„Zdumiewa mnie, że żyjemy w epoce dyktatu kucharzy” [ROZMOWA]

Adolf Weltschek - dyrektor Teatru Groteska fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

W tym tygodniu rozpoczyna się 21. edycja Międzynarodowych Targów Książki. Tegoroczny ambasador akcji Adolf Weltschek, dyrektor Teatru Groteska, opowiedział nam o swoich skłonnościach do czytania i dlaczego współczesny język polski napawa go pesymizmem.

Natalia Grygny, LoveKraków.pl: Został Pan ambasadorem tegorocznej edycji Międzynarodowych Targów Książki. To nobilitacja czy też obowiązek?

Adolf Weltschek, dyrektor Teatru Groteska: Na pewno nobilitacja, ponieważ zostałem ambasadorem jednej z najważniejszych imprez kulturalnych w naszym kraju. Dzięki temu znalazłem się w towarzystwie ambasadorów poprzednich targów, więc to wielka satysfakcja. Ale też – jak w każdej tego typu sytuacji – nobilitacji towarzyszy poczucie obowiązku. O tyle mi z nim lżej, że w Teatrze Groteska staramy się przybliżać literaturę klasyczną. Stanowi ona część fundamentu kulturowego nie tylko naszego, polskiego, ale i europejskiego.

Pana zdaniem to trudne zadanie?

Trudne, bo ze świadomości zbiorowej coraz intensywniej wypierane jest to, czym tak naprawdę jest literatura i jakie funkcje pełni. I to ta klasyczna, która funkcjonuje w kulturze europejskiej od czasów antyku.

Dodatkowo, wypierana jest świadomość tego, że stanowi jeden z elementów umożliwiających nam, jako zbiorowości,  efektywne funkcjonowanie. To literatura współtworzy wspólną sferę wartości do której możemy i powinniśmy się odwoływać, żeby móc się komunikować.

A dlaczego tego nie robimy?

Następują niekorzystne zmiany kulturowe i destruują ten zbiór fundamentalnych wartości, dzięki którym możemy się porozumiewać, czyli odwoływać do różnych wspólnych, czyli powszechnie zrozumiałych,  sensów, znaków czy postaci – do całej sfery aksjologii.

Dla funkcjonowania zbiorowości jest to mechanizm konieczny. Bez jego funkcjonowania  w nasze życie wdziera się niebezpieczny chaos. Kolejną rzeczą, z punktu widzenia literatury i niebezpieczeństw wynikających z jej wypierania jest rozumienie, że chociaż żyjemy w kulturze obrazkowej wciąż myślimy w języku. Ewolucja naszego gatunku nie poszła aż tak daleko, żeby zmieniały się  podstawowe procesy funkcjonowania naszego mózgu. Nawet oglądając obrazki, analizujemy je przecież za pomocą języka.

Idziemy zatem na łatwiznę?

Mało tego! Zaczynamy być kalekami, bo słaby słownik i ułomne posługiwanie się językiem to także krzywe myślenie i artykułowanie owoców tego myślenia. To są bardzo poważne, nieuświadamiane problemy. Oczywiście przyczynia się do tego system edukacji oparty na testowym sprawdzaniu wiedzy, bo minimalizuje nakaz  czytania – trwania w języku. A to dla homo sapiens jest sprawnością fundamentalną.

Idąc tym tropem – czy sztuka czytania naprawdę zanika?

Nie znam statystyk, obserwuję tylko sposoby komunikowania się, teksty do mnie docierające i język, jakim Polacy posługują się na ulicy. To wszystko napawa pesymizmem. Świadczy o tym, że zaczynamy w tej sferze komunikacji, a zatem i myślenia, wpadać w regres kulturowy. A za nim zawsze idzie regres cywilizacyjny.

Właśnie, wydaje nam się, że wciąż się rozwijamy, a jeśli chodzi o elementarne kwestie – wręcz przeciwnie.

Idziemy do przodu w kwestii technologii, ale czy ta technologia tak naprawdę rozwija nas jako gatunek homo sapiens? Nie jestem tego pewien.

