„To nie Kraków z piosenek o miłości, żadna tam magiczna kraina” [ROZMOWA]

Kazimierz Kyrcz fot. Urząd Fotografii

W pracy policjanta nie trudno o kontakt ze złem. Jednak on brnie jeszcze dalej i dokłada do rzeczywistości więcej mroku. Kazimierz Kyrcz odwraca kolorową pocztówkę i pokazuje drugą stronę Krakowa.

Dawid Kuciński, LoveKraków.pl: Zajmował się pan szeroko pojętą grozą, ostatnio płynnie przechodząc do pisania thrillerów. Jak pan tworzy świat przedstawiony? Jak go kreuje? Sam zwracam na to uwagę i przeszkadza mi przerysowanie i z zakładanie z góry, że wszędzie panoszy się zło, więc będziemy świadkami mrocznych wydarzeń. Wolę jak świat jest normalny i nagle coś się dzieje.

Kazimierz Kyrcz, pisarz, oficer policji*: Fakt, że w mojej najnowszej książce Kraków jest miejscem, które nie daje swoim mieszkańcom zbyt wielu perspektyw rozwoju. To miasto wymusza pogoń za pieniędzmi, a nie realizację samych siebie.

Wiele osób, które przyjeżdżają tutaj na studia, zachwyca się Krakowem, ale później, kiedy człowiek wyląduje w stałym związku i pracy, okazuje się, że pomimo tego, że teoretycznie mamy wiele możliwości, brakuje czasu, aby z nich skorzystać. Biegniemy z wywieszonym językiem z pracy do pracy, a gdy przychodzi wolna chwila, nie mamy siły wyskoczyć na koncert, do kina czy teatru. Innym negatywnym zjawiskiem, którego echa pobrzmiewają w „Dziewczynach, które miał na myśli”, są pewne zaszłości polityczne, które – co tu kryć – negatywnie wpływają na komfort życia krakusów.

Na szczęście nie są to jednak rzeczy, które całkowicie przekreślają nasze miasto.

Ale Kraków z pana powieści nie ma za wiele wspólnego z pocztówkowym wizerunkiem.

Zgadza się, to nie Kraków z piosenek o miłości, żadna tam magiczna kraina. Możliwe, że jakiś wpływ na moje postrzeganie tego miasta miało to, że mieszkam tu dopiero od siódmego roku życia… Chyba gdzieś tam we mnie wciąż tkwi poczucie odrębności od dawnej stolicy.

Co więcej, Kraków stopniowo staje się też dla mnie miejscem coraz bardziej obcym. Proszę się rozejrzeć - wystarczy nie być w jakiejś jego części przez pół roku i nagle staje się w obliczu nowego centrum handlowego, biurowca czy kolejnego, zielonego jedynie z nazwy, osiedla... Łatwo się zgubić.

W swojej twórczości skupia się pan na samym wydarzeniu czy tłumaczeniu tego, co się właściwie stało i dlaczego?

Najczęściej zaczynam od stworzenia postaci, bo kiedy już ją widzę i czuję, niejako automatycznie w mojej wyobraźni pojawiają się zdarzenia, które jej się przytrafiają. Dzięki temu fabuła powieści czy opowiadania staje się realistyczna na poziomie emocjonalnym. Inna sprawa, że postaci powinny być wielowymiarowe, tak żeby mogły czymś zaskoczyć. Mnie samego często moi bohaterowie zaskakują, ciągnąc fabułę w swoją stronę, mimo wcześniej ustalonego, nieco innego, planu powieści.

Potrafi się pan zaprzyjaźnić z postacią, którą pan stworzył?

Wracam czasem do danej postaci, choć większość z nich to raczej osoby obciążone sporą ilością wad. Pomimo tego nie jest tak, że ich nie lubię, choć oczywiście nie identyfikuję się na przykład z seryjnym zabójcą. Wiele cech czy przemyśleń moich bohaterów pochodzi ode mnie, trudno więc pozostawać obojętnym wobec nich. Zresztą taki emocjonalny dystans nie jest wskazany, bo jak mógłbym wtedy oczekiwać, aby czytelnik w jakikolwiek sposób utożsamiał się z bohaterem czy polubił go?

U mnie, jak wspomniałem, większość postaci jest negatywnych. Ale nawet ci „źli” mają w sobie pokłady dobra. Dobrzy ludzie potrafią robić złe rzeczy, a źli dobre – dla odmiany. Nie ma się co oszukiwać – w pewnych sytuacjach prawdopodobnie każdy z nas byłby zdolny popełnić świństwo, coś co nie zyskałoby społecznej aprobaty… Zdarza się jednak, że nawet psychopaci robią dobre rzeczy.

Dla swojej korzyści, to się zgadza.

Dla siebie, oczywiście, ale również można obiektywnie stwierdzić, że zrobili coś dobrego.

Zastanawiam się jeszcze nad miastem w roli bohatera drugoplanowego.  Czytałem „Dzielnicę Obiecaną”, to powieść w uniwersum Metro 2033, której akcja osadzona jest głównie w Nowej Hucie, w tamtejszych schronach, osiedlach. Z trudem konfrontowałem rzeczywistość z wymyślonym światem. „Dziewczyny, które miał na myśli” to zdaje się pierwsza pańska powieść, której akcja rozgrywa się w Krakowie? Dlaczego akurat tutaj?

