Adam Gryczyński: Nowa Huta wyglądała jak z bajki

Adam Gryczyński fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl
– Z dzieciństwa pamiętam, że do Nowej Huty przyjeżdżało się jak do bajki – wspomina Adam Gryczyński. Fotograf, dokumentalista... Człowiek, którego Nowa Huta wybrała do opowiedzenia wielu zapomnianych historii.

Neony, wszędzie neony. Tak zapamiętał Nową Hutę lat 60. mały Adaś Gryczyński, który przyjeżdżał tu z mamą i tatą do swojej rodziny.

– Trzeba było dojechać do ronda Mogilskiego. Tam była przesiadka do tramwaju numer 4, który miał wagony. Do dziś nieraz słyszę ten charakterystyczny stukot kół. W Nowej Hucie witały nas neony. Zapamiętałem zwłaszcza te na placu Centralnym – wspomina Adam Gryczyński.

Z Pałacu do Nowej Huty

Pan Adam przyszedł na świat w 1957 roku, w szpitalu przy ul. Kopernika. Początkowo, bo przez dziesięć lat, mieszkał w Pałacu Spiskim przy Rynku Głównym 35.

– W latach 60. trwał wielki remont Rynku Głównego. Wszystko rozkopane, wokół liszaje odpadających tynków. Nowa Huta to była bajka! Przez te neony wjeżdżało się jak do bajki – rozmarza się nasz rozmówca.

Szklane Domy i tablica Mendelejewa

W dzieciństwie często odwiedzał ciocię, wujka i kuzyna, którzy mieszkali na osiedlu Szklane Domy. Można powiedzieć, że to zauroczenie Hutą zaczęło się właśnie w tym miejscu.

– Tutaj bawiliśmy się z kuzynem. Nieopodal było wesołe miasteczko, a w nim karuzele, huśtawki… Oprócz tego pamiętam wrześniowy odpust w Mogile, na który chadzałem z babcią. Zalew Nowohucki, do którego wbiegaliśmy z kuzynem. Dymiło za plecami, ale czy myśmy zdawali sobie sprawę, że to cała tablica Mendelejewa idzie do nieba? – opowiada.

Po przeprowadzce z Rynku Głównego, pan Adam zamieszkał na Dąbiu, gdzie ukończył SP nr 39 i VIII LO. W Nowej Hucie, a konkretnie na os. Piastów, gdzie na stałe osiadł w 1991 roku.

– Wujek był hutnikiem, więc dzięki temu jego rodzina miała telewizor i pralkę szybciej niż my. W soboty przyjeżdżaliśmy tu na westerny z Rynku Głównego. Później, w szkole średniej, za sprawą kuzyna trafiłem do Klubu Jędruś, w którym zacząłem grać w zespole z dwoma Romami – opowiada. – Wspaniali koledzy. Lolo genialnie grał na perkusji, a Woszo cudownie śpiewał i grał na gitarze. Ich starszy brat Masjo wyjechał nawet do Szwecji i tam udało mu się za czasów komuny płytę nagrać. Mam ją do dziś. Ten chłopak miał głos jak Tom Jones! Ich ojciec był emerytowanym dyrektorem Teatru Roma, też często ich odwiedzałem. Oj, często się wtedy do tej Huty jeździło. Ale w szkole niestety miałem problemy z matematyką, trzeba było troszeczkę przysiąść i tak przestałem grać – śmieje się nasz rozmówca.


Spotkanie

Rok 1976. To właśnie wtedy Gryczyński poznał Witolda Michalika, założyciela nowohuckiego oddziału Polskiego Towarzystwa Fotograficznego. Postanowił wstąpić do Klubu Fotografików Amatorów ZDK HiL, którego początki sięgają 1955 roku. I tu zaczęła się jego przygoda z fotografią „na serio”. Warto jednak zaznaczyć, że tą zainteresował się o wiele wcześniej. Swoje pierwsze zdjęcia robił otrzymanym od rodziców aparatem Druh Synchro.

W 1981 roku, w trakcie studiów pedagogicznych, udało mu się ukończyć kurs kwalifikacyjny Ministerstwa Kultury i Sztuki w dziedzinie fotografii i filmu na Uniwersytecie Jagiellońskim.

