Sztuka o przemocy wobec kobiet. Z wizytą w "Domu Bernardy A."

Spektakl "Dom Bernardy A." fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Polsko-argentyńska siła w Starym Teatrze. Na Nowej Scenie trwają ostatnie przygotowania do spektaklu „Dom Bernardy A.” w reżyserii Alejandro Radawskiego. Do współpracy zaproszono również Marcina Koszałkę, wybitnego polskiego operatora. To pierwsza premiera pod kierownictwem dyrektora Marka Mikosa.

Sztuka o przemocy wobec kobiet trafiła na deski Starego Teatru. Już w tym tygodniu dramat hiszpańskiego poety Federica Garcii Lorki będzie można zobaczyć na Nowej Scenie. „Dom Bernardy A.” na warsztat postanowił wziąć reżyser polsko-argentyńskiego pochodzenia, Alejandro Radawski.

Zadanie trudne, bo całkiem możliwe, że spektakl będzie oceniany poprzez pryzmat sytuacji w instytucji. Dlatego też wielu na pierwszą premierę pod kierownictwem Marka Mikosa czeka z nieukrywaną ciekawością. Dramat przedstawia historię zniewolenia trzech córek przez ich matkę Bernardę Albę.

Jedyna znana twarz

Na scenie nie zobaczymy jednak twarzy znanych z ostatnich spektakli teatru. Jako jedyna udział w sztuce zgodziła się wziąć aktorka Ewa Kolasińska, którą zobaczymy w tytułowej roli Bernardy. Przyznaje, że grana przez nią postać jest „despotyczna, ale nie pozbawiona uczuć ludzkich”.

Oprócz niej zobaczymy trzy debiutujące aktorki – Aleksandrę Nowosadko, Alinę Szczegielniak i Maję Wolską oraz gościnnie występującą Iwonę Budner.

– Zespół nie występuje, bo nikt nie chciał. Dlatego też nie będę się na ten temat wypowiadać. Ich sprawa – komentuje krótko Kolasińska. A jak układa się współpraca z obecnym zespołem? – Z nowymi aktorkami współpracuje się wspaniale. Reżysera również odbieram bardzo pozytywnie – mówi.

Nowe nazwisko w Starym

Kim jest Alejandro Radawski? To polsko-argentyński reżyser i dramaturg, który na deskach Teatro Tadron w Buenos Aires wystawił m.in. „Smugę cienia” Josepha Conrada i „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza.

– Od lat jestem zaangażowany w pracę z polską kulturą w Argentynie. Ambasada polska rocznie zleca mi przygotowanie od dwóch do trzech sztuk. Pierwszą z nich była adaptacja opowiadania Sławomira Mrożka, później zająłem się reżyserią „Ferdydurke” Gombrowicza, a następnie przygotowałem recital poezji Wisławy Szymborskiej – mówi Radawski.

Zdaje sobie sprawę, że w związku z konfliktem w Starym znajduje się „na linii ognia”. Przyznaje, że o sytuacji dowiedział się tydzień po podpisaniu umowy.

Inny punkt widzenia

Teraz zostawmy jednak wspomniany konflikt, bo jak przyznaje Radawski, woli się skupiać nad przygotowaniami do premiery.

– Zależy mi na tym, aby poprzez tę sztukę pokazać opresję, w jakiej znalazły się kobiety. Jednak jestem pewien, że każdy widz dostrzeże w niej coś innego – ocenia.

Przyznaje, że nie wydaje mu się, aby można było zaszufladkować jakikolwiek teatr przynależący do konkretnego kraju. – Nie uważam, żeby teatr miał narodowość. Każdy kraj ma jakąś osobowość. Mnie interesuje przede wszystkim teatr, który mobilizuje ciało aktora. Taki, który oddala się od literatury, a pracuje ciałem i emocjami. Nie trzyma się kurczowo tekstu czytanego, a szuka wyjść z różnych dziedzin – tłumaczy Radawski.

„Cieszy mnie ta współpraca”

Do współpracy przy „Domu Bernardy A.” zaproszono również cenionego operatora, Marcina Koszałkę. Zajął się reżyserią światła i materiałami wideo wyświetlanymi w trakcie trwania sztuki.

– Stary Teatr jest mi bliski od najmłodszych lat. Pochodzę z Krakowa, często przesiaduję w Bombie przy placu Szczepańskim. Czuję się filmowcem, ale lubię eksperymentować też w innych dziedzinach. Dlatego też „zmierzenie się” z teatrem sprawiło mi sporo satysfakcji. To kolejne wyzwanie, ale i doświadczenie – opowiada.

Jest również zadowolony ze współpracy z Alejandro Radawskim. Podkreśla jednak, że ten jest dość stanowczy. – Spodobało mu się sporo moich pomysłów, ale nie przystał na wszystko. Cieszy mnie ta współpraca, bo praca z osobami z innych krajów jest rozwijająca – podsumowuje.