Zaczynał od kung-fu, marzy o Liverpoolu. Patryk Zaucha z Cracovii ma 21 lat, ale już wiele przeszedł

Patryk Zaucha w marcu przedłużył umowę do 2024 roku fot. Cracovia.pl
21-letni skrzydłowy na początku sezonu jest jedynym Polakiem, który może liczyć na pierwszy skład w międzynarodowej Cracovii. Jego planem na najbliższe miesiące jest dobra postawa i rozegranie meczu w ekstraklasie od początku do końca.

Pasy zaczęły rozgrywki od remisu z Górnikiem Łęczna i porażki ze Śląskiem Wrocław. W dwóch spotkaniach trener Michał Probierz skorzystał z 19 zawodników – 16 obcokrajowców i 3 Polaków, którzy wypełniają obowiązek gry co najmniej jednego młodzieżowca. 21-letni Zaucha w obu meczach wychodził w podstawowym składzie. W Łęcznej zmienił go Karol Knap, zaś w niedzielę przez 26 minut drugiej połowy po murawie biegało dwóch młodych zawodników. Wprowadzony w 46. minucie Kamil Ogorzały został jedynym młodzieżowcem, gdy Zaucha zwolnił miejsce Mathiasowi Hebo Rasmussenowi.

Na inauguracji Zaucha prezentował się na murawie 66 minut, a w drugim spotkaniu nieco dłużej – przez 72. Probierz tłumaczył jego zmianę brakiem sił. Po końcowym gwizdku ofensywny zawodnik, który pokazał się z dobrej strony, potwierdził, że był bardzo zmęczony.

– Cały czas muszę pracować nad fizycznością i może kiedyś uda się rozegrać mecz od początku do końca. Cieszę się, że dostaję szanse i robię wszystko, by je wykorzystać. Z początku sezonu nie jesteśmy zadowoleni, powinniśmy ugrać więcej. Zwłaszcza przeciwko Śląskowi mogliśmy zrobić większy pożytek ze stałych fragmentów. Ja również w kilku sytuacjach mogłem się zachować lepiej – mówi Zaucha portalowi LoveKraków.pl.

Kontuzje i zimny prysznic

Skrzydłowy ma na koncie dziewięć występów w ekstraklasie. Debiutował w październiku przeciwko Piastowi Gliwice i zaczął regularnie pojawiać się w wyjściowym składzie w ekstraklasie, grał również w Pucharze Polski. W lutym przeżył trudny czas, gdy przeciwko Podbeskidziu Bielsko-Biała z konieczności został cofnięty na lewą obronę, ale kompletnie sobie nie radził. Probierz zdjął go już po 32 minutach gry, a potem "schował" w trzecioligowych rezerwach. Ponowną szansę w ekstraklasie piłkarz otrzymał w ostatniej kolejce.

Zaucha nie kryje, że przeżył nieudany występ przeciwko Góralom. – Miałem jeden gorszy dzień, ale bardzo pomogli mi najbliżsi. Potem skupiłem się na ciężkiej pracy i powrocie do ekstraklasy – podkreśla wychowanek Wolanii Wola Rzędzińska.

– Miałem wiele trudnych sytuacji, ale gdy mam okazję, to zawsze staram się wykorzystać szansę. Liczę na kolejne i na to, że będę się prezentował jeszcze lepiej – dodaje.

Kung-fu

Jego rozwój nieco przystopowały urazy. Gdy był już w Cracovii, wyjeżdżał na zgrupowania kadry do lat 16. Podczas zagranicznego turnieju we Francji, na który pojechał ze Szkołą Mistrzostwa Sportowego, zerwał więzadła krzyżowe w prawym kolanie. Miał siedem miesięcy przerwy, wrócił i niedługo znów odniósł tę samą kontuzję – tym razem problem był z lewym kolanem.

– Teraz, odpukać, wszystko jest dobrze. W ogóle nie myślę o tym, co było – zapewnia. A koledzy z szatni, Thiago, który właśnie przeżywa podobny dramat, życzy dużo cierpliwości.

Zaucha wierzy, że kiedyś zagra w ukochanym Liverpoolu. Do tego daleka droga, w której pokonanie trzeba będzie włożyć duży wysiłek. Marzenia nic nie kosztują, a może się uda. W końcu jako dziecko, zanim w pełni poświęcił się piłce, trenował kung-fu. To wyrażenie, które stało się synonimem chińskich sztuk walki, oznacz pracę wymagającą dużo czasu i poświęcenia.





Aktualności

Pokaż więcej