– Na studiach pedagogicznych jednym z profesorów był Tadeusz Gołaszewski. Jako student zaczął robić epokową rzecz – Kronikę Nowej Huty. Pełną różnych tekstów i wspomnień. Podczas wykładów sporo o Hucie opowiadał, więc człowiek tym przesiąkł. Co więcej, to właśnie Gołaszewski zdecydował, aby studenci pedagogiki mogli uczestniczyć w kursach z dziedziny fotografii, teatru, filmu czy literatury – wymienia Gryczyński.

Wśród ważnych dla fotografa nazwisk znajduje się również nazwisko Pental. Fotograf Wiktor Pental.

– Nie wszyscy lubili słuchać jego wykładów, bo dużo opowiadał o wojnie, a młodzi ludzie chcieli o fotografii. A ja taki troszkę spolegliwy, wyczulony na historię, słuchałem – podkreśla.

Później pracował jako przewodnik miejski w Pałacu Młodzieży im. H. Jordana w Krakowie. A w czerwcu 1983 roku trafił do Nowohuckiego Centrum Kultury.

Kolejny rozdział

– Przy dobrej pogodzie widać od nas Tatry – wskazuje przez okno biura Nowohuckiego Centrum Kultury pan Adam. – Akurat tam jest taki mały prześwit – dodaje. Cóż, tego majowego dnia widoku gór próżno było szukać. Od rana deszcz i mgła spowijały Kraków i raczej nie zamierzały odpuścić. – Kiedy zaczynałem tu pracować, było łysiuteńko. A nowohuckie zakłady było widać stąd jak na dłoni – przyznaje.

W międzyczasie opowiada również o przygotowywanej wystawie. Fotografie prezentują Nową Hutę, stanowiącą tło dla różnych miejsc. Tatr, Beskidów, ale i bliższych miejscowości, m.in. Wróblowic, Maciejowic, Węgrzc.

– Akurat to zdjęcie robiłem rano, konkretnie o piątej. A ja sowa jestem, więc to był prawdziwy heroizm! – śmieje się Gryczyński.

Korytarz pełen plakatów przeróżnych wydarzeń, z przeróżnych lat. Przechodząc próg działu fotograficzno-filmowego w NCK, to jakby przenieść się w zupełnie nową rzeczywistość. A zewsząd „wołają” daty, zdjęcia, kolorowe i biało-czarne napisy znajdujące się na setkach plakatów, zdobiących ściany korytarza.

Pan Adam jest kierownikiem działu. Fotografuje, dokumentuje, redaguje, tworzy albumy, wystawy, prowadzi zajęcia, wykłady.

– Dwa magazyny mam pełne materiałów, zdjęć. Powiem pani, że ja nie wiem, kiedy tym wszystkim się zajmę. Ale teraz to ja mam priorytet zrobić te książki – wskazuje na gruby plik kartek.

Pan Adam ma na myśli publikację „Czas zatrzymany 3 – nie tylko o szkole”, opowiadającą o czasach, gdy Nowej Huty jeszcze nie było. A ta jak się okazuje pochłania go bez reszty.

– Prawie codziennie pracuję do 2 w nocy. No jak już mówiłem, sowa ze mnie – uśmiecha się.

W Foto-Galerii NCK (utworzonej w 1988 roku) i poza nią pan Adam wspólnie z Anną Bubulą zorganizował prawie 500 wystaw, w których udział brało ponad 1000 autorów. Miał też wiele indywidualnych ekspozycji, pokazywanych nie tylko w Polsce, ale i za granicą, m.in. w USA, Niemczech, Rosji, Norwegii, Brazylii, Chorwacji, na Litwie i Węgrzech oraz we Włoszech.

Gryczyński brał również udział w ponad 100 zbiorowych wystawach i 50 plenerach fotograficznych, z których sporo organizował w Nowej Hucie, Tatrach i Pieninach. Jest też autorem czterech często nagradzanych filmów dokumentalnych powstałych w Amatorskim Klubie Filmowym „Nowa Huta”. Mowa o „Remuh”, „Exodus”, „Apage Satana!”, „Nostalgii tatrzańskiej”. Pan Adam jest też współrealizatorem filmu „Pamiętnik Leo”.


