Wszyscy czekamy na powrót „Młodzieńca” Rafaela Santi [Rozmowa]

"Portret młodzieńca" Rafaela Santi

Czasami bywa jak w filmach, czasami wystarczy odrobina szczęścia. Poszukiwania zaginionych w czasie II wojny światowej dzieł to naprawdę skomplikowany i trudny proces. Co jakiś czas pojawiają się informacje na temat odnalezienia jednego z najbardziej poszukiwanych obrazów z kolekcji Muzeum Czartoryskich. Chodzi o „Portret młodzieńca” Rafaela Santi, który w 1939 roku skonfiskowało gestapo i przekazało do rezydencji Hitlera w Berlinie. W kolejce czeka jeszcze sporo innych dzieł i obiektów. O tym, ile jeszcze pozostało do odszukania i jak wyglądają poszukiwania, zdradza Martyna Dąbrowska z Muzeum Narodowego w Krakowie.

Natalia Grygny, LoveKraków.pl: Mamy sierpień 1939 roku. Kilkanaście dni przed wybuchem II wojny światowej ówczesny dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie – Feliks Kopera, podejmuje decyzję o przeniesieniu zbiorów muzeum do schronów. Nie wierzy w zapewnienia, że wojny nie będzie.

Martyna Dąbrowska, Muzeum Narodowe w Krakowie: Gestapo od razu zainteresowało się muzealną kolekcją, jednak zbiorami interesowało się już o wiele wcześniej. Okupanci, wchodząc do Krakowa, byli dobrze zorientowani, co znajdowało się w muzeum. Ludzie przysłani do krakowskiego muzeum przez gubernatora, Hansa Franka doskonale zdawali sobie sprawę z tego, jakie eksponaty zabierają. Warto wspomnieć, że „podróże” niemieckich oficerów do Krakowa rozpoczęły się już w latach 30.  XX wieku.

Wtedy jeszcze nie mówiło się o wybuchu wojny.

Otóż to. Jednak wciąż pojawiały się uwarunkowania polityczne zmierzające nieuchronnie w kierunku wojny. Oficerowie niemieccy przyjeżdżali do Krakowa w różnych celach, jak się później okazało - nie tylko politycznych. Przede wszystkim zwiedzali miasto. Chętnie odwiedzali też nasze muzeum i często prosili o dokładne oprowadzanie. Chcieli mieć również dostęp do opisów najcenniejszych eksponatów, których autorami byli kustosze Muzeum Narodowego w Krakowie.

Dlatego w 1939 roku nie musieli zbyt długo zastanawiać się nad tym, co zabrać z Muzeum Narodowego.

Tutaj nie było mowy o przypadkowej grabieży dzieł sztuki. Niemcy nie musieli zastanawiać się nad wyborem rabowanych obiektów, gdyż doskonale orientowali się w zbiorach muzealnych, zwłaszcza tych najcenniejszych. Mowa tu o słynnej „wielkiej trójce” czyli „Damie z gronostajem” Leonarda da Vinci, „Portrecie młodzieńca” Rafaela Santi i „Krajobrazie z miłosiernym Samarytaninem” Rembrandta.

A nie było tak, że Niemcy twierdzili, iż kolekcje z Muzeów Narodowych w Krakowie i Warszawie znacząco nie wzbogacą ich zbiorów?

Na ten temat jest wiele rozbieżnych opinii. Sama ostatnio natrafiłam na opracowania, w których obala się ten mit. Trzeba pamiętać o tym, że Hans Frank miał obsesję na punkcie dzieł sztuki, zwłaszcza tych cennych. Niemieccy oficerowie zabierali z muzeum dzieła, aby ozdobić nimi ściany swych gabinetów czy prywatnych mieszkań. Ale prawda jest taka, że to właśnie te najcenniejsze muzealia, których dużo posiadaliśmy w swych zbiorach – zostało wówczas  zrabowane i wywiezione.

O jakich liczbach mówimy?

