„Też należał się nam rzut karny”. Smutek w szatni Wisły

fot. PoKrzysztof Porebski / www.fotoporebski.pl

Wisła Kraków przegrała z Piastem Gliwice 3:4 na inaugurację rundy wiosennej. Zwycięstwo miała jednak na wyciągnięcie ręki, bo szybko wyszła na prowadzenie 3:0.

Wisła Kraków zaliczyła niezły początek meczu.

– Mam na swoim koncie 600 spotkań, lecz takich nie było zbyt wiele. Pierwsze 20 minut rozpoczęliśmy mocno, stosowaliśmy wysoki pressing, realizowaliśmy nasze założenia taktyczne. Po 30 minutach spuściliśmy z tonu. Po dwóch wyrzutach z autu, gdzie źle staliśmy, straciliśmy bramki. Wyszły nasze braki indywidualne, brak bloków strzałów Piasta – ocenił na pomeczowej konferencji trener Białej Gwiazdy Peter Hyballa.

Krakowianie do tak dobrej dyspozycji jak na początku meczu już nie wrócili, ale po zmianie stron nie składali broni.

– W drugiej połowie dobrze zaczęliśmy. Mieliśmy swoje okazje. Można powiedzieć, że pressing wyglądał całkiem dobrze, ale musimy strzelać więcej bramek. 3:0 powinno wystarczyć, ale każda taktyka w defensywie ma swoje słabe strony. Nie wyglądaliśmy przed bramką przeciwnika tak, jak powinniśmy – tłumaczył szkoleniowiec.

Przy Reymonta nie obeszło się bez kontrowersji. Trener Hyballa podkreślił, że rzut karny dla Piasta nie był podyktowany prawidłowo.

– Trzeba też powiedzieć, że jeśli rzut karny dla Piasta został podyktowany, to my też w pierwszej połowie taki rzut karny powinniśmy otrzymać – zauważył opiekun Białej Gwiazdy.

Metamorfoza

Kiedy wydawało się, że mecz może zakończyć się wysoką porażką gliwiczan. Trener Waldemar Fornalik zdjął z boiska Michała Chrpaka, wpuścił na murawę Tomasza Jodłowca, a jego zespół zupełnie niespodziewanie w odstępie kilkudziesięciu sekund zdobył dwie bramki.

– Trafienia Jakuba Świerczoka i Dominika Steczyka napędziły drużynę. Przewaga psychologiczna była po naszej stronie, bo miałem świadomość tego, że Wisła może stracić na pewności. Powiedziałem zawodnikom, że wierzę w to, że jeszcze wygramy – mówił po spotkaniu opiekun Piasta.

Po przerwie Wisła mogła odskoczyć rywalowi na dwie bramki, ale obiła jedynie poprzeczkę. W końcówce goście tak mocno napierali na bramkę, że ostatecznie zdołali strzelić jeszcze dwa gole.

– To był nieprawdopodobny mecz. Coś niesamowitego. Pierwszy raz w mojej karierze trenerskiej czy zawodniczej uczestniczyłem w takim meczu, gdzie przegrywaliśmy 0:3 i wygraliśmy 4:3 – cieszył się Fornalik.

Mimo zwycięstwa, gliwiczanie mają nad czym myśleć.

– Szacunek dla drużyny, że przy stanie 0:3 potrafiła się podnieść i wziąć sprawy w swoje ręce, jednak będziemy analizować, co było przyczyną tego, że po 20 minutach przegrywaliśmy 0:2 i na boisku praktycznie istniała jedna drużyna. Jest to materiał do głębokiej analizy, ale to my jesteśmy zwycięzcami. W drugiej połowie pokazaliśmy prawdziwego Piasta. Takie mecze są wyjątkowe. Tym bardziej się cieszymy – podkreślił trener.

Nigdy więcej

W szatni Wisły po meczu z Piastem panował uzasadniony smutek.

– W pierwszej połowie popełniliśmy dwa indywidualne błędy, przez co Piast zdobył dwie bramki i złapał z nami kontakt. Mieliśmy później swoje okazje, których niestety nie udało nam się wykorzystać, co się zemściło, bo straciliśmy dwa gole i w konsekwencji nie zdobyliśmy nawet jednego punktu. Jest to dla mnie przykre doświadczenie, bo nigdy wcześniej nie brałem udziału w takim meczu i mam nadzieję, że nigdy więcej się taki nie powtórzy – powiedział obrońca ukasz Burliga.

Choć zawodnik zdobył bramkę i zaliczył asystę, to meczu nie może zaliczać do udanych, zwłaszcza że w kolejnym nie wystąpi z uwagi na cztery żółte kartki.

– Znalazłem się w dobrej sytuacji i udało mi się zaliczyć trafienie, a następnie zanotować fajną asystę przy bramce Maćka Sadloka. Po takim meczu trudno jednak cokolwiek powiedzieć i z pewnością niełatwo będzie zasnąć. Szkoda tych zmarnowanych sytuacji, bo naprawdę było ich sporo i mogliśmy rozstrzygnąć ten mecz na swoją korzyść – ubolewał zawodnik.