Wielopiętrowy problem z kamienicami

Archiwum, zdjęcie przykładowe fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Kupujący krakowskie kamienice w latach 90. nie mogli mieć żadnych informacji dotyczących tego, że w latach 60. państwo polskie zapłaciło odszkodowania innym krajom za zajęcie nieruchomości ich obywateli po drugiej wojnie światowej. Teraz, gdy na wierzch wychodzą sprawy związane z kamienicami, właścicieli często stawia się na równi z oszustami, którzy dostali pieniądze z odszkodowań, a później z transakcji kupna-sprzedaży.

Narracja, z jaką mamy do czynienia, stawia osoby, które kupiły dane kamienice w latach 90. na równi z oszustami. W zeszłym tygodniu poruszenie wywołała publikacja nazwisk trzech kobiet, które w 1997 roku nabyły obiekty należące do rodziny Lauterbachów.

Zrozumieć problem

Jedną z nich jest notariusz Maria Kwiecińska-Stybel. Właścicielka kamienicy przy ul. Królewskiej 7. – Chciałabym, aby w mediach nie mieszano trzech spraw ze sobą. Czym innym jest reprywatyzacja, a czym innym indemnizacja. Trzecią kategorią są oszustwa, co nie oznacza, że nie ma ich w tych dwóch pierwszych – tłumaczy notariusz.

Reprywatyzacja praktycznie nie dotyczy Krakowa. Tutaj spotykamy się z indemnizacją. – Po II wojnie światowej PRL uważał się za sukcesora II RP. Władze zorientowały się, że w bankach różnych państw są pieniądze ulokowane przez rząd II RP. Zwrócili się więc do rządów tych państw o ich wydanie. Kraje zwlekały, a ostatecznie stwierdziły, że pieniądze oddadzą, jeśli rząd zapłaci odszkodowanie za mienie ich obywateli utracone w Polsce – mówi Maria Kwiecińska-Stybel.

M.in. w USA powstała specjalna komisja, do której zgłaszali się obywatele twierdzący, że zostawili nieruchomości w Polsce. Wartość nieruchomości była wówczas wyceniana, odszkodowanie wypłacone, a oni zrzekali się na piśmie własności. Takich kamienic w Krakowie jest ponad 340. Dzieje się to w roku 1960.

Nikt nie wie, jak te decyzje wpłyną na przyszłe pokolenia. Notariusz przypomina, że mimo całej procedury (tajnej, gdyż umowy odszkodowawcze nigdy nie były opublikowane), Skarb Państwa nie wpisał się do ksiąg wieczystych jako nowy właściciel majątku. – Mieli 37 lat i nie zrobili tego. Dlaczego? – pyta. Zdaniem notariusz taki los spotkał dziesiątki tysięcy nieruchomości w skali kraju.

Zarobili dwa razy

Spadkobiercy Lauterbachów w latach 90. zorientowali się, że wciąż są wpisani do ksiąg wieczystych. Co więcej, przez wszystkie te lata, jak twierdzi Kwiecińska-Stybel, zarząd nad tymi trzema kamienicami sprawowała nieżyjąca już pani K. – Pieniądze z czynszów od lokatorów również trafiały do właścicieli – zauważa. – Nie bronię ich, ale mogli sądzić, że nadal są właścicielami – dodaje.

Za kamienicę przy ul. Krupniczej 3 Lauterbachowie dostali 60 tys. dolarów, co teraz można przeliczyć na 4,8 mln złotych (ówczesny dolar był wart dzisiejsze 80 zł). Zarówno notariusz, jak i właścicielka kamienicy przy Krupniczej w roku 1999, a więc już po nabyciu nieruchomości, skontaktowały się z wcześniejszymi właścicielami kamienic. Ci mieli notarialnie potwierdzić, że żadnego odszkodowania nie dostali.

W transakcjach pośredniczył Bogumił Tryjański, wówczas jeden z najbardziej wpływowych agentów nieruchomości. Pełnomocnikiem właścicieli była zaś mecenas Joanna Wojnar.

– Księgi wieczyste były w porządku, jako właściciele byli w nie wpisani spadkobiercy Lauterbachów, na podstawie postanowienia spadkowego wydanego przez polski sąd, mieli też opłacony podatek od nabycia spadku w polskim Urzędzie Skarbowym, księgi wieczyste nie miały żadnych obciążeń. O układach indemnizacyjnych wtedy nie wiedziałam nic, teraz wiem wszystko. Dla mnie prawo własności to przecież elementarz – mówi Kwiecińska-Stybel.

