Z główki. Porzuciłem tokarkę dla piłki

Arkadiusz Głowacki fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Jak ten czas leci! Niedawno zaczynaliśmy wakacje, a już zbliża się jesień i w szkołach wybrzmiał pierwszy dzwonek. Zawsze chciałem być najlepszy i przynosiłem do domu świadectwa z czerwonym paskiem. Ja, Arkadiusz Głowacki, operator obrabiarek skrawających.

Nie traktowałem edukacji jak zła koniecznego. Z nauką nigdy nie miałem problemów. Choć siadałem w ostatniej ławce, moim celem zawsze było świadectwo z czerwonym paskiem. Zawsze chciałem być najlepszy – czy to na boisku, czy w szkole. Walczyłem o każdą piłkę i jak najwyższą średnią ocen. Miałem ambicje i chciałem, by rodzice byli ze mnie dumni.

Długo udawało mi się przynosić do domu świadectwo z czerwonym paskiem, choć od najmłodszych lat musiałem jeździć na treningi na drugi koniec miasta.


Pod nosem miałem szkołę podstawową nr 37. W niej ukończyłem cztery klasy, ale piłkę jeździłem trenować w Lechu Poznań. Zostawiłem kolegów z osiedla i ulubionego trenera, bo ojciec postawił weto. Nie chciał się zgodzić na treningi w milicyjnej Olimpii. Lata 80-te, sami wiecie...

Piątą klasę zacząłem już w sportowej „13” pod patronatem Lecha Poznań, a potem wybrałem technikum radiotelekomunikacyjne. Coraz mocniej stawiałem na piłkę. Zaczynały się zgrupowania i opuszczałem wiele zajęć. Wytrwałem rok i przeniosłem się do liceum zawodowego. Edukację skończyłem na maturze, a z zawodu jestem… operatorem obrabiarek skrawających, czyli tokarzem. Broń Boże nie każcie mi jednak stawać przy tokarce, bo spaliłbym się ze wstydu. Miałbym z nią spory problem.

Wiele osób musi się przebranżowić, ja zamianiłem stanie przy tokarce na granie w piłkę. Zamiast skrawać, czasem "skrobałem" rywali po kościach.

Arkadiusz Głowacki