Musimy tutaj przede wszystkim dokonać podziału na Muzeum Narodowe oraz Muzeum Czartoryskich. Wówczas funkcjonowały one oddzielnie, teraz – jak wiadomo – są połączone. W naszym katalogu strat wojennych widnieje prawie 1163 obiektów z obydwóch wymienionych muzeów. Jeśli chodzi o utracone muzealia z Muzeum Książąt Czartoryskich, mowa oczywiście o dziele Rafaela Santi, jak również o bezcennych zbiorach rzemiosła artystycznego. Muzeum Narodowe utraciło głównie dzieła autorstwa twórców polskich, Zrabowane zostały kolekcje malarstwa, rzemiosła artystycznego, w tym również mebli i przedmiotów użytkowych. Zagrabiono również liczne rzeźby średniowieczne i dzieła sztuki Dalekiego Wschodu – czyli jedną z najcenniejszych na świecie kolekcji drzeworytów, liczącą ponad 400 obiektów

Zniknęły bez śladu?

Miejmy nadzieję, że może w przyszłości pojawią jakieś informacje na ten temat.  To  niezwykle cenne drzeworyty takich artystów jak: Hiroshige, Hokusai, Utamaro – jedni z najbardziej cenionych japońskich drzeworytników i grafików. Więc bez wątpienia, nasze muzeum poniosło ogromne straty.



P. Bruegel, Walka karnawału z postem

A jak wygląda kwestia zaginionych dzieł polskich twórców?

Jeżeli chodzi o zaginione dzieła malarstwa polskiego, to lista ta jest długa. Widnieją na niej takie nazwiska jak m.in. Malczewski, Gierymski, Fałat, Wyczółkowski, Pankiewicz, Matejko, Chlebowski, Kotsis… To najcenniejsi nasi artyści. Wśród strat wojennych wiele jest zaginionych dzieł, nieznanego autorstwa, zarówno z kolekcji malarstwa, jak i rzeźby. W zbiorach naszego Muzeum Narodowego znajdował się również słynny obraz niderlandzkiego malarza Pietera Breughel -  słynna „Walka karnawału z postem”, który także został skradziony i widnieje na liście strat wojennych.

Właśnie. Rozwiązano już zagadkę, czyjego autorstwa? Breughela Starszego czy Młodszego?

Mówi się, że Breughela Starszego, ale najprawdopodobniej jest to jednak obraz jego syna, ale to już takie typowe „dywagacje historyczne”. Utraciliśmy kolejne wielkie arcydzieło. Ostatnie miesiące pokazują jednak, że warto wciąż poszukiwać. W końcu do kolekcji Muzeum Narodowego w Krakowie wróciło kilka ważnych dzieł.

Może o tym porozmawiamy za chwilę, bo chciałam zapytać o słynny „Portret młodzieńca” Rafaela Santi. Są Państwo na jego tropie? Co jakiś czas pojawiają się informację, że dzieło gdzieś tam już czeka…

Nic na ten temat nie wiem. Ale mam nadzieje, że jeśli nie został zniszczony to powróci do nas do muzeum.

Nasz „Młodzieniec” ukrywa się zatem gdzieś w zagranicznej kolekcji?

Nie wiadomo. Pięknie o tym obrazie mówił  śp. Pan Janusz Wałek, który niedawno zmarł i był opiekunem kolekcji Muzeum Czartoryskich. W jednym z odcinków cyklu „Utracone”, przy pustej ramie opowiadał właśnie o zrabowanym dziele Rafaela Santi. Niezwykle to piękne i wymowne. Polecam.

Ma Pani nadzieję, że spojrzymy „Młodzieńcowi” kiedyś w oczy?

Ależ tak!

Proces odzyskiwania dzieł to cała „siatka” powiązań pomiędzy różnymi instytucjami i organami ścigania. Jak wygląda to w praktyce?

