W styczniu poznamy plan dyrektora szpitala im. S. Żeromskiego

Rok temu został otwarty zmodernizowany oddział intensywnej opieki fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Jerzy Friediger chce wyciągnąć z długów szpital im. Stefana Żeromskiego. Jak chce tego dokonać? Na razie układa plan i dokonuje obliczeń wraz ze współpracownikami. – Jestem optymistą – mówi. Szczegóły poznamy jednak dopiero w styczniu.

Jerzy Friediger, były radny, postanowił objąć funkcję dyrektora szpitala im. S. Żeromskiego. Zapytaliśmy, czy faktycznie szpital jest w fatalnej sytuacji i co zamierza zrobić, aby placówkę oddłużyć.

– Na pewno jest tak, że miasto inwestuje w szpital w zakresie rzeczowym. Nie w tym jednak jest problem. Chodzi o bieżące utrzymanie. Już teraz, wbrew panującej opinii, mamy jedne z najniższych płac w Krakowie. Obecnie zadłużenie jest na poziomie 65 mln złotych, z czego 16 mln jest wymagane i nikt nam nie jest w stanie pomóc – stwierdza dyrektor.

Pytanie, jaki jest plan, aby wyjść z tego dołka. – Pracuję od półtora miesiąca, poznaję szpital. Wizję tego, co można zrobić mam, ale potrzebuję jeszcze czasu, aby mówić o szczegółach. Myślę, że propozycje będą mógł przedstawić dopiero w styczniu. Musimy to wraz z moimi współpracownikami przeliczyć – zaznacza Jerzy Friediger.

Jak mówi dyrektor, na razie wszelkie słowa byłby podobne do tych, które zostały wypowiedziane przez jego poprzedników. – A przecież nie chodzi nam o marzenia, tylko realny plan. Jestem optymistą, bo widzę, że szpital ma znakomitą załogę, a działalność medyczna jest na dobrym poziomie. Cały czas pieniądze są inwestowane w sprzęt i pod tym względem będziemy za jakiś czas na czele krakowskich szpitali – uważa. I tak dla przykładu ostatnio zostały zmodernizowane Oddział Chorób Wewnętrznych i pracownia endoskopii.

„Odbija się na nas”

Zdaniem Jerzego Friedigera, na szpitalu odbijają się wszystkie uwarunkowania zewnętrzne. – Na przykład podniesienie płacy minimalnej. My żyjemy z pieniędzy z NFZ. Podniesienie płacy będzie nas kosztować od 1,2 do 1,4 mln złotych, a nie mamy skąd ich wziąć i nikt za bardzo nie chce ich dać. Wszystkie szpitale będą w takiej sytuacji, tylko będzie się to różniło skalą – przewiduje dyrektor.

Problemem jest również opłacanie składek na Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Szpital musi płacić, ponieważ zatrudnia więcej niż 25 pracowników w przeliczeniu na pełny wymiar czasu pracy, a wskaźnik zatrudnienia osób niepełnosprawnych wynosi w nim mniej niż 6%. – Połowa personelu to pielęgniarki. Nie mogę przecież na takim stanowisku zatrudnić niepełnosprawnej osoby, dlatego ta połowa nie powinna się liczyć – uważa dyrektor. – Podobnie jest ze zmianami w wycenie procedur. Te które były opłacalne, stają się mniej opłacalne. Można tak godzinami – dodaje.

Publiczne mogą skorzystać na zmianie

Szykowana przez ministerstwo zdrowia zmiana w finansowaniu szpitali oraz prace nad stworzenie listy placówek mogą pomóc. Jednak na razie to gdybanie. – Za mało wiemy. Patrząc z punktu widzenia szpitala publicznego, można stwierdzić, że będzie lepiej, ale diabeł tkwi w szczegółach. Czy i jak wzrośnie wycena procedur, jak będą rozliczane? Tego nie wiemy – mówi Friediger.

– Muszę jednak powiedzieć, że jestem optymistą, bo na wszystko są pieniądze, tylko nie na ochronę zdrowia. Mówi się, że zwiększenie finansowania nic nie daje, ale też zapominamy o tym, że standardy na przestrzeni lat mocno się zmieniły. Kiedyś rezonans magnetyczny był niemal ekskluzywnym badaniem. Teraz szpital, który go nie ma, jest inwalidą. A przecież to kosztuje: sprzęt, serwisowanie, obsługa. Nie możemy udawać, że jesteśmy na tym samym etapie rozwoju, co kilka lat temu. Dodatkowo 80% szpitali jest zadłużonych. Czy to wina menadżerów?

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Nowa Huta