W Krakowie poprawia się estetykę miasta, a nie ratuje zabytki [Rozmowa]

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Przy ulicy Dietla pod Wawelem pojawił się billboard zamówiony przez Towarzystwo Upiększania Miasta Wrocław. Na plakacie w języku angielskim możemy przeczytać hasło „Piękno Krakowa ma swoją cenę”. Postanowiliśmy porozmawiać z koordynatorem akcji.

Patryk Salamon, LoveKraków.pl: Skąd pomysł, aby teraz wywiesić billboardy?

Marek Karabon, koordynator inicjatywy: Przede wszystkim to nie jest nowa akcja. Prowadzimy ją od dwóch lat. W 2012 roku grupa szesnastu organizacji wystosowała apel do posłów w sprawie sprawiedliwego podziału funduszy na ochronę zabytków i od tego czasu prowadzimy to przedsięwzięcie. Spotykaliśmy się z ministrem kultury i głównym konserwatorem zabytków. Pojawiła się masa artykułów w prasie, prezentacji. To jest kolejna odsłona naszej inicjatywy.

Stwierdził pan, że ma być „sprawiedliwy podział funduszy”. Dlaczego akurat stolica Małopolski ma oddać swoje pieniądze?

To nie są pieniądze Krakowa, a budżetu państwa, które od 30 lat trafiają poprzez kancelarię prezydenta bezpośrednio do Krakowa. Rozumiem, że 30 lat temu była potrzeba, aby ratować zabytki Krakowa. Wiekowe nieruchomości w stolicy Małopolski rzeczywiście były w naprawdę złym stanie. Wszystko, co było do uratowania, zostało uratowane. Rola państwa tutaj się zakończyła i trzeba wspierać zabytki, które są w tragicznym stanie w innych miejscach poza Krakowem. Nie mówię tu o Wrocławiu, ponieważ jest to bogata miejscowość, która sobie poradzi.

Kto miałby doprowadzić do tego, aby remontować zabytki w Krakowie?

Byłoby kilka źródeł finansowania. Z jednej strony inwestorzy prywatni i samorządy, które mają własny budżet na dotacje do remontu zabytków. Wrocław ma około 6 milionów na ten cel, podobnie jak Kraków. Trzecim źródłem jest konkurs ministerialny. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego co roku go organizuje konkurs, by rozdzielić około 80 milionów złotych. Krakowskie zabytki, jak każde inne, mogłyby na równych zasadach o te pieniądze zabiegać. Chodzi o to, żeby o tym, który zabytek dostał centralne dofinansowanie, nie decydowała lokalizacja, a jego stan techniczny.

Może pan wytłumaczyć, skąd pomysł, aby na billboardach pojawiło się hasło „Piękno Krakowa ma swoją cenę”?

Tytuł akcji odnosi się do tego, że od 30 lat mniej więcej jedna trzecia wszystkich funduszy na ochronę zabytków idzie do Krakowa, mimo że znajduje się tutaj tylko ułamek polskich pomników. To jest niesprawiedliwy podział. Tak naprawdę dziesiątki obiektów w małych miastach i wsiach nie załapało się na dofinansowanie z winy Krakowa.

Czyli twierdzi pan, że pieniądze wydawane na tutejsze zabytki to upiększanie miasta, a nie ratowanie dziedzictwa kulturowego?

W Krakowie pieniądze wydawane są na uatrakcyjnienie elewacji, a na Dolnym Śląsku trzeba łatać dachy niszczejących pałaców. Mam piękny przykład marnotrawienia pieniędzy z tego roku. W lutym, podczas naboru wniosków, był postulat ze strony administracji bazyliki franciszkanów, aby przeznaczyć 600 tysięcy złotych na remont fasady, ponieważ uznano, że wymaga ona odświeżenia. Społeczny Komitet Odnowy Zabytków Krakowa odrzucił ten wniosek, ale już trzy miesiące później ta decyzja została zmieniona i latem doszło do remontu. W przeciągu kilku miesięcy stan techniczny musiał się dramatycznie pogorszyć.

Czyli jest to niegospodarność?

To jest absolutna niegospodarność z poziomu państwa, ponieważ 600 tysięcy wydane na zabezpieczenie lub ratowanie zabytków w innych miejscach przyniosłoby dużo lepsze efekty dla kultury w Polsce niż odświeżanie elewacji, która była w dobrym stanie.

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Stare Miasto
News will be here