Klucz do przeszłości

Z jednego z biurowych pomieszczeń przechodzimy do niewielkiego pokoiku pełnego książek i innych „narzędzi pracy”. Pan Adam przekręca kluczyk szafki i wyciąga z niej kilka zeszytów pochodzących sprzed 13 lat. Notatki w nich zawarte powstały w 2006 roku, kiedy to pan Adam wydał pierwszą z cyklu książkę „Czas zatrzymany”. Dwa lata później ukazała się kolejna publikacja z tego cyklu. W międzyczasie, w 2007 roku, Gryczyński zorganizował na Placu Centralnym wystawę plenerową „Nowa Huta – najmłodsza siostra Krakowa”. Zobaczyły ją tysiące osób.

– W tych zeszytach są adresy i numery telefonów do starszych ludzi, którzy wówczas opowiadali mi o zdjęciach. Mieszkańcy pomagali mi w opisywaniu zdjęć, opowiadali historie z nimi związane. I tak martwe na pozór fotografie ożywały. Szczerze mówiąc, nie przypuszczałem, że jeszcze kiedyś sięgnę do tych notatek. Ale tak – praca nad trzecią częścią zrobiła swoje. Tylko teraz, jak dzwoniłem, nieraz słyszałem: niestety, odszedł, odeszła… – zawiesza głos.

W związku z nową książką umieszczał na swoim profilu Czas zatrzymany w mediach społecznościowych apele o pomoc w opisach zdjęć, identyfikacji osób.

– Mam pół walizki samych dokumentów. Teraz mało kto odpowiada na te apele. Na palcach jednej ręki można policzyć, ile osób zgłosiło się w przeciągu kilku miesięcy. Dlatego też pomocne okazały się tamte zapiski – kontynuuje.

Jednak życie lubi robić niespodzianki. Już prawie miał oddać do tej pory zredagowane teksty „Czasu zatrzymanego 3” do korekty, gdy zaczął otrzymywać nowe, cenne materiały. A na jego wizytę oczekuje jeszcze kilkanaście osób.

– Ale proszę spojrzeć tutaj! – pokazuje mi dziennik szkolny z lat 1871/1872. – Proszę sobie wyobrazić, że mogła zostać spalona w kotłowni. Wystarczyło tylko parę metrów, by ktoś po nią sięgnął… Jakie piękne pismo… I cała skarbnica wiadomości. Proszę spojrzeć – widnieje tu lista uczniów z miejscowości Bieńczyce, Krzesławice, Mistrzejowice i Dłubnia. Jak widać, zróżnicowane towarzystwo – kmieć, zagrodnik, chałupnik… Mamy też tygodniowy wykaz dzieci, które nie uczęszczały do szkoły: chory na guzy, na gardło, słaby, leży chory, buty złe, mały chłopczyna, buty w naprawie, ospa szczepienna… Ach, sporo tego! – opowiada.

Gryczyński podkreśla, że do swojej pracy nad książką podchodzi w sposób popularyzatorski, a nie naukowy. Gromadzi zdjęcia i niezwykłe wspomnienia, które później spisuje. Przepisuje również różnego rodzaju archiwalne dokumenty dotyczące czasów przed powstaniem Nowej Huty. W większości robi to sam, czasami pomaga mu znajoma.

– To jest teraz moja rzeczywistość – przyznaje. – Najgorsze w tym wszystkim jest przepisywanie. Bo trzeba się z różnymi stylami pisma z przeszłości zaprzyjaźnić – uśmiecha się. – A to są wspomnienia o szkole, nauczycielach… Udało mi się dotrzeć do niektórych sędziwych już uczniów. A 10 kronik szkolnych zdobyłem w przedziwnych okolicznościach.


Chociaż pracy jest sporo, pan Adam nie traci pogody ducha.

– Cóż, Nowa Huta mnie chyba wybrała do opowiedzenia zapomnianych historii. Czuję, że muszę to robić. Tak po prostu. Chyba taki imperatyw – zastanawia się. – Nie zajmuję się jednak inwentaryzacją tych wszystkich historii, pokazuję to, do czego udało mi się dotrzeć. Kiedyś nieraz zdarzały się zarzuty, że zrobiłem zakłamaną wystawę. Ale szczerze? Teraz już się nie przejmuję. Bo i tak pozostaną w tej historii wątki utracone bezpowrotnie czy zamazane. Przecież wszystkim nie dogodzę – ocenia. – W nowej książce sięgam czasów XIX wieku. Można powiedzieć, że robię to amatorsko. Ale idąc tym tropem: amator to miłośnik i pasjonat. A pasja to męka. Więc ja się męczę – śmieje się Gryczyński.

