Zabójstwo na Kazimierzu. „Rzuciłem w Beatę nożem”

Archiwum fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Przed sądem rozpoczął się proces Wiesława J., oskarżonego o zabójstwo. 52-latek według prokuratury miał zadać cios nożem w głowę swojej konkubinie podczas domowej awantury. Mężczyzna broni się, że nie zadał ciosu, tylko rzucił nożem w stronę zmarłej.

13 stycznia 2017 roku Wiesław J. i Beata B. pokłócili się po raz ostatni. Wieczorem tego dnia, gdy razem ze znajomymi pili alkohol w mieszkaniu przy ul. Wąskiej, kobieta zaczęła awanturę, wypominając swojemu partnerowi, że ten ją zdradził z jej siostrą. Beata B. rzucała w mężczyznę różnymi przedmiotami, w tym sokiem. W pewnym momencie doszło do śmiertelnego – według prokuratury –  ciosu nożem, a według oskarżonego rzutu.

Najpierw kubek, później nóż

Wisław J. był robotnikiem. Z Beatą B. i jej dziećmi mieszkali razem kilkanaście lat. W ten dzień, jak opowiadał, wyszedł rano do pracy. Wrócił po godzinie 16, wcześniej wypił „małpkę” o smaku poziomkowym. Gdy wrócił do mieszkania, tam jego partnerka już piła alkohol ze znajomymi. Dołączył do imprezy. Wkrótce rozpoczęła się awantura.

Trzy razy Wiesław J. zeznał w podobny sposób: najpierw miał rzucić, a później uderzyć kubkiem w głowę Beatę B. Wszystko dlatego, że został sprowokowany bardzo agresywnym zachowaniem kobiety, która go szarpała i wyzywała. Po uderzeniu, polała się krew. Wiesław J. miał zaproponować, że zadzwoni po karetkę, ale kobieta odmówiła. Później opatrzyli wspólnie ranę, a Beata jeszcze później piła alkohol. Następnie przed godziną 20 położyła się spać na antresoli. Oskarżony do niej dołączył. Około 2:30, jak zeznał, obudził się, aby skorzystać z toalety.  Postanowił odkryć kobietę i sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. – Była już zimna – stwierdził. Następnie zadzwonił po karetkę i do córki kobiety.

Swoje zeznania zmienił w marcu, po przyznaniu się swojemu obrońcy, jak – według niego – naprawdę było. – To był dla mnie szok. Pierwsze zeznania były składane pod wpływem strachu – wyjaśniał na przesłuchaniu.

Jednak przed sądem Wiesław J. przyznał, że skłamał, a tak naprawdę rzucił w stronę kobiety nożem, którym wcześniej kroił kiełbasę dla psa. Resztę zeznań utrzymał. Biegli uznali jednak, że obrażenia głowy, jakie doznała kobieta nie mogły powstać przez rzut, tylko ugodzenie z dużą siłą. – Ja się do tego nie przyznaję. Nożem rzuciłem – dodał oskarżony, któremu grozi dożywocie.

„Na jego miejscu też bym czasem nie wytrzymała”

Córka ofiary, 26-letnia Dominika B., występuje przed sądem zarówno jako świadek, jak i pokrzywdzona. Kobiety nie było wówczas w domu. Spotkała się ze swoim kuzynem i jego dziewczyną. Poszli do kina. Do mieszkania nie wróciła, ponieważ zostawiła klucze w swoim pokoju. Ostatecznie pojechała do babci, a później prosto od niej do pracy. O zdarzeniu poinformował ją kuzyn.

Dominika B. opowiedziała przed sądem, jak wyglądał związek między jej matką a oskarżonym. – Jak mama nie piła, to było wszystko w porządku. Tak to robiła awantury, nie tylko „ojczymowi”, ale również mnie – zeznała kobieta.

– Oskarżony krzyknął czasem, ale na jego miejscu też bym nie wytrzymała. Czasem zamykał się u mnie w pokoju, żeby z nią nie przebywać – dodała Dominka B.

Beata B. praktycznie cały czas piła, dlatego awantury były non stop. Świadek zeznała, że jej matka krzyczała, rzucała rzeczami, wyzywała wszystkich wokół. Ostatecznie jednak córka przyznała, że Wiesław B. uderzył kilka razy kobietę.

W planie było również przesłuchanie innego świadka. Bogusław W. stwierdził jednak, że „Nic, kurde, nie wie” i został odesłany do zbadania stanu trzeźwości.

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Stare Miasto
News will be here