Wisła zatruta bylejakością. Piłkarze Guli bezradni i wygwizdani

fot. Bartek Ziółkowski/Wisła Kraków

Kolejny kompromitujący występ drużyny Adriana Guli i domowa porażka 0:1 ze Stalą Mielec. Krakowianie na wiosnę grają jeszcze gorzej niż jesienią. Rywale ze strefy spadkowej zacierają ręce.

Biała Gwiazda przynosi kolejne powody do wstydu. Średnia punktów zdobytych na mecz leci na łeb na szyję – po 12. porażce w 21. występie spadła do 1,0. Krakowianie nie mogą się bronić, że przegrywają pechowo. Na dwie porażki w 2022 roku zapracowali bardzo solidnie. Nie ma dziś w lidze gorzej grającej drużyny. Zmiany w składzie niewiele zmieniają. Wisła ma problem systemowy, a jeżeli już zachodzi w niej jakiś proces (bardzo modne słowo padające z ust m.in. dyrektora sportowego Tomasza Pasiecznego), to jest to proces rozkładu.

W drugiej połowie sobotniego spotkania na boisko wszedł debiutant Luis Fernandez. Ożywił grę, zagrał kilka dobrych piłek. I na tym się skończyło, bo piłka nożna to sport drużynowy, a Wisła nie ma w polu kilku takich Hiszpanów. Na Stali nie robiło wrażenia, że po przerwie w zespole rywala biegało trzech napastników. Zespół Adama Majewskiego wiedział, co ma robić, ale również – najważniejsze – jak to zrobić. Może w Wiśle jest wdrażana filozofia (kolejne modne słowo), może wszystko jest rozpisane, a w szatni każdy kiwa głową, że wszystko rozumie. Może, bo na boisku nie było widać nawet przebłysków poprawy. Detali, które udało się zmienić na plus po ostatnim występie.

Dwa mecze, jeden celny strzał

Były za to proste błędy, jak ten Josepha Colleya, ogólnie jednego z lepszych w krakowskim zespole, który bez presji rywala podał tak niefrasobliwie, że goście ruszyli z kontrą. Sprytny strzał Grzegorza Tomasiewicza ładnie odbił Mikołaj Biegański, ale po rzucie rożnym w 11. minucie ten sam zawodnik mielczan z bliska pokonał go głową.

Wisła w dwóch meczach oddała jeden celny strzał. Gdy w niedzielę próbowała rozgrywać atak pozycyjny, przeciwnicy spokojnie łapali oddech, bo długo, 60 metrów od bramki Rafała Strączka, podawali między sobą środkowi obrońcy. Jak już udało się przedostać bliżej bramki, czasem wejść w pole karne, gospodarze pomagali obrońcom rywala złym przyjęciem i samo oddalali niebezpieczeństwo.

W Wiśle praktycznie nic nie działa. Atak pozycyjny – klapa, kontra – klapa. Środek pola – dziurawy, obrona – zawsze musi coś „wyczarować”. Dwóch Polaków w wyjściowym składzie. Nie dziwią gwizdy kibiców i to, że część z nich przy wyniku 0:1 opuszcza stadion. Trudno wierzyć w tę drużynę.

Trudny terminarz. Gula: Potrzebujemy wsparcia ze strony klubu

Przy Reymonta na razie odważnie sprawdzają, jak bardzo trzeba być beznadziejnym, by rzeczywiście zlecieć z ligi. Jedno z dwóch ważnych spotkań przegrali w pełni zasłużenie. 21 lutego do Krakowa przyjedzie zaangażowany w walkę o utrzymanie Górnik Łęczna. Potem – przed przerwą na kadrę – szykują się mecze z Legią, Lechią, Lechem i Pogonią.

– Na początku dobrze wyglądaliśmy, ale po straconej bramce zespół był jak sparaliżowany i wyglądało to bardzo źle. Nie dały nam wsparcia zmiany, nie stwarzaliśmy okazji, a przeciwnik wyniósł z tego meczu maksimum. Wyglądaliśmy bardzo słabo i po tych meczach, o których rozmawialiśmy, mamy niedobrą sytuację. Cała odpowiedzialność spada na mnie – mówi Gula.

Wisła musi wziąć się w garść nie tylko w treningach i meczach. Swoje musi zrobić dział sportowy. Dyrektor Pasieczny zapowiada piłkarza do środka pola, ale drużynie przydałby się również jakościowy skrzydłowy, który zastąpi Yawa Yeboaha.

– Potrzebujemy wsparcia ze strony klubu, aby ta drużyna szła do góry – uważa Gula, którego efektów pracy na razie zupełnie nie widać. 

Wisła Kraków – Stal Mielec 0:1 (0:1)

Bramka: Tomasiewicz (11.). 

Wisła: Biegański – Szot (46. Gruszkowski), Colley, Frydrych, Ring –  Savić (59. Ondraszek), Kuveljić (46. Fernandez), Fazlagić, Hugi (59. Młyński) – Skvarka (78. Starzyński) – Kliment. 

Stal: Strączek – Żyro, Kasperkiewicz (71. Matras), Czorbadżijski, Flis, Gettinger – Hinokio, Tomasiewicz (78. Wrzesiński), Urbańczyk, Domański (71. Granlund) – Sitek (82. Szczutowski).

Żółte kartki: Fazlagić, Gruszkowski – Kasperkiewicz, Hinokio.

Sędziował Tomasz Kwiatkowski (Warszawa).

 

News will be here