Po czym dodaje: – Kiedy ktoś mnie pyta: Adam, po co ty grzebiesz w tych starych zdjęciach, odpowiadam, że po to, aby spojrzeć w przeszłość. Aby wiedzieć, jak to się wszystko zaczęło. To wszystko mnie pochłonęło – mówi. – Jakiś profesor, archiwista czy student piszący pracę licencjacką w końcu trafia do biblioteki i archiwum, gdzie dotyka żywej historii. Takiej odciśniętej w ludzkiej pamięci – nie tylko na przedmiotach, nagraniach, w książkach. A ta historia odchodzi wraz kolejnym pokoleniem, co uświadomiłem sobie z całą jaskrawością – podkreśla.

Czas zatrzymany, ale cenny

W kontekście trzeciej odsłony „Czasu zatrzymanego” Gryczyński wspomina Franciszka Twaroga. Nauczyciela, który po lekcjach w szkole w Luboczy organizował w Nowej Hucie bezpłatne zajęcia. Jego wspomnienia również znajdą swoje miejsce w publikacji, a zwłaszcza jedno, wzruszające, skierowane do ukochanej córki.

– Opowiada w nim o swoim życiu. Po wojnie do Huty przyjeżdżały setki robotników. Wielu z nich było analfabetami. Franciszek Twaróg, po całym dniu zajęć, już jako starszy człowiek, wsiadał na rower i jechał ich uczyć. Takie rzeczy trzeba docenić. Ja mogę to docenić, wydobywając z otchłani zapomnienia tych wspaniałych ludzi. Czy to się komuś podoba, czy nie – przyznaje. – Tak, czasami płyną wyrazy wdzięczności od różnych ludzi. Ale ja tego nie oczekuję, bo mam taki jakiś wewnętrzny nakaz, żeby tej Nowej Hucie się poświęcić.

Wyśnione zdjęcie

Na tysiącach zdjęć zgromadzonych przez pana Adama uwieczniono ludzi, wydarzenia, budynki, krajobrazy i inne miejsca, których już nie ma. W kolekcji znalazły się również… zdjęcia wyśnione przez pana Gryczyńskiego.

– Pamiętam, jak niegdyś przyśniły mi się białe konie. Ten sen chodził za mną przez długi czas. Proszę sobie wyobrazić, że wyśniłem zdjęcia. W 2006 roku w siedzibie TVP Kraków zrobiliśmy wystawę o Nowej Hucie. Przyszło tysiące ludzi, a wśród nich pani Joanna Kasznik, córka pana Stanisława Gajocha. Zachwyciła się wystawą i powiedziała, że ma ze sobą takie jedno zdjęcie. Jak ja to zobaczyłem, szczęka mi opadła. Były na nim białe konie – i to w takim miejscu jak we śnie. Na tym zdjęciu była wyśniona przeze mnie rzeczywistość – wzdycha.

„Tak” dla Nowej Huty

Skąd teraz takie zainteresowanie Nową Hutą? Pan Adam ma swoją teorię. Według niej wszystko zaczęło się już z okazji 50-lecia Nowej Huty.

– Pamiętam, jak w 1999 roku w kinie Sfinks odbywał się Festiwal Filmów o Nowej Hucie, który wywołał ogromne zainteresowanie. Nasz klub fotograficzny zorganizował wówczas wystawę w Nowohuckim Centrum Kultury towarzyszącą przeglądowi filmów. Pamiętam, jakby to było wczoraj: przyszły na nią tłumy ludzi, grała cygańska orkiestra… Śmiech, łzy, wzruszenie, rozpoznawały się panie tynkarki. No emocje niesamowite! – podkreśla z nostalgią w głosie Gryczyński.


