Były trener bokserów Wisły Kraków zadał cios. Białorusin nie żyje

Oskarżony Jacek H. na sali rozpraw fot. Artur Drożdżak

Nawet kara dożywocia grozi 60-letniemu Jackowi H., byłemu zawodnikowi i trenerowi bokserów Wisły Kraków. Raz uderzył pięścią obywatela Białorusi i cudzoziemiec zmarł.

Tragedia rozegrała się 22 lipca ubiegłego roku w centrum Krakowa. Trzech znajomych Białorusinów, którzy od miesięcy przebywali w Polsce, wybrało się do centrum miasta, gdzie zjedli posiłek i pili alkohol w kilku lokalach. Przechodzili obok jednego z nich na ul. św. Jana i nie zostali wpuszczeni do środka przez ochroniarza Jacka H. i menadżera Piotra W. O tym co się dalej stało, odmienne opowiadają Polacy, odmienne Białorusini.

Wersja Polaków

Polak Jacek H. odpowiada teraz przed krakowskim sądem za ciężki uszczerbek na zdrowiu Białorusina, który skutkował jego śmiercią. Ma też zarzut uszkodzenia ciała drugiego obcokrajowca.

Z kolei menadżer Piotr B., zdaniem prokuratury, brał udział w pobiciu jednego z cudzoziemców. Miał użyć butli z gazem w trakcie incydentu. Obaj Polacy zaprzeczają zarzutom.

Z relacji Jacka H. wynikało, że jeden z Białorusinów zaczepił znaną mu z widzenia panią Martę, taksówkarkę, która stanęła autem tuż obok lokalu. W pewnej chwili przez otwarte okienko Białorusin zaczął ją dusić i kobieta krzykiem wzywała pomocy. Jacek H. ruszył jej na pomoc. Uderzył wtedy agresora D.S., a potem jego kompana A.Y., który upadł na twarde podłoże i przestał się ruszać. Wezwani na miejsce lekarze pogotowie już nie byli w stanie pomóc obcokrajowcowi. Jacek H. nie zaczekał na przyjazd policji i się oddalił.

– Odjechałem, bo musiałem się uspokoić – opowiadał na sali rozpraw siwy, wysportowany 60-latek. Twierdził, że w tamtym momencie działał w stanie silnego wzburzenia oraz w samoobronie swojej i atakowanej kobiety.

– Bałem się o życie. W przeszłości byłem kilka razy atakowany nożem w trakcie pracy ochroniarza – nie krył. – Żałuję całej sytuacji – dodał. Przez pewien czas pozostawał w areszcie, teraz odpowiada z wolnej stopy.

Drugi Polak, oskarżony Piotr W., częściowo przyznał się do winy, potwierdził, że wziął pojemnik z gazem, by agresor dał spokój kobiecie w taksówce. Potem też oddalił się z miejsca zajścia, by skonsultować się z adwokatem.

Wersja Białorusinów

Przesłuchiwany Białorusin D.S. zeznał, że z taksówkarką wdał się w dyskusję na temat zbyt drogiej, jego zdaniem, ceny kursu do domu. Nachylił się do środka pojazdu, by ujrzeć taksometr. W pewnym momencie, gdy robił zdjęcia komórką, kobieta zaczęła krzyczeć.

– Wtedy pojawili się jej koledzy, mężczyźni byli ubrani na czarno. Po chwili mój kolega A.Y. już leżał na jezdni – opowiadał. Potwierdził, że tamtego wieczoru był po trzech drinkach. Gdy zobaczył, że kolega wymaga pomocy, telefonicznie wezwał policję. Tym bardziej że sprawcy uciekli. Sąd przesłuchał też taksówkarkę, jednego z policjantów i drugiego z Białorusinów. Teraz zeznawać będą biegli.

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Stare Miasto
News will be here