Dariusz Dudek, trener Sandecji: Wielkość Wisły będzie oddziaływać na rywali. Niektórzy sobie z tym nie poradzą [Rozmowa]

Dariusz Dudek, trener Sandecji fot. Adrian Maras / sandecja.pl
Biała Gwiazda zacznie sezon z Sandecją Nowy Sącz (sobota, godzina 17.30), która w ostatnich rozgrywkach zajęła siódme miejsce i była blisko meczów barażowych o ekstraklasę. W rozmowie z trenerem gości, Dariuszem Dudkiem, poruszamy temat inauguracji w Krakowie, specyfiki I ligi oraz szans Wisły i Sandecji na walkę o czołowe lokaty.

Michał Knura, LoveKraków.pl: Gdy poznaliśmy terminarz rozgrywek, pomyślał pan, że Sandecja mogła trafić lepiej z rywalem w 1. kolejce?

Dariusz Dudek: Oczywiście, można powiedzieć, że lepiej byłoby zagrać z kimś słabszym, a nie utytułowanym spadkowiczem. Z drugiej strony uważam, że teraz w I lidze naprawdę nie będzie słabych zespołów i jestem bardzo ciekawy, jak to będzie wyglądało. Mamy wiele drużyn, których celem będzie bezpośredni awans lub baraże, za to nie mam zielonego pojęcia, kogo wskazać jako kandydata do spadku! Po raz pierwszy mam z tym problem.

Bez wątpienia już na początek czeka nas bardzo trudne spotkanie. Wobec Wisły, mimo jej problemów, zawsze są duże oczekiwania. Od nas odeszło wielu zawodników, przeciwnik ma zupełnie nową drużynę, więc w sobotę przekonamy się, w którym miejscu wszyscy jesteśmy.

Nowa drużyna Wisły na pewno znajdzie się pod presją kilkunastu tysięcy kibiców, ale będzie mogła też liczyć na ich doping.

Szans na pokonanie Wisły na jej stadionie upatruję tylko w naszym dobrym przygotowaniu, a nie w presji na piłkarzy gospodarzy. W sparingach pokazaliśmy wiele jakości, osiągaliśmy dobre wyniki, ale dopiero mecz o stawkę weryfikuje wykonaną pracę i pozwala oceniać zmiany, które zaszły. Jestem urodzonym optymistą i zawsze uważam, że zmiany wychodzą na dobre, choć nie od razu to widać. Rok temu zajęliśmy dziesiąte miejsce, teraz siódme. Nie chcemy się zatrzymywać, więc zrobienie kolejnego kroku oznaczałoby walkę w barażach o ekstraklasę. Każdego dnia poprawiamy też zarządzanie klubem, infrastrukturę. Nie ma co ukrywać, że bardzo czekamy na to, by u siebie znów zagrać z kibicami. Spotkania bez publiczności są bardzo trudne, trzeba się bardzo napracować, by utrzymać mobilizację na wysokim poziomie. Uważam, że w kolejnych latach Sandecję będzie stać na walkę o awans.

Nie obawia się pan, że drużyna może się trochę wystraszyć atmosfery na stadionie Wisły, bo nie jest przyzwyczajona do regularnej gry przed tak dużą publicznością?

Inauguracja będzie jedną wielką niewiadomą nie tylko dla mnie, ale także dla trenera Jerzego Brzęczka. Mimo wszystko uważam, że tak liczna widownia będzie na nas działać mobilizująco, by dać z siebie jeszcze więcej. Dobrze, że wraca gra o punkty, pojawia się presja. Ja to lubię i ostatnio trochę się niecierpliwiłem, czekając już na pierwsze spotkanie.

Przy Reymonta spodziewają się, że rywale będą się szczególnie motywować na mecze z nimi, mając na uwadze wielkość klubu i jego historyczne osiągnięcia. Zgodzi się pan?

Na pewno każdy, kto przyjedzie na Reymonta, będzie chciał się pokazać. Nie zapominajmy jednak o tym, że wielkość tego klubu też będzie oddziaływać na przeciwników i niektórzy mogą sobie z tym nie poradzić.

Dla Wisły może być z kolei problemem przystosowanie się do występów na małych stadionach rywali, gdzie nie będzie wielu kibiców?

Wisłę na pewno czekają bardzo trudne momenty. Jerzy Brzęczek jest jednak doświadczonym trenerem, skompletował też bardzo ciekawy zespół. Nie jest tak, że spadli i nie mają dobrych piłkarzy. Popatrzmy choćby na Bartosza Jarocha. To obrońca wyróżniający się w I lidze, z niewielkim, ale jednak, doświadczeniem w ekstraklasie. Wisła cały czas ma duże możliwości i z obecną kadrą jest w stanie zrobić awans. Nie będzie o to łatwo, bo jest wyjątkowo wiele drużyn z aspiracjami. Nie mam wątpliwości, że to najmocniejsza I liga od lat, bardzo atrakcyjna dla kibiców. To cieszy.

Jaka jest największa różnica, okiem trenera, między ekstraklasą a I ligą?

Obie ligi są zupełnie inne, wciąż jest między nimi przepaść. Na drugim poziomie decyduje przede wszystkim przygotowanie motoryczne, jest zdecydowanie więcej siły, pressingu. Piłkarze mają mniejsze umiejętności, widać dużą różnicę w zaawansowaniu technicznym.

Na boisku zagrał pan przeciwko Wiśle 17 razy. Tylko pięć spotkań skończyło się dla pana drużyn – Odry Wodzisław, GKS-u Katowice i Legii Warszawa – pozytywnym wynikiem. To był okres panowania Białej Gwiazdy, a obrońcy, w tym pan, mieli bardzo wiele pracy z gwiazdami, których ściągał Bogusław Cupiał.

Gdy byłem w Legii, też zastanawialiśmy się, jak wysoko wygramy, a nie czy wygramy. Przed meczem remis nie był wynikiem, który zadowalał. Podobnie było w pewnym okresie przeciwko Wiśle, gdy wiele drużyn przyjeżdżało do Krakowa na pożarcie. Pamiętam spotkanie za trenera Marcina Bochynka, gdy Odra przegrała 0:6. Straciliśmy wtedy jedną kuriozalną bramkę…

Krzysztof Pilarz podał piłkę Pawłowi Kryszałowiczowi i napastnik Wisły trafił do bramki z 30 metrów.

Tak… Pamiętam, że prześladował nas też pech przed pierwszym gwizdkiem. Miewaliśmy problemy z dojazdem, z autobusem. Raz autokar zepsuł się na autostradzie i samochodami dojechaliśmy na stadion w Krakowie.

W sobotę po raz pierwszy zmierzy się pan z drużyną prowadzoną przez Jerzego Brzęczka, ale wiem, że dobrze się znacie.

Obaj byliśmy na jednym kursie w szkole trenerów, edukowaliśmy się przez dwa lata. Znamy się też z boiska i prywatnie. Na pewno miło będzie się spotkać i porozmawiać z Jurkiem. A sam mecz, po dwóch stronach barykady, zapowiada się jako ciekawe doświadczenie.

REKLAMA
REKLAMA

 

 

News will be here