Klisza mentalna

I później zaczęto się Nowej Hucie przyglądać na nowo. Bo w latach 90. prawie w ogóle się o niej nie mówiło. Huta była traktowana jako wyrodna córka, wstydliwa pamiątka czasów PRL-u. Gryczyński przyznaje, że robiąc wystawy o Hucie, często widział w tych fotografiach soczewkę ogniskującą problemy tamtej epoki.

Zaczął sobie tylko zadawać pytanie: co było wcześniej, co działo się, nim mieszkańcom tych terenów odebrano ziemię, nim wbito w nią pierwszą łopatę „jedynej słusznej władzy”? Przecież na pewno nie było tu jałowych ugorów, miejsca bez ludzi i ich śladów.

Wystarczy zobaczyć film Andrzeja Munka „Kierunek – Nowa Huta!” z 1951 roku, opowiadający o powstaniu miasta i kombinatu. Kryte strzechą chałupy, szczekający pies, przejeżdżająca furmanka, pola, ubodzy mieszkańcy – „ludzie budujący nowe życie pod starymi murami Krakowa”. Tak wyglądała niegdyś „huta przed Hutą”. Nowa Huta to przecież mozaika stworzona z licznych miejsc, historii i osób zamieszkujących te ziemie.

– Uważam, że za pomocą wspomnień, zdjęć, wydobywania tych okruszków historii o Nowej Hucie czasów PRL-u i tej wcześniejszej, można pokazać uniwersalne refleksje o drogich każdemu człowiekowi korzeniach, które określają jego miejsce w świecie, dają poczucie sensu, bezpieczeństwa. Pokazują, jak ważna jest ludzka pamięć i zaduma nad naszą tożsamością – opowiada pan Adam. – Ja staram się na ten temat głębiej spojrzeć, taką mam kliszę mentalną. Oczywiście, na temat Nowej Huty można spojrzeć powierzchownie. Wiadomo – praca u wielkiego pieca, oracz na tle kominów… To takie kalki. U mnie zainteresowanie przeszłością Nowej Huty pojawiło się wraz z panem Franciszkiem Nowakiem, który przyniósł mi kilka zdjęć do zreprodukowania. Były to fotografie sprzed czasów budowy Huty. Na jednym z nich była odbywająca się w latach 30. procesja z feretronem św. Teresy z Grębałowa do Pleszowa. Szła przez falujące pola zbóż, na których dziś stoi Kombinat – wspomina. – I te zdjęcia przez długi czas siedziały w mojej głowie.

Słowa mistrzów

– Każdy skądś wyrasta. Mnie prof. Gołaszewski uczył, że kultura to ciągłość, jest kwestią przekazywania zobiektywizowanych wartości z pokolenia na pokolenie. Ciągłość w Polsce była wielokrotnie przerywana: zabory, wojny, inne dziejowe kataklizmy… Na swojej drodze spotkałem wielu wspaniałych ludzi – Zbigniewa Kota, Władysława Rospondka, Andrzeja Wróbla, Mieczysława Libronta. Ludzi, którzy w swojej pracy utrwalali różne dziejowe zawiłości, dokumentowali rzeczywistość – tłumaczy Adam Graczyński.

Przywołuje również jedną z audycji radiowych, w której dziennikarka zadała pytanie reporterowi Ryszardowi Kapuścińskiemu o to, co jest powinnością fotografa.

– Mistrz odparł: „Utrwalać, utrwalać, utrwalać rzeczywistość, ludzi, wydarzenia, obiekty”. Bo wszystko się zmienia, a my za tym nie nadążamy. Więc utrwalajmy, a na interpretację przyjdzie czas. Te słowa współgrają ze słowami prof. Gołaszewskiego, który powiedział, że on utrwala wszystko na gorąco. Nie zastanawiał się nad kontekstem. Gołaszewski po prostu dokumentował. Rzekł, że po latach przyjdzie taki moment z dziejowej perspektywy, że wtedy będziemy mogli to ocenić – mówi Adam Gryczyński.

I pokazuje kolejne zdjęcia. Ale takie, na których jeszcze nie widać dymu unoszącego z Kombinatu i bloków – tylko pola, stare chałupy. I ludzi, o których już mało kto pamięta. A byli tam, nim zaczęto kłaść pierwsze fundamenty pod „dumę PRL-u”. Kto wtedy myślał o neonach…

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Nowa Huta
comments powered by Disqus