Kiedy się dowiedziały

Kobiety nic nie wiedziały o tym, że coś jest nie tak z historią ich własności aż do początku XXI wieku, choć Maria Kwiecińska-Stybel, z racji swoich znajomości z osobami zajmującymi się prawem i administracją, drogą pantoflową usłyszała w roku 1999 o liście kamienic, za które w latach 60. zostały wypłacone odszkodowania, a które zostały ponownie sprzedane. – Nasze nieruchomości były na trzeciej czy czwartej liście, która pojawiła się kilka lat po zakupie – mówi.

Właścicielki twierdzą również, że posiadają rękojmię wiary publicznej ksiąg wieczystych, która chroni kupujących przed utratą własności. Oznacza to, że kupujący nie ponosi żadnej winy za transakcję, do jakiej doszło.

„To miało być nasze”

Bogumił Tryjański: – W 1999 roku dostałem informacje z kancelarii notarialnych, że nie będą podpisywać aktów sprzedaży, dopóki nie zostanie określone, czy za daną kamienicę właściciele nie dostali odszkodowania.

Dla doradcy rynku nieruchomości taka informacja równała się z brakiem prowizji od transakcji. Dlatego pan Tryjański chciał dowiedzieć się u źródła, na jakich zasadach można handlować nieruchomościami.

– W rozmowie z dyrektorem departamentu nieruchomości w Ministerstwie Finansów zapytałem, co należy zrobić. Pan dyrektor był zdziwiony, poprosił swoich kierowników na naradę. Został przedstawiony problem. Jednak pracownicy również nic nie wiedzieli. Nie dałem za wygraną i koniecznie chciałem, aby jakaś procedura została stworzona – opowiada Tryjański.

Koniec końców okazało się, że należy wysłać pisma, które później z Ministerstwa Finansów pocztą dyplomatyczną trafiały do krajów, z którymi została podpisana umowa w latach 60. Te miały odpowiedzieć, czy faktycznie dana nieruchomość była objęta umową indemnizacyjną.

Tryjański: Zadałem też pytanie, dlaczego państwo nie wpisało się do ksiąg. Opowiedział: po co? Przecież to wszystko miało być nasze…

Również sama dokumentacja nie była zbyt obszerna i pomocna. – Gdy prezydent Jacek Majchrowski był wojewodą Małopolski, zwrócił się do Ministerstwa Finansów o dokumenty związane z umowami indemnizacyjnymi. Jednak akta była prowadzone niestarannie, często informacje były szczątkowe – mówi Monika Chylaszek, rzecznik prasowy prezydenta Krakowa.

– Dla przykładu: w dokumentach znajdowały się zapisy, że wypłacono odszkodowanie za kamienicę przy Rynku. I tyle. Pojawiały się też wzmianki o obiektach przy nieistniejących ulicach czy o nieistniejących numerach – dodaje Chylaszek.

Kwestia polityczna

Maria Kwiecińska-Stybel: Padłyśmy ofiarą historii. Mówi się, że Skarb Państwa się nie wpisał, ale nie uważam, aby było to z zaniedbania. 75% społeczeństwa na skutek wojny została pozbawiona majątku i nie dostała nic za straty wojenne. Cała Warszawa znalazła się w rękach państwowych, repatrianci zabużańscy nie dostali aż do lat 80. również żadnego odszkodowania. W jaki sposób władze miały powiedzieć obywatelom, że nic nie dostają, a ludzie z USA dostaną odszkodowania? To kwestia polityki. Dlatego nie wpisali się do ksiąg. Wywołałoby to rewolucję.

Notariusz nie węszy żadnego spisku, podkreśla też, że pieniądze nie były wypłacane tylko Żydom. Dostał je też Jan Kiepura czy rodzina Tarnowskich.

– Ale dlaczego w latach 90. Skarb Państwa się nie wpisał do ksiąg wieczystych, na skutek czego osoby, które wzięły odszkodowania, łatwo mogły sprawdzić, że nadal są ujawnione jako właściciele w księgach? – zastanawia się.

