli strefa ma być możliwe jak najszersza, ale jednocześnie niezbyt restrykcyjna, to mogłaby albo zaczynać się na IV, albo na III obwodnicy miasta.  Co to oznacza?

Kto wjedzie, kto nie wjedzie

Według badań ZTP w Krakowie 87% udziału w ruchu mają auta osobowe, z czego 60,5% ma silniki benzynowe. Reszta to diesle. 3/4 pojazdów ma silniki spełniające normy EURO 4 i wyższe. Cieszyć może fakt, że ponad połowa zbadanych aut spełnia normy EURO 5 i 6 (z czego 31% to Euro 6). Sporadycznie w badaniach pojawiały się te z normą 1 i 2.

Maciej Socha ze Stowarzyszenia Ekologicznego Transportu Autokarowego podczas spotkania konsultacyjnego powiedział, że działania województwa powinny iść właśnie w tym kierunku, by skupić się na pojazdach ciężkich.

– W Edynburgu wyeliminowali 5% najbardziej kopcących pojazdów i pozbyli się 50% emisji komunikacyjnej – mówił Socha.

W Krakowie (stan na koniec 2018 roku) samochodów ciężarowych, ciężarowo-osobowych i autobusów jest około 64 tysięcy. Z tego ponad 25 tys. z nich spełnia normy Euro 5 i 6, kolejne 10,5 tys. ma silniki z normą Euro 4. Reszta, czyli blisko połowa, ma silniki wyprodukowane 19 lat temu i wcześniej.

180 tys. samochodów wyeliminowanych z ruchu?

Czysto teoretycznie udałoby się więc jednym ruchem wyeliminować 30 tys. ciężarówek, autobusów i busów. Do tego należy dodać jakąś część samochodów codziennie wjeżdżających do Krakowa, których jest mniej więcej 200 tysięcy. I oczywiście w przeważającej większości są to osobówki.

Weźmy znów sam Kraków pod lupę. Opierając się na danych uzyskanych z urzędu miasta, na koniec 2018 roku w Krakowie zarejestrowanych było ponad 493 tysiące samochodów osobowych (trzeba zaznaczyć, że w tym ok. 100 tys. to samochody-widmo, czyli te, które są zarejestrowane, ale nie ma ich na drogach).

W tej liczbie mieści się około 130 tysięcy diesli i ponad 205 tys. z silnikiem benzynowym. I ponad 54 tys. o napędzie gazowym, które nas obecnie nie interesują.

Ze wszystkichpojazdów, ponad 85 tys. spełnia normy Euro 6. Aut, które spełniają normy Euro 4 i 5, jest około 150 tysięcy. Kolejne 154 tysiące to samochody z normami między Euro 3 a Euro 1. Jest jeszcze jedna kategoria – Euro 0. W niej mieści się ponad 100 tysięcy pojazdów.

Z tym że są to zazwyczaj samochody-widma. Jak wyjaśnił nam pracownik z wydziału ewidencji kierowców i pojazdów UMK, figurują jako zarejestrowane, ale stoją w garażach lub są w ogóle nieużywane. Statystycznie rzecz ujmując są, ale na drogach ich nie zobaczymy. Potwierdzają to zresztą wyniki wcześniej wspomnianych badań.

Gdyby więc brać pod uwagę zapowiedzi urzędników, to wprowadzenie nawet najmniej restrykcyjnej formy strefy niskiej emisji powinno wyeliminować od 180 tys. do nawet 280 tys. samochodów i ciężarówek plus nieznaną jeszcze liczbę aut wjeżdżających codziennie do miasta, które nie spełniają najniższej normy Euro 4. Z tym że warto brać pod uwagę wyższe wymagania dotyczące diesli.

To wszystko jednak pieśń przyszłości. Patrząc na czas, jaki mieli mieszkańcy Krakowa na wymianę palenisk, czyli przeszło sześć lat, nie można spodziewać się innego scenariusza w kwestii stref niskiej emisji. Dzięki temu po części problem sam się rozwiąże, bo udział w ruchu najstarszych samochodów będzie malał, a na razie nie widać na horyzoncie kolejnej prac nad kolejną normą Euro. Polacy, wiedząc o tym, że w przyszłości takie obostrzenia będą obowiązywać, mogą się też powstrzymać przed zakupem używanych za granicą diesli.

News will be here