Czasami może to wyglądać trochę jak w filmach sensacyjnych. Zależy też o czym mówimy i  jakiego dzieła sztuki poszukujemy w danym momencie. Są sytuacje – jak ostatnio przy odzyskiwaniu obrazów – że trafiamy na dzieła sztuki na aukcjach. Wtedy od razu powiadamiamy Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a konkretnie zajmujący się problemem strat wojennych Wydział Restytucji Dóbr Kultury. Z osobami z tego Wydziału współpracuję na co dzień.  To właśnie z nimi najczęściej się kontaktuję. Resort kultury włącza w to oczywiście organy ścigania. Współpracujemy również z Ministerstwem Spraw Zagranicznych, w którym funkcjonuje specjalnie do tego powołana jednostka organizacyjna.

Jak wyglądało odzyskiwanie „Zimy w małym miasteczku” Maksymiliana Gierymskiego?

Mieliśmy szczęście. Obraz udało się odzyskać, bo osoba będąca w jego posiadaniu dobrowolnie ale po długich negocjacjach i namowach, oddała dzieło. Również i w tym przypadku konieczna była współpraca z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz policją.



"Zima w małym miasteczku", M.Gierymski/Fot. K. Kalinowski

Właśnie. W jaki sposób uzyskują Państwo informację, że obraz czy inny obiekt są w posiadaniu osoby prywatnej?

Informacje te uzyskujemy w różny sposób. Czasami właściciele dzieł sami się do nas zgłaszają, gdy zorientują się, że posiadany przez nich obiekt jest stratą wojenną. Czasami na trop zaginionego dzieła sztuki wpadają organy ścigania, które także mają swoich informatorów. Czasem także samo  Ministerstwo, będąc „na tropie” konkretnej straty wojennej kontaktuje się ze mną, proszą o przesłanie stosownej dokumentacji, np. kserokopii dawnych ksiąg inwentarzowych.

Zdarzają się sytuacje, kiedy ktoś nie orientuje się, że posiada cenne dzieło?

Myślę, że tak. W ostatnich latach odnoszę wrażenie, że ludzie podchodzą do problemu strat wojennych z większą świadomością. Zaczynają się interesować tym, co otrzymali w spadku po swoich rodzicach czy dziadkach i tym, że coś, co znajduje się na strychu – może mieć wartość historyczną i muzealną Taka świadomość rodzi się w ludziach – co mnie bardzo cieszy.  Dlatego też trzeba mówić głośno o tym, a jeżeli ktoś posiada coś, czego nie potrafi oszacować  -  nie powinien bać się zgłaszać z tym do muzeum.

Nie oznacza to zatem – jak niektórzy mogą uważać – że trafia się do więzienia?

Niestety istnieje w społeczeństwie takie wyobrażenie. Już samo sformułowanie „straty wojenne” źle się kojarzy. Pojawiają się też wątpliwości, czy ktoś z rodziny nie współpracował w czasie wojny z Niemcami? Jednak w miarę upływu czasu podejście do tego  zagadnienia stopniowo się zmienia.  Dobrze, jeśli ludzie będą w tej kwestii bardziej otwarci. Za to nie trafia się od razu „za kratki”.

Pamięta Pani jakieś niezwykłe historie związane z odzyskiwaniem dzieł? Jakaś zapadła Pani w pamięć?

Ponownie przywołam tutaj odzyskiwanie „Zimy w małym miasteczku” Gierymskiego. Ta akcja była naprawdę interesująca i cieszę się, że mogłam niej uczestniczyć. Emocji nie brakowało. Ostatecznie dzieło znaleziono zwinięte w rulon na terenie jednej z galerii handlowych w Krakowie. Było to dosyć spektakularne. Ktoś je prawdopodobnie tam przewiózł i ukrył.

Jeśli chodzi o zaginione dzieła, to warto wspomnieć, że w Muzeum Narodowym realizowany jest projekt „Badanie polskich strat wojennych”.

