60 tys. złotych za stalinowski areszt

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

92-letni Edward Gryszka dostanie 60 tys. złotych zadośćuczynienia za nieco ponad dwa miesiące pobytu w stalinowskim areszcie. Jego obrońca wnioskował o sumę znacznie wyższą – 380 tys. złotych. Sąd jednak uznał, że zasądzona kwota jest sprawiedliwa.

Przygodę z partyzantką Edward Gryszka zaczął w 1941 roku, miał wówczas 14 lat. Roznosił prasę, był łącznikiem między różnymi grupami. Cztery lata później wziął udział w akcji likwidacji oficera NKWD. – Ubezpieczałem dojście do posterunku – mówił. Partyzanci po wykonaniu wyroku śmierci, zabrali broń, amunicję i jakieś dokumenty. Młody chłopak za ten czyn został skazany na 15 lat więzienia.

Ówczesny wymiar sprawiedliwości dopadł go jednak dopiero w 1948 roku. Milicjanci zatrzymali Edwarda w szkole, podczas lekcji. Następnie trafił do aresztu we Włoszczowej. Tam był bity przez UB-eków. Miał im wskazać innych uczestników akcji z 45. Milczał. Trafił więc do Kielc, gdzie spędził ponad dwa miesiące w fatalnych warunkach. Siedział w celi, jak wspominał, o wymiarach 16 mkw. z 10–12 innymi młodymi ludźmi.

– W ciągu tych trzech miesięcy nie korzystaliśmy z łaźni. Jedyne spacery jakie miałem, to wynoszenie kubła, do którego wszyscy się załatwialiśmy – wyjaśniał. Cały czas z tyłu głowy miał słowa mundurowych, którzy straszyli go, że za to, co zrobił, czeka go śmierć. Z aresztu wyszedł w lipcu 1948. Z raportu MO we Włoszczowej wynikało, że został wypuszczony z powodu braku dowodów.

Zapomniana przeszłość

W czasach Polski Ludowej udało mu się zdobyć odpowiednie wykształcenie. Został uznanym inżynierem. Kierował pracami budowy hotelu Cracovia i Kina Kijów. Został też dwukrotnie odznaczony za swój wkład w rozwój zarówno miasta, jak i państwa.

Przed sądem jednak stwierdził, że do 1989 roku czuł lęk związany ze swoją przeszłością. O niej zresztą nikomu nie opowiadał. Jego rodzina dowiedziała się o rzeczach, które przeżył dopiero w 2016 roku, kiedy to Edward Gryszka został uhonorowany odznaczeniem przez prezydenta Andrzeja Dudę.

Nieoceniane krzywdy i PTSD

Maciej Krzyżanowski, pełnomocnik Edwarda Gryszki, w sądzie apelacyjnym podtrzymał żądania dotyczące wielokrotnie większej sumy zadośćuczynienia oraz odszkodowania. Przypomniał, że w czasie przewodu sądowego pierwszej instancji biegła z dziedziny psychiatrii rozpoznała u 90-latka zespół stresu pourazowego.

– Mam nieodparte wrażenie, że wciąż nie do końca zdajemy sobie sprawę z tego, co żołnierze AK czy osoby represjonowane w czasach PRL-u przeżywali. Nie wydaje mi się, że w wyrokach jest to w pełni odzwierciedlone – powiedział mecenas.

Krzyżanowski podkreślił, że bardzo trudno jest wycenić krzywdę, jaką doznał w młodym wieku jego klient i że nic nie jest w stanie tego naprawić. – Przecież to było piekło. Sąd pierwszej instancji stwierdził, że był bity i straszony w czasie przesłuchań, a warunki, w jakich przebywał, były nieznośne – stwierdził adwokat. – Do 1989 roku ten człowiek żył w permanentnym lęku – dodał Maciej Krzyżanowski. Mecenas przypomniał też inne sprawy związane z orzekaniem odszkodowań za represje w czasie PRL-u.

– Czuję się upokorzony wyrokiem sądu i wnoszę o uwzględnienie apelacji – stwierdził natomiast Edward Gryszka.

Prokuratura przychyliła się do apelacji, ale nie w kwestii konkretnej kwoty, lecz jej faktycznego zwiększenia.

Nie dla pieniędzy

Sąd – po dość długiej naradzie – wydał wyrok, w którym podniósł zasądzoną kwotę zadośćuczynienia do 60 tys. złotych. Przewodniczący składu, sędzia Krzysztof Marcinkowski w ustnych motywach stwierdził, że argumentacja w apelacji opiera się na subiektywnych odczuciach.

– Należy jednak powiedzieć, że materiał dowodowy nie mówi o torturach czy szczególnym udręczeniu. W celi spędził dwa miesiące i 11 dni, był bity, ale nie musiał się z tego powodu leczyć i nie doznał uszczerbku na zdrowiu. Przebywanie w takim miejscu było samo w sobie torturą, ale nie fizyczną – powiedział sędzia.

Marcinkowski tłumaczył również, że ustawa,na której swoje roszczenia upierają osoby represjonowane, nie powstała po to, by naprawić wszystkie szkody, które powstały w związku z pozbawieniem wolności w czasach Polski Ludowej, ale te, które były bezpośrednimi następstwami pozbawienia wolności.

W tym przypadku ofiarą był 19-latek, który nie pracował, był na utrzymaniu rodziców. Sąd uznał, że to, iż nie wyjechał do Austrii na kontrakt, nie wynikało z faktu aresztowania go w 1948 roku. Formalnie przecież żadnej umowy nie podpisał.

Sędzia Marcinkowski odniósł się również do innej spraw, odpowiadając tym samym adwokatowi Krzyżanowskiemu, że nie można w takich kwestiach patrzeć na inne wyroki i zrównywać krzywdy. Opowiedział o mężczyźnie, który został skazany na 15 lat więzienia (z czego odsiedział 1/3 wyroku) za stworzenie wraz ze swoimi kolegami podziemnego harcerstwa.

– Przyszedł do sądu i powiedział, że chce zadośćuczynienia w wysokości jednego złotego. Powiedział, że nie po to walczył, żeby teraz domagać się pieniędzy. Robił to z wewnętrznego przekonania – mówił sędzia.

News will be here