Teoretycznie mogą stracić

W prokuraturze prowadzona jest kwerenda spraw związanych z transakcjami dotyczącymi kamienic, prowadzonymi między 2005 a 2016. Zbigniew Ziobro wskazał kilkanaście spraw, w których przypadku, jego zdaniem, doszło do nieprawidłowości. – Dlaczego jednak nami zajmuje się Miasto Wspólne? Nie ukrywamy tego, że odszkodowanie zostało wypłacone, ale kupując, nic o tym nie wiedzieliśmy – stwierdza Maria Kwiecińska-Stybel.

Niepokoi się również właścicielka kamienicy przy Krupniczej 3. Czy istnieje, choćby w teorii, możliwość, aby swój majątek miały stracić?

Jak tłumaczy notariusz, minister finansów może wydać decyzję stwierdzającą, że kamienica ma przejść na własność Skarbu Państwa. To otwiera jednak skomplikowaną procedurę, która wcale nie musi skończyć się źle dla właścicieli.

Przede wszystkim nie można wydać decyzji przeciwko obecnym właścicielom kamienic, jeśli kupili nieruchomość zgodnie z prawem. W  opisanych przypadkach, właścicielki chroni wspomniana już wcześniej rękojmia wiary publicznej ksiąg wieczystych.

1000 spraw

– Gmina prowadzi w tej chwili 500 postępowań w różnych sprawach w celu wyjaśnienia stanu prawnego nieruchomości. 250 spraw dotyczy samej reprywatyzacji, drugie tyle kamienic, które nigdy nie należały do Skarbu Państwa – mówi Monika Chylaszek, rzecznik prasowy prezydenta Krakowa. – Chcemy uporządkować sprawy związane z odszkodowaniami z układów indemnizacyjnym i takie kwestie, gdzie gmina może być spadkobiercą – dodaje.

Miasto stara się również, aby Skarb Państwa bądź właśnie gmina znaleźli się w księgach wieczystych. – Do tej pory udało się uporządkować pół tysiąca takich nieruchomości – stwierdza Chylaszek.

– Od 2005 do 2017 roku przekazywaliśmy akta bądź informacje do prokuratury w związku z 382 sprawami. W tym roku jest osiem zawiadomień z prośbą o sprawdzenie nieruchomości i zabezpieczanie interesu skarbu państwa – mówi przedstawicielka magistratu.

Ta lista wciąż jest uzupełniana, ponieważ do UMK cały czas wpływają nowe sprawy do rozpoznania.

*

Tymczasem Miasto Wspólne nie zamierza rezygnować z opisywania, według nich, nieprawidłowości oraz ujawniania nazwisk osób, które zakupiły nieruchomości, za które w latach 60. zostały zapłacone odszkodowania. – Podejmowane przez nas działania obejmują monitoring realizacji układów przez instytucje publiczne, przygotowanie rekomendacji dla instytucji publicznych i zgłaszanie organom ścigania przypadków reprywatyzacji nieruchomości, które powinny przejść na własność gminy – mówi Tomasz Leśniak.

– Jednocześnie ujawniamy nazwiska osób i nazwy spółek, w których ręce trafiały tego rodzaju nieruchomości. Robimy to, ponieważ mieszkańcom Krakowa należy się informacja o stosunkach własnościowych i społecznych w mieście, w którym żyją. Podobne działania warszawskiego stowarzyszenia Miasto Jest Nasze doprowadziły do ujawnienia patologii procesu reprywatyzacji w stolicy – stwierdza lider stowarzyszenia.

Miasto Wspólne twierdzi, że w wielu przypadkach „widać rażącą opieszałość Urzędu Miasta Krakowa, a inne wynikają z niesprawności Ministerstwa Finansów. Jeśli spojrzeć szerzej, to pełną odpowiedzialność za dziką reprywatyzację ponoszą politycy, którzy od 1989 nie byli w stanie uchwalić ustawy regulującej proces reprywatyzacji”.

Maria Kwiecińska-Stybel: Nie chciałabym, aby pisano o mnie, że coś przejęłam, że coś trafiło w ręce notariuszki. To dorobek mojego życia. Zapłaciłyśmy za to uczciwie zarobionymi pieniędzmi.

Jolanta Petrys: Jesteśmy ofiarami tych mechanizmów. Dla mnie to kłopot, czuję, że moje dobre imię zostało nadszarpnięte.

– Wszystkie te osoby, które kupiły w niewiedzy kamienice, są Bogu ducha winne. Księgi wieczyste były czyste, a po latach okazuje się, że kiedyś wystąpił problem. Co zrobiliśmy, że mówi się nas w kontekście przejmowania, w dodatku nielegalnego? – pyta notariusz?


News will be here