Celem projektu jest odnalezienie oraz digitalizacja dokumentacji wizualnej strat wojennych. Problem ze stratami wojennymi u nas i - jak podejrzewam – w większości muzeów, polega na tym, że nie mamy dokumentacji wizualnej zaginionych obiektów. Żeby stwierdzić, że to strata wojenna i aby udowodnić to komukolwiek, musimy mieć materiał porównawczy. Mamy u siebie na miejscu zbiory, archiwa i dokumenty sprzed wybuchu II wojny światowej, które częściowo mogą nam w tym pomóc. Posiadamy bogaty zasób szklanych negatywów, starych powojennych klisz, dokumentujących niektóre straty wojenne i zbiory. Mamy również stare karty naukowe, bo w muzeum - oprócz ksiąg inwentarzowych - prowadzono również karty naukowe. Zamiast fotografii kustosze malowali na tych kartach odręcznie małe rysuneczki, przedstawiające te obiekty. To naprawdę coś pięknego. Nieraz bardzo dokładnie odzwierciedlały one utracone obiekty. Traktujemy tę dokumentację jako zabytek. W ramach projektu chcemy odszukać jak najwięcej dokumentacji wizualnej, dotyczącej naszych strat wojennych w różnych instytucjach muzealnych i archiwach w Polsce. Następnie chcemy ją zdigitalizować, żeby mieć pełną bazę informacji na temat utraconych dzieł sztuki. Każdy obiekt  musi być opatrzony informacjami, zwierającymi imię i nazwisko autora, tytuł dzieła, jego numer i oczywiście wizerunek. Projekt jest realizowany dzięki dofinansowaniu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Sporo pracy. Już samo to poszukiwanie musi być czasochłonne…

Mamy oczywiście harmonogram projektu, według którego działamy. Na razie opieramy się na dokumentach, które posiadamy na miejscu, w naszym Muzeum. Później będziemy robić kwerendy w różnych miejscach w Polsce, m.in. w Warszawie i Poznaniu.



K. Pochwalski, Portret Prezydenta Ignacego Mościckiego

Wróćmy teraz do odzyskanych w tym roku dzieł. „Portret Prezydenta Ignacego Mościckiego” autorstwa Kazimierza Pochwalskiego, "Ananas" Józefa Pankiewicza, "Pejzaż z okolic Neapolu" Iwana Trusza i wielokrotnie przywoływane podczas rozmowy dzieło Gierymskiego. To były owocne miesiące. Myśli Pani, że w niedługim czasie doczekamy się kolejnych powrotów?

Trudno oceniać, co przyniesie przyszłość. Szczerze mówiąc, sama jestem zaskoczona, że w dość krótkich odstępach czasu, odnalazło się tyle obrazów. Dzieło przypadku? Pewnie trochę też. Do tego odrobina szczęścia, jeśli chodzi o aukcje i odzyskanie kolejnych ważnych obrazów. Tak było w przypadku „Pejzażu z okolic Neapolu’ i „Portretu Prezydenta Ignacego Mościckiego” a co najważniejsze ogromna praca naszych specjalistów. Oczywiście posiadamy  listę strat wojennych, ale sama lista nie wystarczy. Szeroka wiedza, zorientowanie w rynku sztuki również jest bardzo ważne.

I dużo kojarzyć.

Właśnie. Ważne, aby podczas przeglądania aukcji, takie obiekty zwracały naszą uwagę. Ważna jest umiejętność porównywania dzieł. Mamy wśród strat wojennych akwarele czy drzeworyty. To są trudne techniki. Ostatnio skupiłam się na poszukiwaniach wizerunku obrazu, który – jak się później okazało – posiadał niewłaściwy tytuł a przez to był źle opisany. Chodziło o widok na Wenecję.

Czy istnieją jakiekolwiek szanse na ich powrót?

Trzeba sobie przede wszystkim zdać sprawę z tego, że większość z nich jest zniszczona. Taka jest moja opinia. Ale nadal mam nadzieję, że dzieła naszych wielkich, polskich artystów kiedyś powrócą. I oczywiście obrazy Breughela i Rafaela Santi.

Wyobrażała sobie Pani już powrót chociażby „Portretu młodzieńca” do Muzeum Narodowego w Krakowie?

Na pewno byłoby to ogromne święto! Wielkim wydarzeniem było już odnalezienie obrazu Gierymskiego, uważanego za jeden z najcenniejszych. A powrót arcydzieła Rafaela Santi? Na pewno byłoby to wydarzenie na skalę światową, a nie tylko krajową czy lokalną.