Żmudne wyjaśnienia oskarżonego o wyłudzenie 4 mln zł z NFZ

fot. Dawid Kuciński

Doktor Janusz Czekaj, były dyrektor Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego, jest oskarżony o wyłudzenie ponad 4 mln złotych. W tym celu miał fałszować dokumentację medyczną pacjentów. Lekarz nie przyznaje się do zarzutów i złożył obszerne wyjaśnienia.

Prokuratura zarzuca Czekajowi, który od 2006 roku kierował ZOL-em, że w latach 2008–2013 doprowadził do niekorzystnego rozporządzenia mieniem, w tym przypadku środków Narodowego Funduszu Zdrowia.

W tym celu zdaniem śledczych miał fałszować dokumentacje czy zlecać podłączanie pacjentów do sond, za pomocą których byli karmieni. Wszystko po to, by kontrolujący z NFZ-u nie podważyli wykorzystania pieniędzy przez placówkę opiekuńczą.

Niewinny?

Janusz Czekaj nie przyznaje się do winy. Zgodził się również na ujawnienie jego danych osobowych i wizerunku. Warto zaznaczyć, że jest obecnie na emeryturze, ale jest też zatrudniony w Miejskim Centrum Opieki (były ZOL) przy Wielickiej na pełen etat jako lekarz z pensją powyżej 7 tys. złotych.

Zapowiedział również, że złoży obszerne i wielowątkowe wyjaśnienia. Tak też się stało. Przez pierwsze trzy godziny rozprawy odpowiedział o zaledwie 12 miesiącach pracy w ZOL-u.

Janusz Czekaj wygrał konkurs na dyrektora w 2006 roku. Stanowisko objął w październiku i rozpoczął kompletowanie kadry kierowniczej. Osoby, co do których miał wątpliwości, zostały odsunięte lub zwolnione.

Tak było z jednym z wicedyrektorów, który zdaniem Czekaja nieprawidłowo zajmował się sprawami przetargowymi. Co więcej, Krzysztof P. był namaszczony przez związek zawodowy ZOL-u na następcę poprzedniego dyrektora. Zdaniem oskarżonego „Solidarność” nie była zadowolona z objęcia przez niego funkcji i utrudniała mu pracę.

Kolejną osobą ze starego kierownictwa był Ryszard P. Ze względu na chorobę został zwolniony w 2007 roku, a na jego miejsce został powołany pełnomocnik ds. lecznictwa.

Zwolnionego za porozumieniem stron z uwagi na utratę zaufania Krzysztofa P. zastąpił były dyrektor z PKP – Janusz U. (dziś jeden z głównych świadków obciążających Janusza Czekaja). To on miał zająć się przetargami i szeroko pojętą administracją. Przeprowadził też własne śledztwo wewnętrzne, w wyniku którego zwolnienie Krzysztofa P. zmieniło się w dyscyplinarkę.

Chodziło o nieprawidłowości przy przetargu, a następnie inwestycji dotyczącej remontu Pawilonu nr 1.

Kto ocenia stan pacjentów?

Przechodząc do treści zarzutów, oskarżony rozpoczął wyjaśnianie dotyczące kwestii podłączania pacjentów do sond karmiących. Sporo czasu poświęcił na komplementowanie lekarzy specjalistów, pochlebstw nie szczędził również kadrze pielęgniarskiej i opiekuńczej, przypominając, że w ZOL-u, kiedy zaczynał, było 400 łóżek, a gdy odchodził 510.

Wracając do tematu, to NFZ ustalał zasady, kiedy można podłączyć pacjenta do sondy i na jakiej podstawie jest to rozliczane. Do sierpnia 2008 roku takich zasad nie było. Następnie praktycznie co roku zmieniały się. Używana była Barthel do oceny stanu pacjenta. Tu warto wspomnieć, że w ogóle do ZOL-u mieli prawo trafić tacy pacjenci, którzy nie przekroczyli 40 w 100-punktowej skali.

Z wyższymi dopłatami wiązały się kwestie karmienia pacjentów. Ci, którzy uzyskali od 0 do 5 punktów, byli „ekstra” płatni. Z tym że pięć punktów oznaczało, że dana osoba jest w stanie samodzielnie zjeść, ale nie jest w stanie zrobić sobie posiłku. Brak punktów oznaczał, że pacjenta należy karmić dojelitowo.

Przez pewien czas ocena pacjenta należała do pielęgniarek, a na podstawie ich opinii decyzję o takim karmieniu podejmował lekarz. Później zasady się znów zmieniły. Doszło do tego, że to szpitale miały decydować o tym, kto może być karmiony sondą. Problem był tylko taki, jak zauważył Janusz Czekaj, że w roku 2009 w „koszyku usług gwarantowanych” nie było takiej pozycji.

Oprócz tego taka kwalifikacja nie była możliwa z punktu widzenia logistyki. W ZOL-u osób, które wymagają leczenia żywieniowego, było wtedy około 100. A zakład dysponował zaledwie jedną karetką.

Janusz Czekaj opowiadał również o tym, w jaki sposób rozliczane były zewnętrze badania pacjentów. Dla przykładu do pewnego czasu ZOL musiał płacić za badania USG, ponieważ nie miał na wyposażeniu takiego sprzętu. Mimo wysoko wyspecjalizowanej kadry, nie było możliwe posiadanie specjalistów z każdej dziedziny. Dlatego np. konsultacje dermatologiczne również były opłacane przez ZOL.

Przypomnijmy, że śledztwo w sprawie dyrektora Janusza Czekaja było prowadzone od 2014 roku. Jesienią 2019 roku do sądu trafił akt oskarżenia. Czekaj w październiku po 14 latach przestał być dyrektorem ZOL-u, ale nadal tam pracuje. Wygląda na to, że byłego dyrektora pogrążyli dawni współpracownicy.

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Bieżanów-Prokocim