Deszcz pada, poziom wód coraz wyższy, a część wałów powodziowych pozostaje realnie bez zarządcy z powodu sporów kompetencyjnych pomiędzy instytucjami. Sytuację ma zmienić planowana na przyszły rok ustawa – pytanie tylko, czy do czasu jej wprowadzenia nie dojdzie do sytuacji stwarzającej zagrożenie dla mieszkańców.
Interpelację w tej sprawie złożył radny Wojciech Krzysztonek. Odniósł się do mapy, która była niedawno prezentowana na jednej z komisji. Pokazuje ona dziewięć odcinków, na których wały przeciwpowodziowe w praktyce nie mają opiekuna – i to od lat, ze względu na spory kompetencyjne.
To kilka odcinków w centrum miasta, w tym w pobliżu Wawelu i na terenie Dębnik, ale też nad Drwiną na Rybitwach czy w rejonie spalarni śmieci w Nowej Hucie. Nie są one regularnie poddawane przeglądom stanu technicznego, co może zwiększać ryzyko awarii.
Czy Kraków jest bezpieczny?
Radny przyznaje, że spory kompetencyjne zostaną rozwiązane wraz z wejściem w 2018 roku nowej ustawy Prawo wodne. Powołana zostanie wówczas nowa instytucja Wody Polskie, która przejmie zarządzanie ciekami wodnymi i urządzeniami przeciwpowodziowymi. – Niemniej do tego czasu pozostało jeszcze kilka miesięcy, a mieszkańcy z niepokojem spoglądają na podnoszący się poziom wód w wyniku obfitych opadów deszczu – przekonuje radny z Czyżyn i pyta o poziom zabezpieczenia Krakowa przed powodzią.
Nie tylko tam
Praktyka pokazuje jednak, że nie tylko te miejsca budzą niepokój wśród mieszkańców. Regularnie otrzymujemy wiadomości np. od mieszkańców Złocienia, którzy przy każdym większym deszczu z niepokojem patrzą na koryto Serafy. W tych dniach znów poziom wody jest bardzo wysoki – mimo iż zarządca jest doskonale znany: jest nim Małopolski Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych.
Pod koniec sierpnia informowaliśmy o tym, że pojawiły się problemy z działaniem zbiornika przeciwpowodziowego w Bieżanowie, a koryto Serafy, mimo wniosków ze strony mieszkańców, nie było wykoszone. Wbrew zapewnieniom, że stanie się to do 18 września, prace nie zostały wykonane.