Nie jest pierwszą. Wcześniej napisałem „Podwójną pętlę”, której większość fabuły rozgrywa się w naszym mieście, częściowo zresztą w środowisku policyjnym. Dlaczego? Truizmem jest stwierdzenie, że najlepiej opisuje się coś, co się dobrze zna. Nie za bardzo wierzę w poznawanie świata za pomocą Google Maps. Choć można, jeżeli nie ma innego wyjścia, użyć tego narzędzia.

Poznanie klimatu miejsca, w którym się nigdy nie było, jest krańcowo trudne, choć rzecz jasna Internet troszeczkę pomaga. Jednak wygodniej i wiarygodniej pisać o miejscach, które się zna i co najwyżej można je podkoloryzować pod swoje potrzeby. Moje powieści nie są przewodnikami, dlatego pozawalam sobie na pewne odstępstwa od rzeczywistości, aby wycisnąć z fabuły rzeczy interesujące.

Thriller, horror, ciemne sprawki – stereotyp prowadzi nas do pory nocnej. Pan poznaje jakoś to nocne miasto, wczuwa się w nie?

Dość dawno skończyłem studia (śmiech)… Teraz bazuję raczej na swoich wspomnieniach i wyobraźni, ale też narracji znajomych. Przyjaciele często opowiadają mi swoje historie, a ja przerabiając je, mogę coś stworzyć. To ułatwia pisanie i motywuje, szczególnie gdy widzę, jak ktoś się cieszy z tego, że jego historia znajdzie się w książce, a nazwisko w podziękowaniach.

Wracając do zła i nocy. Nie jest tak, że wszystko dzieje się pod osłoną mroku. Często zło dzieje się bez świadków, w zamkniętych pomieszczeniach, my też krzywdzimy samych siebie, wkręcając sobie różne filmy, doprowadzając się do stanów psychotycznych. To z kolei prosta droga do krzywdzenia innych.

Znam osobę, która stwierdziła, że skorzysta na tym, że będzie się leczyć psychiatrycznie. Wpędziła się faktycznie w chorobę i od lat ciężko jej z tego wyjść.

Śledzi pan krakowskie sprawy kryminalne, chodzi na rozprawy sądowe?

Nie mam na to czasu, bo nie jestem profesjonalnym autorem. Pewne sprawy jednak poznaję z opowieści kolegów policjantów. Jestem też kuratorem społecznym, więc prowadzę nadzory nad nieletnimi czy osobami uzależnionymi od alkoholu, co niekiedy daje mi wgląd w zachowania patologiczne bądź ocierające się o patologię.

Którą ze swoich książek poleciłby mi pan do przeczytania?

Na pewno najnowszą. Nie będę oryginalny i powiem, że „Dziewczyny, które miał na myśli” są najlepszym, co dotąd napisałem. Jestem zadowolony z tej powieści, bo wiem, że obfituje w treści i idee, barwnych bohaterów, a nawet różne sposoby narracji. Jej konstrukcja jest na tyle przemyślana, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Ostatnio spotkałem się z opinią, że „Dziewczyny…” to taka wartość dodana.

Z jednej strony można traktować ją bardzo rozrywkowo. Na innej płaszczyźnie jest to powieść skłaniająca do refleksji. Mamy więc sytuacje mroczne, takie wręcz zmuszające do zastanowienia się nad pewnymi postawami życiowymi, ale też sporo elementów humorystycznych. Dlaczego tak? Bo uważam, że fatalnie gra się na jednej nucie. Trzeba ludzi zaskakiwać, zachęcać do kontynuowania lektury.

Czego można się spodziewać po lekturze tej powieści?

Przesłań tej książki jest wiele. Każdy widzi w niej coś innego, każdemu coś innego się podoba. Jak dla mnie najprostszym przesłaniem jest to, że nie ma ludzi absolutnie dobrych albo złych. Można tę konstatację traktować jako coś negatywnego, ale ja widzę optymistyczny akcent. Dla mnie szklanka jest zawsze do połowy pełna.

Czy praca w policji wpływa w większym stopniu na literaturę czy na odwrót?

To działa w obie strony. Doświadczenia z pracy w policji, z których czerpię, pomagają tworzyć fabułę powieści i opowiadań. Ułatwiają budowanie postaci, charakterów, cech, które są bliskie zawodowi policjanta. Dzięki temu też nie popełniam błędów merytorycznych, dotyczących tych wymiarów twórczości. Z kolei moje doświadczenia literackie z powodzeniem wykorzystuję w wypełnianiu niektórych spośród moich obecnych obowiązków służbowych… Na przykład w redagowaniu policyjnego newslettera.

 

*Kazimierz Kyrcz, podinspektor policji, pisarz i felietonista. Pracę w policji rozpoczął w 1996 roku. W tym czasie pracował w wielu jednostkach, zarówno w pionie prewencji (między innymi jako oficer dyżurny), jak i kryminalnym (przestępczość przeciwko życiu i zdrowiu, przestępczość gospodarcza i korupcyjna). Obecnie pracuje w Wydziale Prezydialnym Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. Opublikował kilkanaście książek, w większości napisanych w duetach. Samodzielnie wydał dwa zbiory opowiadań i dwie powieści, z czego najnowsza, thriller „Dziewczyny, które miał na myśli”, ukazała się w połowie roku.