Powróćmy jeszcze do samego czytania. Jakie książki najbardziej na Pana wpłynęły?

W cyklu #MamSkłonnościDoCzytania, który znajduje się na naszym Facebooku, wybrałem pozycje ważne dla mnie. W związku z tym, że miało być to publiczne wskazanie, wybrałem publikacje, które są niewątpliwą częścią kanonu kulturalnego człowieka.

Jednak moją pierwszą książką były „Dzieci z Leszczynowej Górki”, z czego moi znajomi się śmieją. Była to książka o socrealistycznych spółdzielniach produkcyjnych. Kiedy tak patrzę z perspektywy czasu, idea spółdzielczości odżywa w różnego rodzaju zawołaniach bojowych o zbiorowej pracy, kooperacji czy burzach mózgu. Ta książka czytana w pierwszej klasie szkoły podstawowej, dziś powinna być wyklęta, a o tym w swej istocie opowiadała.

Pierwszą z książek, którą poleciłem w naszym cyklu jest „Colas Breugnon” Romaina Rolanda. To bezdyskusyjna pozycja opowiadająca o esencji naszej fizycznej egzystencji i wszystkiego, co wiąże się z naszym życiem na ziemi. Ale także przypomnienie tego, że jesteśmy stworzeniami z krwi i kości. Wspaniała książka, a w czasach szklanych ekranów absolutnie rekomendowana. Tak naprawdę to życie jest poza ekranem smartfona czy laptopa.

Poleciłem również dwie poważne książki, dotykające metafizyki i rzeczy związanych z egzystencją. W przypadku „Wieży” Williama Goldinga to pytanie o to - co ma być  imperatywem, którym mamy się kierować: rozsądny realizm poparty empiryzmem czy wojujący idealizm nie liczący się uwarunkowaniami rzeczywistości. Książka nie daje prostych odpowiedzi, ale prowokuje do myślenia o tych sprawach. Kolejna pozycja to „Raj utracony” Johna Miltona – literacka wersja historii Adama i Ewy. To znowu rozwarcie między porządkiem szatana i Boga , problem wolnej woli i wyborów. Ważne rzeczy, nad którymi trzeba się zastanawiać, chociaż odzwyczailiśmy się od takich refleksji. Wolimy śledzić losy bohaterów reality-show niż zastanawiać się nad tym, kim tak naprawdę jesteśmy.

Wymieniłem również „Pochwałę głupoty” Erazma z Rotterdamu i „Próby” Michela de Montaigne. To poradniki – dziś królują przede wszystkim te o tematyce kucharskiej, a to jest przyczynek do wspomnianego już regresu kulturowego. Nie mam nic przeciwko dobremu jedzeniu czy gotowaniu, ale w minionych czasach królującymi podręcznikami były wymienione wyżej publikacje, poświęcone temu, jak pięknie i mądrze żyć. A to chyba robi zasadniczą różnicę

Popularnością cieszą się również książki poświęcone technikom motywacyjnym – jak zrobić karierę, jak być szczęśliwym…

Tak jest. Ale moim zdaniem – jak jest się po prostu dobrym człowiekiem, to się osiąga sukces. Nie trzeba już gadania i przepisów na to, jak osiągnąć sukces, będąc po prostu kimś. A ludzie kupują różne książki, które wpychają im reklamy. Powiem Pani, że mimo wszystko i tak najbardziej zdumiewa mnie to, że żyjemy w epoce dyktatu kucharzy.

Odwołując się do hasła tegorocznych Targów Książki – dlaczego dzięki czytaniu stajemy się wolni?

Wolność to możliwość myślenia, czyli podejmowania decyzji i dokonywania wyborów. Literatura nam to niewątpliwie ułatwia. Dzięki niej następuje rozwój intelektualny czy emocjonalny, co nas stawia przed możliwością analizowania rzeczywistości oraz poznawania siebie. To jest właśnie sfera wolności.

 

News will be here