Żmudny proces

Sala rozpraw fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl
Trwa proces grupy osób oskarżonych o porwanie i przetrzymywanie swojego kolegi. W czwartek przesłuchiwane były osoby zamieszkujące dom, w którym mężczyźni więzili Patryka P.

Mariusz Z., jego brat Jakub oraz Dawid W., Mariusz G., Tigran P., Michał B. i Damian H. występują w roli oskarżonych w procesie dotyczącym 6-godzinnego przetrzymywania Patryka P. w opuszczonym domku w Pychowicach.

Część z nich miała czynnie brać udział w pobiciu, skrępowaniu i torturowaniu mężczyzny (złamanie nogi, odcinanie małżowiny usznej i nacinanie palców, grożenie bronią). Prokuratura twierdzi, że w zamian za wydanie rodzinie Patryka P. żądali 150 tys. złotych.

Mężczyźni nie przyznają się do winy. Przed sądem przedstawili inny bieg wydarzeń i tłumaczyli, że była to forma wyrównania rachunków i nieporozumień wewnętrznych. Nie ukrywali bowiem, że bardzo dobrze znali się z poszkodowanym, który również, według oskarżonych, nie był święty. Więcej można przeczytać TUTAJ.

Mozolnie

W czwartek słuchani byli kolejni świadkowie. W tym bracia, którzy zamieszkiwali opuszczony dom przy ul. Tynieckiej. To właśnie tam według śledczych grupa miała przetrzymywać Patryka P.

Mariusz M. jednak niewiele mógł powiedzieć. Albo nie chciał mówić. Zachowywał się nonszalancko, ale w trakcie przesłuchania obrońcy oskarżonych zawnioskowali o obecność psychologa podczas tych czynności z racji udokumentowanego upośledzenia 34-latka.

Ostatecznie mężczyzna zeznał, że znalazł to mieszkanie i sprowadził tam swoich braci. W pewnym momencie opuścili domek na jeden dzień. Stwierdził, że bez konkretnego powodu.

Podobnie powiedział jego o cztery lata starszy brat. W zeznaniach mężczyzn jednak pojawiły się pewne nieścisłości. Ten pierwszy stwierdził, że posiadał konto bankowe i nie miał problemu, aby je założyć. Jego brat natomiast zeznał, że Mariusz M. nie potrafił czytać i pisać.

Bez udogodnień

Czas na sali rozpraw zajął również wniosek oskarżonego Mariusza G. To ciekawy przypadek. G. zawnioskował do kierownictwa aresztu śledczego o przyrządy do rehabilitacji: m.in. piankowy wałek, gumy czy karimatę. Uzasadnił to bólami kręgosłupa.

Władze zakładu jednak się na to nie zgodziły, odpowiadając, że aresztantowi nie jest to potrzebne. Mariusz G. tłumaczył, że nawet nie został zbadany przez lekarza. Sędzia uważała, że nie jest to niezbędne oraz że nie potrzeba wydawać opinii, aby móc określić stan zdrowia osadzonego.

Mariusz G. stwierdził, że powinien zostać przebadany. Dodał też, że w rozmowie usłyszał, iż dla kierownika ambulatorium osadzeni powinni siedzieć o suchym chlebie i wodzie. Nie zostało to jednak nigdzie potwierdzone na piśmie.

Władze zakładu karnego mieli również powiedzieć osadzonemu, że od nich nic nie zależy, ale jeśli sąd uzna, że w celi oskarżonego ma być 50-calowy telewizor, to taki się pojawi.

 

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Dębniki
News will be here